Dramat zaczął się w niedzielę wieczorem. W domu został 34-letni Roman z synkiem. Mężczyzna nie chciał otworzyć swojej partnerce drzwi. Groził, że wyskoczy z małym Olkiem przez okno. Paulina powiadomiła policję. Młodzi ludzie nie mają tzw. niebieskiej karty, którą zakłada się rodzinom, gdy występuje u nich przemoc.
Ojciec jest jednak dobrze znany policji. Był kilkakrotnie karany. M.in. za kradzieże z włamaniem, rozboje oraz pobicie policjanta. Oficjalnie Roman nie pracował. Rodzina nie korzystała też ze wsparcia ośrodka pomocy społecznej. O 23-letniej Paulinie, matce chłopca, nikt ze świadków nic nie wie.
Więcej wiadomości z Bydgoszczy na www.pomorska.pl/bydgoszcz.
Gdy przedwczoraj wieczorem Roman zabarykadował się z 2-letnim Olkiem w domu, myślał pewnie, że jego syn może być kartą przetargową. Skapitulował dopiero w poniedziałek po 14.
- Przyjechała karetka i zabrała matkę z dzieckiem - opowiada Krzysztof Kubicki, który wczoraj też przyglądał się scenom na Stromej. - Potem druga karetka wzięła tego mężczyznę. Spokojnie szedł. Policjanci tak go osłaniali, że nawet go nie było widać. Wsiedli. Odjechali. I już.
Do zdemolowanego mieszkania wtargnęli funkcjonariusze. Jeszcze długo zabezpieczali ślady. Dopiero około godz. 15 policjanci przestali blokować ulicę.
Czytaj e-wydanie »