- Protest rolników jest ostatecznością - stwierdził Wojciech Mojzesowicz, gospodarz z Gogolinka (gm. Koronowo), szef Kujawsko-Pomorskiego Centrum Rolniczego we Wtelnie, w którym odbyło się spotkanie w gronie producentów trzody chlewnej. - Wolimy rozmawiać, ale trzeba jak najszybciej podejmować decyzje, bo za kilka miesięcy może już być za późno na pomoc.
Ryszard Kierzek, prezes Kujawsko-Pomorskiej Izby Rolniczej, uznał że właściciele chlewni pilnie potrzebują pomocy, na przykład rekompensat. Bo w wyniku afrykańskiego pomoru świń, a raczej skutków zamieszania w gospodarce, stracili sporo. Ceny w skupie bardzo spadły.
Izba niedawno wysłała do resortu rolnictwa pismo, w którym informuje o dramatycznej sytuacji na rynku i wnioskuje o konkretną pomoc. Ryszard Kierzek zwrócił uwagę, że produkcja trzody w ramach systemu nakładczego okazała się szkodliwa dla polskich rolników. Uznał, że nie może być tak iż tylko oni ponoszą wszelką odpowiedzialność i koszty, a nie właściciele zwierząt.
- Skutki decyzji politycznych spadły głównie na rolników - dodał Mojzesowicz.
- Producenci jabłek stracili z powodu rosyjskiego embarga, ale otrzymali rekompensaty - mówili uczestnicy spotkania. - O właścicielach chlewni zapomniano. A przecież tuczników nie przetrzymamy w chlewni tak jak jabłek w chłodni. Musimy je sprzedać.
Gospodarze chcą porozmawiać o swoich problemach z Markiem Sawickim, ministrem rolnictwa. Niebawem może dojść do tego spotkania, bo otrzymał on zaproszenie od przedstawicieli izby. Organizatorzy proponują, by ministrowi towarzyszył Główny Lekarz Weterynarii.
Zdaniem Mariana Zubika, rolnika z Salna i szefa Samoobrony w Kujawsko-Pomorskiem, na temat tych problemów oraz sposobów ich rozwiązania trzeba rozmawiać nie tylko z ministrem rolnictwa, ale także z Januszem Piechocińskim, wicepremierem i ministrem gospodarki.