Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Albania - najbardziej tajemnicze państwo w Europie - jest wyzwaniem dla turystów

Jolanta Zielazna
Fot. Paweł Malinowski
Mercedes choćby i 20-letni, prowizoryczne samochodowe myjnie co krok i bunkry w przydomowych ogródkach - to kwintesencja Albanii.

Albania - najbardziej tajemnicze państwo w Europie

Serwis Turystyka

www.pomorska.pl/turystyka

Do tego można dorzucić bardzo kiepskie drogi, na których często spotkać można środki transportu o napędzie na cztery kopyta - ośle lub końskie.

Jeśli dorzucimy język niepodobny do żadnego w Europie, to wiadomo będzie, dlaczego dla turysty Albania jest wyzwaniem. Ale szansa na porozumienie się jest, jeśli znamy choć trochę włoski, z młodszymi można próbować dogadać się po angielsku. Co ważne - mieszkańcy do turystów nastawieni są życzliwie.

Wjazd - tylko z opiekunem

Do niedawna był to kraj dla turystów niedostępny. Pamiętamy go głównie z czasów rządów Envera Hodży, choć od jego śmierci w 1985 roku minęło blisko ćwierć wieku. I coś się przez ten czas w Albanii zmieniło. Jednak dla turystów jeszcze niewiele.

Pewnie dlatego trudno znaleźć biuro, które organizuje wycieczki do tego kraju. Dopiero niedawno pojawiły się oferty 1-2-dniowych wypadów z sąsiednich państw bałkańskich. Bo to na pewno nie są wakacje dla wygodnych - ale dla spragnionych wrażeń i przygód - jak najbardziej.
Albania wielkości mniej więcej województwa wielkopolskiego ludności ma tyle co - w przybliżeniu - półtora kujawsko-pomorskiego.

Pierwsze zaskoczenie - już na granicy. I bynajmniej nie z powodu szarobrunatnych kopuł bunkrów, doskonale widocznych na okolicznych wzgórzach. Tego, prawdę mówiąc - wypatrywaliśmy. Zdziwiło nas, że zorganizowana grupa nie wjedzie bez "opiekuna". Przewodnik przyjeżdża na granicę i rozstaje się z grupą na następnej granicy.

Mercedes świadczy o tobie

Ruszamy więc przez kraj paradoksów, z nosami przyklejonymi do szyby.
Bunkry wielkie, duże, średnie i małe - szybko przestają robić wrażenie. Nie dziwią nawet po dwa w przydomowych ogródkach.

Za to stacje benzynowe są co krok. A najpopularniejszym samochodem jest mercedes. Nieważne, czy to model sprzed 20 czy 15 lat. Ważne, że mercedes. Ta marka jest wyznacznikiem społecznego statusu. Jeśli więc ktoś czegokolwiek się dorobi, to w pierwszej kolejności kupuje mercedesa. Mieszkanie jest na dalszym planie.

Dlatego drugi najpopularniejszy interes to myjnia. Określenie czasami na wyrost. Wystarczy prowizoryczne ogrodzenie, wąż lub wiadro, a dysza z wodą to luksus.
Ale mijamy też rozlatujące się wózki ciągnięte przez konie czy osły.
Normą są wąskie, dziurawe drogi. Niekoniecznie asfaltowe. Nie należy się dziwić, jeśli trasa - odpowiednik naszej wojewódzkiej - będzie miała wyboistą, szutrową nawierzchnię. Na drogach jednak się poprawia. Trafiliśmy na otwarcie dla ruchu porządnej, dwupasmowej trasy. Radość kierowców była tak wielka, że nowa droga natychmiast się zakorkowała - wszyscy chcieli przejechać się nowoczesną trasą.

Przemysł padł, budowy kwitną

Bezrobocie i bieda są podobno w Albanii ogromne. Po drodze do Tirany co i rusz mijamy ruiny fabryk. Po wielu zostały tylko zardzewiałe szkielety stalowych konstrukcji czy betonowe ruiny, zarośnięte trawą i chwastami. Zmienia się to bardzo wolno.

Z czego więc ci ludzie żyją? Gdzie pracują, jeśli w Albanii cały przemysł - dosłownie - leży w gruzach? Nie sposób się dowiedzieć. Nieoficjalnie - z saksów, głównie we Włoszech.
Dochody wystarczają nie tylko na mercedesy. Także na budowę. Bo między starymi, zaniedbanymi domami powstaje mnóstwo nowych. Często natykamy się na ogłoszenia deweloperów. Metr kwadratowy apartamentu sprzedają za 500-700 euro.

Na niemal każdym starym dachu zbiornik z wodą, prawdziwe baterie słoneczne - na niewielu. Choć cały kraj jest zelektryfikowany, jak z naciskiem podkreśla nasz przewodnik, to sieć energetyczna kiepska. Pewnym źródłem energii jest więc słońce.

