https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Woda: Pal sześć sprzęt, tu liczyło się życie!

Marek Weckwerth [email protected]
Przed falami chciałem się osłonić kajakiem, a potem po nim wyskoczyć na falochron - relacjonuje Andrzej Woda, jeden z uczestników rejsu.
Przed falami chciałem się osłonić kajakiem, a potem po nim wyskoczyć na falochron - relacjonuje Andrzej Woda, jeden z uczestników rejsu.
Pal sześć sprzęt, tu liczyło się życie! Bałem się, że grzywacze dobiją mnie do betonowych ostróg falochronu. Przed falami chciałem się osłonić kajakiem, a potem po nim wyskoczyć na falochron - relacjonuje Andrzej Woda, jeden z uczestników rejsu.

Dramat bydgoskiego kajakarza rozegrał się już o zmroku w porcie rybackim w Jarosławcu. Wszystko skończyło się szczęśliwie, bo jedna z fal po prostu wcisnęła kajak dokładnie między dwa betonowe jeże, a Andrzej znalazł oparcie dla nóg i mógł wyjść na falochron mimo oblodzenia.

- Dopiero, gdy ochłonąłem, zdałem sobie sprawę, że woda wypełnia mi nogawki. Przez to wodoszczelny kombinezon był niezwykle ciężki, prawie nie mogłem się ruszać - wspomina Andrzej. - Okazało się, że miałem niedociągnięty suwak w rozporku i tamtędy lodowata ciecz się wlewała! I jak teraz wyjść na falochron? Pomógł mu pilotujący wyprawę z brzegu Damian, kolega z Ustki. Potem dobiegli inni kajakarze, którzy wylądowali bezpiecznie za portem na plaży.

- Trudno to opisać - mówi Robert Bazela z podbydgoskiego Olimpina, który tego feralnego dnia towarzyszył trzem śmiałkom. - Pod koniec dnia fale urosły do 3-4 metrów. To była już kipiel. W ciemnościach błędnie odczytaliśmy konfigurację brzegu - biała wstęga okazała się nie ośnieżoną plażą, a oblodzonymi umocnieniami falochronu. Andrzej miał pecha, bo podpłynął najbliżej i jeden z grzywaczy go przewrócił, gdy próbował wykonać zwrot ku morzu.
Mało kto przeżywa bezpośrednie uderzenie w betonowe jeże, a właśnie takie leżały pod jarosławieckim falochronem. Tym razem udało się.- Tak ekstremalnych sytuacji było więcej - wspomina Andrzej Woda. - Już nazajutrz wieczorem dopływaliśmy do Ustki i niestety znów na mocno rozhuśtanej fali. I znów dopłynąłem za blisko do falochronu i przewróciłem się. Falochron był umocniony zwykłymi głazami granitowymi. Nie było tak dramatycznie, jak widziała to pewna pani stojąca na falochronie. Zaczęła krzyczeć, wzywać pomoc. Uspokoiłem ją, że wszystko jest pod kontrolą, że tak sobie stoję w wodzie czekając aż fala dopchnie kajak do falochronu.

W obu przypadkach kajak Andrzeja uszkodził się, ale koledzy z zaprzyjaźnionych klubów szybko naprawili go. - Moja ona żona Monika bardzo się bała, zwłaszcza gdy przeczytała opis tych zdarzeń w "Pomorskiej" - przyznaje Andrzej.

Ze Świnoujścia do Krynicy

Andrzej Woda wybrał się w ten rejs ze sprawdzonymi przyjaciółmi z Kołobrzegu - Tomaszem Szymczakiem i Konradem Wawrzyszko. Razem tworzą klub "Team Kayak 2", choć Andrzej pływa też w bydgoskim Kayak Extreme Team "Orzeł".

Ich przygoda zaczęła się 13 stycznia w świnoujskim porcie. Już pierwszego dnia nie było łatwo, morze było wzburzone, fale nieregularne i musieli odpłynąć 2,5 km od brzegu, żeby zrobić zwrot na wschód mniej więcej równolegle do plaż wyspy Wolin. W linii prostej wzdłuż brzegu pokonali tylko 6,5 km, ale w sumie przepłynęli dwa razy więcej.

A założyli sobie, że do celu w Krynicy Morskiej (to ponad 500 km) - dopłyną w 10 dni. Każdy kolejny dzień był trudny, bo silny wiatr był zwykle wschodni, podnosił agresywne fale, niósł mikroskopijne igiełki lodu bijące kajakarzy po oczach.

Przeczytaj także: To była walka o życie - bydgoski kajakarz rozbił się na portowych "jeżach"

W Mrzeżynie wodniacy zostali okradzeni nocą przez miejscowego lumpa - niejakiego "Dzidę". Stracili niemal całe wyposażenie, ale po wspólnych poszukiwaniach z przyjaciółmi i mieszkańcami miejscowości "Dzida" został zatrzymany i łupy zwrócił. Później była wspomniana walka o przetrwanie w Jarosławcu i Ustce. Gdy morze już za bardzo się burzyło, kajakarze maszerowali brzegiem, ciągnąc kajaki po śniegu.

Andrzej Woda ze względów rodzinnych musiał zakończyć rejs w Dębkach i wrócić do Bydgoszczy. Jego koledzy popłynęli dalej. Szczęśliwie pogoda poprawiła się i jednego dnia przeskoczyli, opływając przylądek Rozewie, 72-kilometrowy odcinek do Helu. W okolicach Gdyni gościli w Formozie - jednostce komandosów Marynarki Wojennej, a w samej Gdyni nocowali na "Darze Pomorza". W Krynicy Morskiej zameldowali się wieczorem 29 stycznia. Nazajutrz dojechał do nich Andrzej.

Straszny mróz

Wywrotki na morzu to niezbyt przyjemna rzecz. - Jak się wpadnie do zimnej wody, ma się wrażenie jakby ktoś ściskał głowę w imadle - porównuje Andrzej. Ale nie dramatyczne chwile, wywrotki których było sporo, były w tym rejsie najgorsze, największym przeciwnikiem był mróz. Sprawiał oczywiście, że chłopakom było zimno, ale powodował też oblodzenie kajaków, wioseł, całego wyposażenia. Gaz w butlach sprężał się do tego stopnia, że kuchenki z trudem udawało się zapalić.

- Długo rozgrzewaliśmy je gołymi dłońmi. Jednak taka operacja była bardzo bolesna i aby się potem ogrzać, trzeba było, no, niestety, polać dłonie... ciepłym moczem - opowiada Tomasz Szymczak.Po pierwszej przymusowej kąpieli w morzu ubrania suszyli nad ogniskiem, ale po przespaniu nocy pod namiotem przy minus 14 stopniach Celsjusza okazało się, że odzież i buty nadal są wilgotne i sztywne. Lodu nie dawało się z niej wykruszyć. Wazelina, którą nasmarowali cięgna sterów i linek pokładowych - zamarzła. Tylko jeden dzień działał silikon w sprayu.

Za to rewelacyjnie spisały się alpinistyczne śpiwory - było w nich naprawdę ciepło. - Oj, było zimno. Jeszcze parę dni po powrocie do domu nie czułem w dłoniach długopisu. Może dlatego, że nie miał rozmiaru wiosła - zastanawia się Andrzej.

W styczniu ubiegłego roku Andrzej, Tomasz i Konrad przepłynęli kajakami z Bornholmu do Kołobrzegu i już po wylądowaniu na plaży zaczęli marzyć o wyprawach w cieplejsze rejony. Ale i w tym roku nie mogli się powstrzymać przed zimowym pływaniem. - I znów marzymy o ciepłych wodach, ale pewnie skończy się tak jak teraz - śmieją się bohaterowie wyprawy.

Czytaj e-wydanie »
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska