Jeśli rzeczywiście będzie można zredukować liczbę godzin pracy w jednym dniu, albo przyznać pracownikowi dodatkowy urlop, to pozostaje tylko się cieszyć.
We Włocławku, gdzie - jak podał resort - udało się skrócić czas pracy najpierw w urzędzie miasta, potem w jednostkach podległych, z 35-godzinnego tygodnia pracy cieszy się kilka tysięcy osób.
Jednak diabeł tkwi w szczegółach. Pracodawcy twierdzą, że nie wszędzie skrócenie czasu pracy jest możliwe. Jeśli np. nie zrealizują zamówień, firma poniesie straty i w efekcie problemy mogą mieć także pracownicy.
Notabene ministerstwo nie zamierza ani wejść do pilotażu, ani nie rozważa skrócenia czasu pracy. Resort wyjaśnia, że uczestnicy pilotażu sami wybiorą model skrócenia czasu pracy najlepiej dopasowany do ich organizacji.
Z czterodniowym tygodniem pracy eksperymentowano już w niejednej polskiej firmie, z różnym skutkiem. W jednej z nich sprawdził się taki model - gdy zamówień jest mniej, pracownicy mają prawo wybrać czterodniowy tydzień pracy, ale gdy zleceń przybywa pracodawca ma prawo przywrócić pięciodniowy model. Istotne jest to, by pracownika nikt nie zmuszał do zmian. Bo nie każdy chce pracować bardziej wydajnie w krótszym czasie. Dotyczy to np. osób starszych, które nie lubią działać pod presją czasu, a przecież swoje zadania i tak muszą wykonać.
Podobnie było np. w Belgii, gdzie najpierw głównie cieszono się z możliwości skrócenia tygodnia pracy (tam można pracować dłużej przez cztery dni, by mieć dodatkowy dzień wolny), ale po pierwszych doświadczeniach niektórzy pracownicy woleli wrócić do starego modelu.
Polscy pracownicy mają też inne obawy - przede wszystkim o to, czy jednak nie zarobią mniej. Mają przykre doświadczenia, bo w niektórych firmach do jednego worka z minimalną płacą krajową wrzucono także dodatki i premie. Przygotowywana jest zmiana przepisów o minimalnej płacy, by ten proceder ukrócić.
Jest jeszcze jedna zmora polskich pracowników - premia frekwencyjna. Zachorujesz - tracisz premię. Efekt? Kichający, kaszlący pracownicy np. marketów, zakładów produkujących żywność, przychodzą do roboty i zarażają innych. I to jest dopiero chore!