Z wodą też są problemy. I ze śmieciami. Wyrzuca się je po prostu do rowów, strumieni.

Zostaw leki albo euro

Stolica za czasów Hodży liczyła około 350 tys. mieszkańców - teraz ponad milion.
Ruch uliczny to wyzwanie dla każdego kierowcy i pieszego. Przepisy nie mają dużego znaczenia, a pieszy na ulicy jest kłopotliwym dodatkiem.

Do centrum Tirany wjeżdża się przez ubogie przedmieścia. Najważniejsze miejsce zajmuje pomnik Skanderbega - XV-wiecznego bohatera narodowego. Stoi przed budynkiem z ogromną, kolorową mozaiką na frontowej ścianie. To muzeum historyczne.

Miasto nie jest ciekawe. Nie zostało tu wiele zabytków. Prawdziwą atrakcją jest meczet Ethem Beja, z przełomu XVIII i XIX wieku. W pobliżu stoi 35-metrowa wieża zegarowa (Kulla a Sahatit) - jeden z symboli miasta.
Na ulicach wielu mieszkańców próbuje coś sprzedać, grą na dudach zachęcić do wrzucenia paru leków - a najlepiej euro - do czapki.

Przy grupie turystów natychmiast zjawiają się dzieci. Natrętnie wciskają drogie pamiątki. Przegonieni przez przewodnika w jednym miejscu wracają kilkadziesiąt metrów dalej.

Kastriota jak Aleksander

Nie ma chyba w tym kraju miasta, które w jakiś sposób nie uczciłoby Skanderbega.

Trudno krótko nie wspomnieć o tej postaci. Urodzony w XV wieku w Krui Jerzy Kastriota (takie jest jego właściwe imię i nazwisko) jest symbolem walki z tureckim najeźdźcą. Postać tym bardziej ciekawa, że jako młody chłopak został przez swego ojca oddany Turkom jako zakładnik. W Stambule nauczył się wojennego rzemiosła i walczył po tureckiej stronie. Został nawet nagrodzony tytułem beja. Dzięki o znakomitemu zmysłowi strategicznemu porównywano go do Aleksandra Wielkiego. Iskander, Skander to turecka forma imienia Aleksander.

W 1443 roku, z zaskoczenia poddał tureckie wojsko, wrócił do rodzinnej Krui i wywołał antytureckie powstanie. Ponad 20 lat prowadził podjazdową walkę. Kilka lat po jego śmierci w 1468 roku, Albania nieodwołalnie przeszła pod tureckie panowanie.

Do Krui z zamkniętymi oczami

Miasto Skanderbega, Kruja, leży zaledwie 30 km od Tirany, ale jazda to kilka godzin.

Najpierw szutrową drogą, później asfaltówką wijącą się stromo pod górę. Trzeba się wspiąć na wysokość 600 metrów, na zakrętach co mniej wytrzymali zamykają oczy. Samochody mijają się często "o gazetę" na skraju zbocza.

Na szczycie góruje cytadela Skanderbega. Odbudowano ją w 1982 roku i dla Albańczyków to prawdziwa świętość. Można ją zwiedzić, ale warto też zajrzeć obok, do muzeum etnograficznego. Ulokowano je w starym domu. Stylowe wyposażenie pokazuje, jak żyli bogatsi Albańczycy na przełomie XIX i XX wieku.

W hamamie grzebią kury

Z centrum do twierdzy wiedzie uliczka zwana bazarem. Warto pomyszkować w kramach, bo znaleźć można ciekawe rękodzieło. Albo przynajmniej podejrzeć, jak powstają ręcznie tkane kilimy, podpytać (chętnie pokażą!), jak wyrabia się selce - charakterystyczną nakrycie głowy mężczyzn, rodzaj czapki z białej spilśnionej wełny.

Z podwórka obserwował nas starszy pan. Przywołał gestem ręki. Wołał coś, co skojarzyło nam się ze słowem "kultura". Bingo! Choć on mówił po albańsku i włosku, my po angielsku i niemiecku, jakoś się porozumieliśmy. Trafiliśmy do świątynki bektaszytów. Kiedyś zniszczona, teraz odbudowana. Pokazał na ścianie datę: XII wiek, według kalendarza muzułmańskiego. W środku i przed wejściem - groby derwiszów i 500-letnie drzewa oliwne.

A poniżej jeszcze jeden mały budynek - to dla odmiany kisza czyli cerkiew.

Zanurkowaliśmy w labirynt wąziutkich, kamiennych uliczek. Mało kto się w nie zapuszcza. Weszliśmy na chybił trafił i znaleźliśmy stary hamam. Turecka łaźnia w środku zasypana była śmieciami, na zewnątrz pasły się kury. I tylko tabliczka na murze nie zostawiała wątpliwości, że to, co oglądamy zbudowano w XV wieku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska