Alarm bombowy w Bydgoszczy. Miasto sparaliżowane [zdjęcia]
Ten dowcipniś powinien być przykładnie ukarany - Henryk Migielski, bydgoski taksówkarz w poniedziałek nie potrafił ukryć wściekłości. - Z Błonia na Kapuściska klientkę wiozłem godzinę. Przed Grudziądzką cudem udało mi się zjechać na parking i wydostać z korka. Bo utknąłbym na kolejne dwie godziny. Już na dobre.
Migielski to jeden z kilku tysięcy bydgoszczan, którzy wczoraj na własnej skórze odczuli, co to znaczy alarm bombowy w centrum miasta.
Jeden żart i chaos gotowy
Krótko przed godziną 10.00 do policji zadzwonił anonimowy mężczyzna. Powiedział, że w sądzie jest podłożony ładunek wybuchowy. Problem w tym, że niedoszły zamachowiec-żartowniś nie określił, o który budynek chodzi - gmach przy ulicy Grudziądzkiej, przy Nowym Rynku, Wałach Jagielońskich, czy przy Toruńskiej. A te budynki są rozrzucone w odległości trzech kilometrów.
- W akcję zostało zaangażowanych osiemnastu strażaków z trzech zastępów - mówi mł. kpt Artur Stanka z miejskiego centrum kierowania Państwowej Straży Pożarnej w Bydgoszczy.
Policjanci drogówki zamknęli jeden pas ruchu na Wałach Jagiellońskich. Uziemione zostały tym samym kursujące tą ulicą autobusy linii 55, 56 i 52. Utrudnienia były też przy Toruńskiej. A do akcji wkroczyli specjaliści z psami tropiącymi. - W działaniach wzięło udział około dwudziestu naszych funkcjonariuszy - wylicza kom. Maciej Daszkiewicz, z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. - Ładunku wybuchowego trzeba było szukać w trzech sądach. Okazało się, że żadnej bomby nie było.
Przeczytaj również: Alarm bombowy w Bydgoszczy. Miasto sparaliżowane [zdjęcia]
Fala alarmów
Policji nie udało się ustalić sprawcy zamieszania. Po południu rzecznik wyjaśniał: - Wciąż szukamy autora tego alarmu.
A to nie jedyny taki przypadek w ostatnich miesiącach. Od początku 2012 roku w Bydgoszczy i okolicach policjanci przyjęli w sumie 22 podobne sygnały. Siedemnaście zostało zakwalifikowanych jako wykroczenia. - Pięć zgłoszeń potraktowaliśmy jako przestępstwa - wyjaśnia Daszkiewicz.
- Udało się namierzyć sprawców tych przestępstw?
- W dwóch przypadkach - odpowiada policjant.
I dodaje, że alarm o podłożonej bombie najczęściej jest kwalifikowany jako przestępstwo, gdy dochodzi do ewakuacji budynku. - Takie sytuacje są szczególnie groźne w przypadku szpitali. Jeśli ktoś wprowadza w błąd funkcjonariuszy i stwarza przy tym zagrożenie zdrowia lub życia, to grozi od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia.
Z kolei za fałszywy alarm zakwalifikowany jako wykroczenie można zapłacić grzywnę do 1,5 tys. zł.
W stan pogotowia razem ze strażakami, policjantami i ratownikami, zostało postawionych około pięćdziesięciu osób. Koszty operacji można liczyć w tysiącach zł.
Ta głupota słono kosztuje
- Na szczęście obyło się bez ewakuacji - mówi Henryk Tucholski, dyrektor sądu okręgowego. - Wtedy pewnie by trzeba przesunąć rozprawy na inny dzień. Jeśli na wokandzie byłoby dziesięć spraw karnych, a na każdą trzeba dowieźć oskarżonego z aresztu, to już kosztuje trzy tysiące. A do tego należy dodać zaliczki na przykład dla świadków, którzy musieli dojechać do sądu.