"Zające" pana Andrzeja prezentów na święta nie przynoszą. Ale i tak są kochane. - Szczególnie młodziaki - mówi hodowca z Dolnej Grupy. Przy swoim domu ma 14 futrzanych, rasowych zwierzaków. Przygodę z hodowlą zaczął dwa lata temu. Chce ją rozwinąć do kilkudziesięciu królików.
Komuś może się wydawać, że nie będzie to trudne, bo... - Wiadomo! Te zwierzęta szybko się rozmnażają. Prawdziwe jest powiedzenie "mnożyć się jak króliki" - śmieje się Andrzej Rajnik. - Ale żeby utrzymać hodowlę, trzeba wkładać w nią wiele serca. Kto nie ma zamiłowania do królików, ten lepiej niech się za to nie zabiera.
Właśnie ta płodność sprawiła, że króliki stały się symbolem odradzającej się wiosną przyrody. A skojarzenie ze świętami wywodzi się jeszcze z pogańskich obyczajów ludów germańskich. Gdzie królik był symbolem bogini płodności. Chrześcijanie natomiast widzą w nim symbol ofiary i poświęcenia.
Małe rodzą się bez futerka i z wyglądu przypominają myszki. Po trzech dniach pojawia się na nich sierść, a po tygodniu otwierają oczy. - W tym czasie nie można często zaglądać do gniazda w klatce. Jeśli zestresujemy samicę albo dotkniemy jej młode, może ona nawet zabić własne dzieci - mówi Andrzej.
Mieszkaniec Dolnej Grupy zaczynał od jednego królika kupionego od hodowcy. Dziś sam sprzedaje króliki. - Sporo ludzi się interesuje tymi zwierzętami. Wraca moda na ich hodowanie - mówi mężczyzna. - Zdarza się, że mam pięć telefonów dziennie. Obecnie wszystkie młode mam już zamówione.
Ludzie kupują, bo chcą mieć na podwórku królika, inni zakładają hodowlę, jeszcze inni szukają konkretnej rasy. Są też i wielbiciele króliczego mięsa.
- Jest bardzo dobre w smaku - przyznaje pan Andrzej. - Przypomina nieco kurczaka. Ale jest bardzo kruche.
Kocha swoje zwierzaki. Często je głaszcze i rozmawia z nimi. - Bardzo lubią być przytulane - mówi hodowca.