Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Weckwerth - kajakiem ekstremalnie pod prąd

Roman Laudański [email protected]
Marek Weckwerth ekstremalnie na wodzie
Marek Weckwerth ekstremalnie na wodzie Fot. archiwum
Podróżnik Marek Kamiński przepłynął 959 kilometrów Wisłą w kajaku. Dziennikarz Marek Weckwerth marzy, by pokonać królową polskich rzek pod prąd.

Serwis Turystyka

www.pomorska.pl/turystyka

Ile kilometrów rzek mógł przepłynąć przez trzydzieści lat kajakarstwa? Marek Weckwerth, dziennikarz "Gazety Pomorskiej" zastanawia się tylko przez chwilę: - Może wszystkiego będzie już kilkanaście tysięcy kilometrów. Z czego całkiem sporo pod prąd.

Marek Kamiński, podróżnik i polarnik wyruszył na zimową wyprawę kajakową, by przywrócić Polakom Wisłę. Cały ekwipunek załadował na kajak. Spał w namiocie. Pił przefiltrowaną wodę z Wisły i jadł złowione ryby. Przekonywał, że największa i ciągle dzika rzeka w Polsce zasługuje na życzliwe zainteresowanie.

Ten pierwszy raz

Marek Weckwerth, dziennikarz, instruktor i kajakarz jest w swoim żywiole, kiedy bije rekordy na kolejnych polskich rzekach. W młodości chętnie wyjeżdżał z rodzicami na wakacje, a jak już byli nad woda, to ojciec zabierał go do kajaka. Jednak pierwszą i niezapomnianą wyprawę kajakowa przeżył tuż po maturze. Z dwoma kolegami, żeby tylko odreagować maturę, wypożyczyli kajaki i popłynęli Brdą z Charzyków do Bydgoszczy. Założyli, że w tydzień pokonają 160 kilometrów rzeki. Dla młodych - ekstremalna przygoda. Były wywrotki, trudne odcinki. Koledzy zrazili się do kajakarstwa, a on nie, choć nabawił się infekcji ręki i musiał przed Bydgoszczą skończyć spływ, zakochał się w wiośle i kajaku na zawsze. Jeden z kolegów, z którym pokonywał 30 lat temu Brdę, po 20 latach wrócił na wodę i nawet pływa ekstremalnie. - Kajak ma siłę przyciągania - zapewnia nasz redakcyjny kolega.

W latach 80. prężnie działał w Bydgoszczy klub kajakarski "Orzeł". W każdy weekend zapaleńcy pakowali się do wysłużonego robura i wyruszali na spływ po rzekach Pomorza. Kajaki z tamtych lat to były konstrukcje ze sklejki. Dopiero później pojawiły się kajaki plastikowe. To była prawdziwa rewolucja. Były lżejsze, szybsze i miały sporo miejsca na upchanie bagażu. Niestety, konstrukcja nie był zbyt mocna. Często pękały lub dziurawiły na przeszkodach wodnych. Dziś kajaki są zupełnie inne, prawie niezniszczalne.

- Podczas skoków przez przeszkody rozpadały się kajaki, ale także nasz robur nawalał coraz częściej - śmieje się Marek Weckwerth. - Mieliśmy prawdziwą wodna przygodę, turystykę i tramping. Wieczory spędzaliśmy przy ogniskach i gitarze. Bywało, że witaliśmy świt nad dogasającym ogniem. Spaliśmy godzinę, stawialiśmy kajaki na wodę i płynęliśmy dalej.

Kulturysta na wodzie

Marek Weckwerth przyznaje, że nigdy nie uprawiał wyczynowo żadnego sportu. Owszem, w domu amatorsko ćwiczył boks i machał ciężarkami. Lubi kajak i rower, ale to wszystko. Kiedyś wymyślił sobie, że będzie pływał pod prąd. Słyszał o zawodniku, który w latach 70. w ten sposób przepłynął Dunajec. Pomysł mu się spodobał. Często ćwiczył na Brdzie płynąc z przystani "Orła" do Smukały. Siedem kilometrów pod prąd przy dość bystrym nurcie rzeki. Zapuszczał się coraz dalej, aż w 1997 roku wziął wtedy 8-letniego syna Piotra, cały ekwipunek i popłynęli razem z Bydgoszczy do jeziora Charzykowskiego. Zajęło im to cztery dni.
Na jednym z noclegów pod Rytlem usłyszał wymianę zdań między wędkarzem a leśniczym.
- A ten gość, to kto?
- Kajakarz. Płynie z synem pod prąd.
- Kulturysta!?
- Wygląda zwyczajnie.
Na miejscu spotkał się z żoną i 9-letnim synem Tomkiem, z którym - a jakże - kajakiem, spłynął do Bydgoszczy. W sumie 320 kilometrów tam i z powrotem Brdą.

Rekordy pod prąd

Spodobało mu się na tyle, że w 2000 roku samotnie zaatakował Brdę pod prąd. Wypłynął z ujścia Brdy do Wisły i dopłynął do Świeszyna nad jeziorem Głębokim. 233 kilometry przepłynął pod prąd w 64 godziny i 5 minut. Nad biciem rekordów czuwali sędziowie z Polskiego Związku Kajakowego. Sporządzili stosowny protokół, a on musiał stosować się do regulaminu, który sam ustanowił. Jest w nim zapis, że podczas bicia rekordu kajakarz może odpoczywać i nocować, ale w tym czasie traci, bo zegar bije.
To mu się dopiero spodobało. Do ubiegłego roku jedenaście razy bił rekordy. I nie zamierza przestać.
- Każda rzeka jest inna, jak pogoda czy kobieta - śmieje się. - Nigdy do końca jej nie poznasz, nie zbadasz. Brda była moim Rubikonem. Obawiałem się, czy dam radę. Później było już z górki, a raczej pod górkę, bo przecież pływam pod prąd.

Przyzwyczailiśmy się, że kajakarstwo, na które jest teraz coraz większa moda, to spokojne spływy uregulowanymi rzekami. To nie dla Marka Weckwertha. Adrenalina zaczyna buzować mu w żyłach, kiedy rzeka jest dzika i narowista. Wydawać by się mogło, że na Pomorzu woda płynie spokojnie, ale wiele rzek, które mają swoje źródła na terenie Szwajcarii Kaszubskiej, to prawdziwie górskie rzeki.

Może być niebezpiecznie

- Na Wdzie w okolicy uroczyska Leosia miałem niebezpieczna wywrotkę - wspomina nasz redakcyjny kolega. Pod kolejowym mostem było i tak duże bystrze, a kiedy w nie wpłynąłem, to trafiłem akurat w półmetrowa falę, kra powstała chwilę po tym, jak hydroelektrownia Gródek spuściła wodę. Ocknąłem się pod wodą I przez godzinę zbierałem rzeczy, które zniosła mi woda po wywrotce. Było dramatycznie. Czy kajakarstwo może być niebezpieczne? Pewnie, że tak. Tak jak w przypadku innych sportów - potrzebny jest umiar. Kiedyś pływałem bez kamizelki asekuracyjnej, bo krępowała mi ruchy. Teraz ja zakładam, bo przekonałem się że ratuje życie.

Niesamowita przygodę przeżył - i to dosłownie! - na szlaku rzeki Gwdy. Płynął nią podczas huraganowej pogody. W pewnym momencie wiatr powalił drzewo, które spadło dziesięć metrów przed jego kajakiem. Wpłynął na jezioro Wielimie (na wysokości Szczecinka). Jezioro jest jak misa. Nie za głębokie, a na takich akwenach - niestety - powstają wysokie i niebezpieczne fale. Zdecydował się przepłynąć jezioro, bo liczył na to, że wiatr w plecy tylko mu pomoże. Tymczasem im dalej wpływał, tym napotykał wyższe fale. Nie mógł zawrócić. Musiał płynąć równo z linią wiatru, bo nawet kilkustopniowe zejście z kursu skończyłoby się wywrotką. Kilkumetrowe i agresywne fale zmusiły go do nieprawdopodobnego wysiłku, koncentracji i korzystania z doświadczenia. Jak wreszcie przepłynął jezioro, to okazało się, że nie trafił do wypływu rzeki i przez pięć kilometrów musiał ciągną kajak przez las. Dopiero kiedy zwodował go na rzece, przekonał się, że przetarło się poszycie i kajak nabiera wody. Tonąc, wiosłując i wylewając wodę dotarł do punktu kontaktowego, gdzie czekali sędziowie i zapasowy kajak.

- Przeżyłem mnóstwo przygód. Każdy szlak, nowa rzeka była do odkrycia - opowiada.

Przez bagna

Marek Weckwerth jest autorem dwóch podręczników kajakarstwa napisanych dla Wydawnictwa Pascal (Kajaki od "a" do "z" i "Po prostu kajakarstwo").

Pływa także nocami. Na głowę zakłada latarkę "czołówkę", podkładowe szperacze mocuje do kajaka. Taki ekwipunek pomaga przy biciu rekordów.
Inna ekstremalna przygoda? Proszę bardzo, tym razem na rzece Łebie. - Doświadczeni koledzy powtarzali mi, że jak chcę się sprawdzić, to musze ruszać na Łebę. Tą rzeka trudno spływa się zwyczajnie z nurtem. Jest szybka, a co tu dopiero mówić o przepłynięciu jej pod prąd.
Spróbował. Nocą, kiedy okazało się, że ni dopłynie na umówione miejsce, postanowił przeciągnąć kajak dwa kilometry do drogi. Okazało się, że brzeg i dalsza droga to po prostu jedno wielkie bagno. Grzęznąc po pas w błocie, kilka razy tonąc w bagnie - ratował go tylko kajak i wiosło, szerokie punkty podparcia w grzęzawisku, dotarł do celu.

- Ta rzeka ma tylko 102 kilometry, ale do ich pokonania pod prąd potrzebowałem dwa i pół dnia. Do końca życia ich nie zapomnę. Po co robię takie rzeczy? To jest jak z górą. Skoro jest - to cię na nią ciągnie i trzeba wejść na szczyt Tak samo jest z rzeką. Zwykły spływ nie dostarcza mi tyle adrenaliny. A kiedy płynę od końca do początku, mam fantastyczny trening, po którym świetnie się czuję. Jak płyniesz z nurtem, to możesz odłożyć wiosłowanie, rzeka cię poniesie. Ale jak robisz to pod prąd, to nie ma zmiłuj się. Przestajesz wiosłować - doda cię cofa. Takie pływanie daje mi potężny ładunek energii, satysfakcję, ale również jest filozofią życia. Trzeba radzić sobie nie tylko z pradem. Jestem dziennikarzem, opisuję wyprawy. Łączę przyjemne z pożytecznym. Czytelnicy trzymają za mnie kciuki, co potwierdzają w e-mailach wysyłanych do redakcji. To mnie również napędza.

Moja żona Anna wie, że jestem zakręcony. Synowie Tomek (21 lat) i Piotr (20 lat) połknęli bakcyla. Pływają sami i organizują już spływy dla kolegów. Nas nie można spotkać opalających się na plaży. Żonę poznałem na zimowym spływie i choć wiele wspólnych przygód na wodzie za nami, to Ania jest zakochana w górach. Choć raz w roku musimy wyjechać w góry.
Marek Weckwerth zazdrości Markowi Kamieńskiemu dwóch rzeczy: czasu i pieniędzy, które może przeznaczyć na swoje pasje.

- Ukoronowaniem mojego pływania pod prąd, tego łańcuszka nanizanych rzek miała być Wisła, ale dwa lata temu przepłynął ja w ten sposób emerytowany zawodnik. Zajęło mu to 31 dni, a ja uważam, że dałbym radę w 20 dni. Kiedyś przepłynę ja nie od "a" do "z", ale właśnie od "z" do "a".
Cały czas podróżuje. Pieszo i kajakiem. Ostatnio 15-osobową grupa przepłynęli rzekę Wel (dopływ Drwęcy). Nie było łatwo. Dziesięcioro uczestników zaliczyło wywrotkę. Nasz redakcyjny kolega chce ja przepłynąć po swojemu, czyli pod prąd. Jest szybka, ma ponad sto kilometrów, ale w dwa - trzy dni powinien ja pokonać.

Rzek poznaj sto

- Cały czas staram się odkrywać wciąż nowe rzeki dla polskiego kajakarstwa - mówi. - Jest moda na aktywny wypoczynek, coraz więcej osób pływa kajakami górskimi. Szukają adrenaliny. Chcą walczyć z rzeką,. Nie wiem, ile jeszcze rzek uda się nam pokonać. Sam chciałbym choć jedną w roku przepłynąć pod prąd.

Mówi, że jak długo nie pływa, to się po prostu źle czuje. Czegoś mu brakuje. Kajakarz musi zanurzyć wiosło. Zapewnia, że to prawdziwe uzależnienie.

- Jest jeszcze mnóstwo rzek do okrycia - zachęca Czytelników, by czytali jego artykuły i książki, a najlepiej choć na chwile wsiedli do kajaka. A on wciąga.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska