Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ale mama przyleci, prawda?

Maja Erdman [email protected]
Sąsiad zapukał do drzwi wieczorem. - Jadę do Anglii do pracy. Za tydzień. - A żona? -Jest tam już od tygodnia, na uniwersytecie. Sprząta.

- Tu u nas zarabiała ledwie 500 złotych. Nie było innego wyjścia. Ja zarabiam 700.
- A co z dzieckiem? Macie przecież trzyletnią córeczkę...
- Jedzie ze mną. Jak już to już. Teraz zastanawiam się tylko, czy puszczę ją do angielskiego, czy polsko-angielskiego przedszkola. Ale nie wiem, co z psem zrobić? Może go weźmiesz?

Młode lotnisko

Trzy razy w tygodniu samolot zabiera pasażerów z lotniska w Bydgoszczy. Lecą do Londynu, by potem rozjechać się po całej Anglii. Do pracy. Średnia wieku - około 25 lat. Większość z nich chce wrócić do Polski. Kiedy? Gdy zarobią tyle, by kupić dom, mieszkanie, założyć firmę lub gdy po prostu atmosfera w Polsce się zmieni. Kiedy będzie się tu dobrze żyć młodym i pracowitym.
Dzieciaki kręcą się po hali, pomagają rodzicom dźwigać bagaże, niektórym po raz ostatni mama czyta ulubioną książeczkę, gładzi po włosach. Jednak w oczach wyjeżdżających widać zadowolenie. Jakby wygrali los na loterii.
Mateusz i Kinga właśnie wracają do pracy z miesięcznego urlopu. Pracują niedaleko Bighton. - Za barem ja i ona. Dostajemy naprawdę sporo pieniędzy, ale dopiero po pół roku przestaliśmy przeliczać funty na złotówki - Mateusz jest dumny z tego, że wreszcie jego matka stwierdziła: synu, jestem spokojna, że utrzymasz rodzinę. Za rok biorą z Kingą ślub. - Remontujemy mieszkanie w Polsce. Na razie je wynajmiemy. Potem się zobaczy.
- A dla mnie najlepszym prezentem jest praca - przerywa mu Kinga. - Najbardziej bałam się, że będą nas traktowali jak ludzi drugiej kategorii. Nie byliśmy pewni znajomości języka, niczego nie byliśmy pewni. Jednak dopiero tam okazało się, że to w Polsce młodzi są traktowani jak niewolnicy. Szukasz pracy, prosisz się o nią, a potem zapieprzasz za kilka stówek, bo boisz się, że cię wielki pan szef wyleje. Słyszysz tylko: "Zobacz, ilu ludzi znajdę na twoje miejsce". Tam jak pracujesz, to zarabiasz, a jak pracujesz dobrze, masz poczucie bezpieczeństwa.

Loteria z nadziejami

Joanna Wołowicz, drobna blondynka z Mogilna, nie po raz pierwszy wyjeżdża do pracy w Anglii. I ona podkreśla, że Polacy są bardzo cenieni jako pracownicy. - Mam licencjat z ekonomii, a tu nawet jako sprzedawca nie mogłam znaleźć pracy. Mówili, że nie mam doświadczenia. A jak miałam je zdobyć, skoro wszyscy powtarzali to samo - brak doświadczenia.
W Anglii zarobi tyle, że będzie mogła otworzyć własny interes. Jaki? Nie chce mówić. Rodzice odprowadzili ją do samolotu. Widać, że bardzo będą tęsknić za córką. Ale wiedzą też, że jest bezpieczna. Mieszka w domku kempingowym. Pracę załatwiła przez agencję. Co prawda agencja bierze 40 proc. zarobków Joanny, ale to też na początek jest najlepszy sposób znalezienia legalnej dobrej pracy. - Pracuję w firmie, która pakuje różne rzeczy potrzebne pasażerom samolotów: sól, widelczyki, jedzenie. Poznaję wiele osób, różne kultury. Razem ze mną pracują ludzie z Afryki, Francji, Kanady, wszyscy młodzi. Przyjaźnimy się. Czuję, że znam ludzi z całego świata.
Joanna sprawia wrażenie dziewczyny, która pozbyła się poczucia niepewności. Zna swoją wartość. I nie da jej sobie odebrać. Jednak jak wielu deklaruje że wróci tu. Do rodziny, do przyjaciół, do Polski.
Większość pasażerów tego samolotu nie leci do Anglii w ciemno. Wyjątkiem jest Adam, trzydziestoletni inżynier informatyk z Bydgoszczy. Przez internet umówił się na próbną pracę w angielskiej firmie zajmującej się pracą w sieci. Niestety, szefowie zrezygnowali z niego. - Przez trzy tygodnie pakowałem więc paczki w fabryce, ale warto było. Od dziewięciu miesięcy pracuję w firmie zajmującej się tworzeniem stron internetowych. Jestem webmasterem. Nabieram doświadczenia, zarabiam pieniądze, ćwiczę język.
Nie zasypia gruszek w popiele, jego cena jako fachowca rośnie także na polskim rynku. Już przygotowuje się do rozmów w dwóch dużych firmach. Chce wrócić. - Dla niej - spogląda na swoją narzeczoną. - Nie znam języka, mam dobrą pracę, nie ma potrzeby wyjeżdżać. Poczekam na Adama. Na razie przyjeżdża do mnie co dwa miesiące na kilka dni.

Spokojna podróż

Na bydgoskim lotnisku, jak wszędzie, zamieszanie. Długa odprawa, specjalne środki ostrożności. Trzeba o wiele dłużej czekać. Do wylotu pozostała niecała godzina, nie ma tu atmosfery pośpiechu, nerwowości. Ludzie stoją w kolejce, rozumieją sytuację. Może tylko bardziej niespokojni z powodu zagrożenia terrorystycznego i czekającymi ich miesiącami rozłąki z bliskimi.
Gdy Wioletta po raz pierwszy wyjeżdżała do Anglii, nie zostawiała tu nikogo i nic. - Miałam depresję. Straciłam pracę, narzeczony mnie okradł i wyjechał do Australii. Ja po filologii polskiej mogłam nadal być nauczycielką za psie pieniądze i bać się, że dyrektor szkoły znajdzie kogoś innego na moje miejsce. Nic nie miało sensu, nawet mi się z łóżka nie chciało zwlec. Matka wysłała mnie do psychiatry, potem do psychologa. Nabrałam sił. Pisałam wiersze. Wylewałam w nich wszystko, co mnie dusiło. Wychodziłam na szare ulice mojego miasteczka. Byłam tam spalona, wszyscy wiedzieli, że się leczyłam. Z przychodni łatwo przeciekają takie informacje. Nie miałam co liczyć na to, że znajdę pracę.
Wioleta znała angielski i to nieźle, ćwiczyła tłumacząc teksty piosenek. - W końcu już nie mogłam. Coś we mnie pękło. Zatelefonowałam do przyjaciółki, która właśnie przyjechała na wakacje do Polski. Pracowała w Anglii. I pojechałam z nią.
Teraz ma do czego wracać. Pracuje w firmie budowlanej, jest asystentką szefa marketingu. Poznała wspaniałego chłopaka. - To Francuz. W październiku będziemy mieli ślub. Zaproszę matkę. W końcu czuję, że naprawdę żyję. Chcę tam żyć. Chcę tam być. Tu nie ma życia. Tu jest zaciekłość, beznadzieja i narodowa depresja.
Iwo Ciesielski z Włocławka i Magda Kozłowska z Torunia także nie zamierzają wracać do Polski na stałe. Właśnie po krótkim urlopie wracają do Londynu zabierając ze sobą siostrę Iwa z córką. Na wakacje. - Pojechałem tam trzy lata temu. Jeszcze Polska w Unii nie była. Zaczynałem od podstaw w knajpie. Nauczyłem się zawodu. Teraz jestem kucharzem. Pracuję w jednej z najlepszych restauracji w Londynie - Holland Park Belvederer.
Iwo, technik ochrony środowiska, postawił wszystko na jedną kartę. Przerwał nawet studia na uniwersytecie w Poznaniu. - Tu nie miałem perspektyw. I tak nadal jest. Kiedy wrócę? Gdy ten kraj się zmieni. Jak będzie praca i godne wynagrodzenie. Przecież jak można żyć w kraju, w którym nie stać człowieka na założenie rodziny? Co tu nas czeka? Możemy kupić mieszkanie na raty, spłacać je trzydzieści lat i drżeć, że stracimy pracę, a bank zabierze nam dom. Można pozwolić sobie na dziecko, ale jedno. A co dalej?
Iwo mówi, że to wegetacja, a nie życie. Jako obcokrajowcowi Anglia daje mu więcej niż rodzinny kraj. To, że wyjeżdża za pracą, to nie ich wina: - Nie możemy inaczej, brakuje nam normalnego życia. Nor-mal-ne-go...
Hol lotniska pustoszeje, już prawie wszyscy wyjeżdżający przeszli odprawę. Czekają na samolot. Rodziny przenoszą się na taras, z którego będą mogli oglądać odlot samolotu ze swoimi na pokładzie. Na tarasie jest też sporo osób, które czekają na przylot kogoś bliskiego. Ten sam samolot zabierze do Anglii następną grupę wyjeżdżających za chlebem.
Malutki Olek z napięciem wpatruje się w niebo. Za kilka minut przyleci jego mama. - O samolot! - krzyczy. - To nie ten - wyjaśnia babcia patrząc na wojskowy samolot przelatujący nad lotniskiem w Bydgoszczy. - To kiedy będzie? - malec nie może się już doczekać, kiedy przytuli się do mamy. - Nie widział jej dwa miesiące - wyjaśnia babcia. - Bardzo za nią tęskni.
Olek przytula się do babci. Obejmuje za szyję. - Ale mama przyleci do mnie, prawda?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska