- Propozycja gry w biało-czerwonych barwach od trenera Dariusza Maciejewskiego była dla ciebie zaskoczeniem?
- Ogromnym zaskoczeniem. Nie spodziewałam się, że trener Maciejewski powoła do reprezentacji kobietę po ciąży, która jeszcze niedawno ważyła 15 kilo więcej, a w dodatku ma swoje lata (śmiech). A tak poważnie, z karierą reprezentacyjną praktycznie już się pożegnałam. Po występie na ME w 2005 roku złapałam kontuzję pleców, potem wróciłam jeszcze na chwilę dwa lata później, ale też skończyło się urazem. Miałam świadomość, że muszę ustąpić miejsca lepszym i młodszym koleżankom. W dodatku założyłam rodzinę, urodziłam córeczkę i dopiero powoli dochodzę do dobrej dyspozycji. Nie spodziewałam się, że tak szybko odbuduję się po ciąży i zostanie to zauważone przez Dariusza Maciejewskiego. To bardzo miłe, ale poprosiłam trenera o czas do namysłu.
- Decyzja już podjęta?
- Jeszcze nie. Rodzina jest dla mnie na pierwszym miejscu i moje życie zależy w tej chwili od mojej córeczki Laury. Mój partner Rafał (Hejmej, wioślarz Zawiszy, kadrowicz - przyp. red.) niestety większość czasu spędza na zgrupowaniach i nie mogę zostawić kilkumiesięcznego niemowlaka samego. Moje dziecko nie będzie sportową sierotą, bo mama gra w kosza, a tata jest wioślarzem. W rozmowie z trenerem postawiłam więc sprawę jasno: jeśli będę mogła wziąć Laurę na większość zgrupowań, to reprezentacja jest sprawą otwartą. Drugą ważną kwestią jest fakt, jak bardzo przydatna będę w drużynie. Jeśli mam grzać ławę i wchodzić tylko na kilka minut, to zamieszanie wokół mnie i dziecka nie ma sensu.
- Jaką więc rolę widzisz dla siebie w kadrze? Liderki?
- To zależy od trenera, a jeszcze na ten temat nie rozmawialiśmy. Rola liderki? Chyba nie. Są lepsze zawodniczki, choćby Ewelina Kobryn, jedna z najlepszych w Europie na pozycji środkowej. Ja chciałabym dorzucić kilka punktów i przede wszystkim skupić się na obronie.
- Za 4 miesiące Eurobasket. Turniej rozgrywany w Polsce byłby chyba wymarzonym ukoronowaniem reprezentacyjnej kariery.
- Zawsze marzyłam o występie w koszulce z orzełkiem na piersi przed kilkoma tysiącami polskich kibiców. I mam nadzieję, że podczas Eurobasketu to marzenie się spełni. Jak to się mówi - "ściany pomagają" i może reprezentacja Polski wreszcie osiągnie jakiś znaczący sukces. Może będziemy "czarnym koniem" mistrzostw. To byłoby wymarzone zakończenie przygody z reprezentacją.
- W sobotę zagrasz w Lublinie w meczu Kadra kontra Gwiazdy PLKK (ze Stef Raymond z Artego). Który to już z kolei taki występ w twojej karierze?
- Oj, było ich kilka. Aż trudno mi teraz zliczyć. Takie mecze to przede wszystkim promocja koszykówki, ale też świetna zabawa. Pokażemy kibicom, że koszykówka to nie tylko bijatyki na boisku, przepychanki i faule, ale przede wszystkim finezja i technika. Będzie wiele pięknych akcji i zagrań. No, może wsadu nie zrobię. Z tą wagą to na pewno mi się nie uda (śmiech), ale obiecuję, że pokażemy, że basket sprawia nam ogromną przyjemność.