- Nie robiłbym teraz skandalu, że coś było zawalone, jeśli chodzi o przygotowanie do sezonu. Kiedy spojrzymy na całość naszej kadry, to coś jest na rzeczy. Analizy oczywiście przeprowadzimy. Analizę dotyczącą pracy trenera też. W tak awaryjnej sytuacji, jak teraz, ciągle rozmawiamy z Michalem i całym sztabem - przyznaje Małysz, w rozmowie z WP Sportowe Fakty.
Ma powody do niepokoju, bo nasi skoczkowie na razie spisują się - delikatnie mówiąc - poniżej oczekiwań (jako tako daje sobie radę tylko Kamil Stoch). Teorii jest wiele, a trener Doleżal jest zdania, że przyczyną kryzysu jest problem ze sprzętem. Małysz częściowo się z nim zgadza.
- Kiedy masz kombinezon, który ci nie do końca pasuje, zaczynasz przyjmować inną pozycję najazdową. W pewnym momencie taki błąd tylko powielasz. Tak mogło się stać z Dawidem [Kubackim - red.]. Ale nie da się ukryć, że błędy techniczne są ewidentnie i to też jest duży problem - mówi.
Zaznacza jednak, że w Polskim Związku Narciarskim nie będzie żadnych nerwowych ruchów w sprawie Doleżala. - Mamy zaufanie do trenera i liczymy, że wyciągnie chłopaków z tego, w czym tkwią w tym momencie. Największą głupotą byłoby zwalnianie trenera dlatego, że aktualnie coś nie idzie. Zawsze trzeba dać szansę. Ja, prezes, jak i cały związek ufamy, że trener poradzi sobie z tą sytuacją. Żadnych gwałtownych ruchów nie będziemy podejmować - podkreśla Małysz.
