- Skąd się wziął pomysł tak egzotycznej podróży?
- Pojechaliśmy, żeby zobaczyć tę część Afryki, przejechać tę trasę. Sprawdzić, czy w ogóle jesteśmy w stanie, bo tak się składa, że jesteśmy jednymi z pierwszych, którzy się na to odważyli. Tamtędy przejeżdża może z pięć wypraw rocznie. To naprawdę trudna trasa.
- Niebezpieczna?
- Może nie to. Jest po prostu wyczerpująca, męcząca. Człowiekowi przez cały czas towarzyszy lęk, czy wystarczy wody, a jest ona tam droższa czterokrotnie od paliwa, którego też nie może zabraknąć. Więc jedzie się z duszą na ramieniu, przez wypłukane wąwozy, rzeki, nieprzejezdne prawie trakty dżungli, które w niczym nie przypominają drogi.
- Warto było jechać?
- Pewnie, że tak. Przejechaliśmy 27 tysięcy kilometrów - w szóstkę, dwoma samochodami, skład się zmieniał. Jedyna kobieta - Kasia wróciła do Chojnic jako pierwsza. Zobaczyliśmy mnóstwo niepowtarzalnych krajobrazów, miast i osiedli, mamy bardzo interesujące zdjęcia, które chcemy w lutym pokazać na wystawie.
- A nie było wam smutno w święta, które spędziliście poza domem?
- Boże Narodzenie spędziliśmy w misji katolickiej w Senegalu. Na naszą cześć zabito tam koguta, który budził nas rano, a my też zachomikowaliśmy frykasy na ten czas - puszki tuńczyka, kabanosy, parę butelek dobrego wina. Pewnie, że tęskniliśmy za rodzinami, dobrze, że można było usłyszeć je chociaż przez telefon.
- To pewnie nie koniec egzotycznych podróży ...
- Już planuję na następny rok.
ROZMAWIAŁA MARIA EICHLER
