Koło Kauflandu w bydgoskim Fordonie (i koło Lidla też) często można spotkać paru bezdomnych mężczyzn. Często podchmielonych. Do marketów nie wchodzą, bo tam są ochroniarze. Przed sklepami jednak stoją godzinami. I zaczepiają.
- Mogę odprowadzić wózek na zakupy i wziąć monetę ze środka? - oto ich standardowe pytanie. Standardowo klienci sklepu machają ręką i złotówke czy 2 złote dają. Skoro wydali kilkadziesiąt złotych albo i więcej kasy na zakupy, to co im po 1 złotym? Niektórzy klienci, wychodząc ze sklepu, proponują żebrzącym, że dadzą im coś do jedzenia. Przecież właśnie jedzenie kupili. Ale bezdomni wolą monety.
Przeczytaj również: Nocka wśród bydgoskich bezdomnych. Jak żyją?
Ziarnko do ziarnka, aż zbierze się miarka. Dziennie taki bezdomny czy drobny pijaczek ma nawet 50 złotych utargu. Tak może być, zakładając, że pod sklepem delikwent stoi 5 godzin, a przynajmniej 10 osób zgodzi się na godzinę ofiarować mu monetę z wózka. Może być więcej, bo pytanie zadają zazwyczaj kilka razy na minutę. Na niejedną butelkę taniego wina - albo i wódki - wystarczy.
Ja im pieniędzy nie daję, bo im nie ufam. Nie wierzę, że kasa pójdzie naprawdę na chleb czy bułki. Myślę, może i błędnie, że datki zostaną wydane na wódkę albo inne alkoholopodobne trunki.
W ośrodkach pomocy społecznej mówią, że jeśli ludzie są naprawdę potrzebujący, zgłaszają się do nich. Bo to pracownicy socjalni są od tego, żeby pomagać innym.
A Wy przekazujecie datki bezdomnym i innym osobom proszącym o wsparcie finansowe?
Czytaj e-wydanie »