Akcja służb specjalnych w Pakistanie byłaby samobójstwem

Wojciech Łuczak
(fot. fot. archiwum)

Grzegorz Schetyna, minister spraw wewnętrznych przyznał , że rozwiązanie siłowe w sprawie porwanego Polaka było brane pod uwagę. Według Schetyny koncepcja ta upadła, ponieważ była zbyt trudna do realizacji. Górzyste, nieprzystępne tereny na których przetrzymywano polskiego geodetę są kontrolowane przez talibów.

O zdanie na temat takiej akcji zapytaliśmy Wojciecha Łuczaka, eksperta od spraw wojskowości, redaktora naczelnego miesięcznika "Raport".
- Rozwiązanie siłowe jest pierwszym, które rozważa się w takiej sytuacji - mówi Łuczak. - Ale wysłanie grupy komandosów bez rozpoznania terenu, którego nie mamy, jest idiotyzmem. To byłoby samobójstwo, bo komandos jest na tyle dobry, na ile dobre ma rozpoznanie terenu, na którym ma działać. Poza tym trzeba pamiętać, że bez zgody Pakistańczyków takiej akcji nie można by było przeprowadzić.

- Nie mamy rozpoznania w Pakistanie?
- Byłem w Pakistanie. To jest bardzo dziwny kraj. Tam nawet Amerykanie nie mają rozpoznania. Gdy dowiedzieli sie, że pakistańska broń atomowa nie jest odpowiednio chroniona, to wyłożyli własne pieniądze na budowę odpowiednich zabezpieczeń. W zamian chcieli dostępu do instalacji i kontroli broni. Nie dostali jej.
Tymczasem wczoraj po południu premier Donald Tusk zapewnieł kolejny raz, że Polska zrobiła wszystko, żeby tej tragedii zapobiec. Sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych w kancelarii premiera Jacek Cichocki powiedział, że nie było możliwości wysłania jednostki specjalnej, by pomóc porwanemu w Pakistanie Polakowi. Tymczasem szef MSZ Radosław Sikorski ustanowił milion zł nagrody za informacje, które mogą pomóc w doprowadzeniu winnych śmierci Polaka przed wymiar sprawiedliwości.