Za rufą zostało 1050 kilometrów.
Pan Marian to prawdziwy weteran. Wyczynowe kajakarstwo (slalomista górski) uprawiał do 1973 roku, a później - aż do emerytury - był kolejno trenerem i nauczycielem w-f. Wcześniej pokonał pod prąd cały Dunajec. Trudno więc się dziwić, że bystrza najszybszych rzek nie robią na nim większego wrażenia.
W turystyczny rejs królową polskich rzek wyruszył ze Świbna, by po miesiącu wiosłowania zameldować się w Wiśle-Malince, w pobliżu nowej skoczni narciarskiej im. Adama Małysza. To miejsce u podnóża Baraniej Góry, gdzie zaczyna się rzeka Wisła.
- Bywało, że płynąłem wężykiem pomiędzy mieliznami - mówi "Pomorskiej" Gonciarz. - Uciążliwe bywały przeciwny wiatr i fala, o samym nurcie i wirach nie wspominając.
Pogodna aura sprawiła jednak, że Wisła była mu łaskawa.
Kajakarzowi towarzyszyła żona Danuta, która jechała samochodem wzdłuż całej trasy.