https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Aktówka była nasza

Hanka Sowińska
Tę aktówkę z wmontowanym aparatem fotograficznym odebrano esbekom w Bydgoszczy
Tę aktówkę z wmontowanym aparatem fotograficznym odebrano esbekom w Bydgoszczy Archiwum komisji Krajowej
Sfatygowana aktówka z wmontowanym aparatem fotograficznym jest dziś unikalnym eksponatem na wystawie w Gdańsku, poświęconej "Solidarności". Przez nią bydgoscy działacze opozycji trafili za kraty.

1 maja 1985 r. przed bydgoską bazyliką Wincentego a' Paulo zebrały się tysiące ludzi. W gronie tych, którzy uczestniczyli w mszy i w kontrpochodzie byli członkowie podziemnej "Solidarności".

Aktówka była nasza

- Stałem w pobliżu Janka Rulewskiego. Zza pazuchy wyciągnąłem sztandar "Solidarności". Wtedy zauważyłem, że ktoś nas fotografuje. Decyzja była błyskawiczna. Wraz z Bogdanem Guściem rzuciliśmy się w kierunku esbeków. Chwila szarpaniny i aktówka była nasza - wspomina doc. Roman Kotzbach, lekarz, specjalista ginekolog-położnik, w latach 80. jeden z czołowych działaczy bydgoskiej opozycji.
Potem poznał nazwiska tych, którzy z ukrytego w skórzanej aktówce aparatu robili im zdjęcia.- Było ich trzech: Skotnicki, Lanckorzyński i Maryks - wymienia.
Kotzbach i Guść, korzystając z zamieszania, uciekli do kościoła. Aktówkę trzymał Guść. - I to on oddał ją księdzu Józefowi Kutermakowi na przechowanie - przypomina Kotzbach.

Za profanację sztandaru

Kotzbach przez esbecką teczkę trafił do aresztu na dwa miesiące
(fot. Tadeusz Pawłowski)

Incydent z aktówką stał się dla SB pretekstem do nękania opozycji. Tajna policja robiła wszystko, by aresztować sprawców. Wspomina Jan Rulewski: - Nie chcieli nas wsadzać do więzienia za udział w demonstracji. Wpadli więc na pomysł, by zatrzymać za profanację flagi. Z tym też nie wyszło. W końcu mnie złapali, bo rzekomo nie miałem włączonych świateł w samochodzie. Na szczęście szybko odzyskałem wolność.
Esbecja nie odpuściła natomiast pozostałym opozycjonistom. Po miesiącu nękania znalazła odpowiedni paragraf. - Oskarżono nas z artykułu 210 o napad rabunkowy, pobicie oraz zabór mienia państwowego. W trakcie procesu przedstawiano fałszywe dowody obdukcji esbeków, które miały przekonać sąd, że ich pobiliśmy - mówi doc. Kotzbach.

Ja nie skłamałem

Na ławie oskarżonych zasiadło sześć osób: Danuta Bejgerowska, ks. Józef Kutermak, Józef Cichy, Krzysztof Gotowski, Bogdan Guść i Roman Kotzbach.
- Podczas procesu sędzia pytał ks. Kutermaka, czy doktor Kotzbach dał mu teczkę. Duchowny zaprzeczył. Potem mówił mi: "Ja wtedy nie skłamałem. Przecież dał mi ją Guść. Prawda"? - opowiada doc. Kotzbach. Skazany został na rok więzienia i 150 tys. zł grzywny. Na szczęście objęła go amnestia. "Zaliczył" tylko dwa miesiące aresztu.
Dziś mówi, że była to ostatnia sprawa polityczna w PRL. Władzy bardzo zależało na tym, by "unieszkodliwić" działaczy podziemnej "S".
- Esbecja zdecydowała się nawet na ujawnienie swoich konfidentów po to, by mogli nas rozpoznać jako uczestników zajścia pod bazyliką.
Niezwykle ciepło wspomina adwokatów, którzy bronili kolegów i jego, w tym mecenasów: Jana Olszewskiego, Gołdę, Paradowskiego i Lehmana.

Była dobrze ukryta

Tę fotografię zrobiła Romanowi Kotzbachowi SB z ukrycia 12 sierpnia 1985 r. przy rondzie Fordońskim

Esbecka aktówka, by nie wpaść w niepowołane ręce, została dobrze ukryta. Tak dobrze, że... zapomnieli o niej bohaterowie majowego zdarzenia. - Okazało, że miał ją Stefan Pastuszewski. Trzymał w drewutni i publicznie pokazał 19 marca tego roku, podczas spotkania w "Węgliszku" z okazji wydarzeń bydgoskich - opowiada Kotzbach.
Chciał, by trafiła w dobre ręce. I tak się stało. - Przekazałem ją do Archiwum Komisji Krajowej NSZZ"Solidarność" w Gdańsku, która gromadzi pamiątki z historii związku.
Joanna Jankowska, szefowa Archiwum KK zapewnia, że aktówka znajdzie się na wystawie, którą z okazji 25-lecia powstania "S" już można oglądać w gdańskim Dworze Artusa.

___________________________
Jest aktówka i aparat, nie ma natomiast kliszy. Podobno została wywołana. Kto ma dziś te zdjęcia? Czekamy na sygnał od czytelników, tel. 326-31-33.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska