Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Archiwum wstydu

Adam Willma
Nikt nie sięgał po nie od czasu, gdy wraz z 3 kilometrami innych akt trafiły do bydgoskiej delegatury IPN. Niebieskie z lat 50 i zielone - założone w następnej dekadzie.

     127 teczek, ułamek ocalały z przemielonego archiwum.
     - Teczki gromadzone w urzędzie do spraw wyznań mają charakter podobny do tych, jakie gromadziła SB, ale brak w nich szczegółów dotyczących gier operacyjnych - wyjaśnia historyk, dr hab. Wojciech Polak. - Uważano, że poprzez dokładną analizę życia i obyczajów księdza będzie można w końcu znaleźć na niego haka, zmusić go do współpracy i w ten sposób inwigilować całe środowisko.
     I w wielu przypadkach oczekiwanie okazywało się skuteczne. Teczki księży w 1989 roku zmielono w pierwszej kolejności. Na przykład niemal wszystkie dokumenty duchownych z diecezji chełmińskiej trafiły do papierni w Świeciu. Prawdopodobnie było w nich najwięcej dowodów na bezprawie służb. Pozostały nieliczne wyjątki dotyczące w większości zmarłych już księży. A więc bohaterowie inwigilacji i manipulacji nie mogą się już bronić. Byli jednak i tacy, wobec których waga papierów zdecydowanie przeważa na szali przyzwoitości.
     Kruki patriotyczne
     
Teczkę miał każdy ksiądz, już od momentu wstąpienia do seminarium, bo duchowni byli jedyną grupą zawodową inwigilowaną ze względu na zawód, a nie na działalność. Niektóre cieniutkie, w środku ledwie umowa o prowadzenie nauki religii na lichym przebitkowym papierze. Inne grubsze, treściwe, obfitujące w raporty i donosy, zaproszenia do tańca chochołów i technologiczne opisy gięcia karków.
     Na przykład karku księdza Jana Dołęgi z powiatu brodnickiego. Ksiądz Jan kręgosłup miał twardy. W 1956 roku - jak odnotował przewodniczący Powiatowej Rady Narodowej - "w kazaniach porusza tematy polityczne komentując je wrogo", a "zjazdy księży patriotów określa jako spędy czarnych kruków". Nadto - donosi przełożonym gorliwy przedstawiciel władzy - "słucha audycji państw kapitalistycznych". Jakby tego było mało nie stawia się na spotkania z księżmi organizowane przez powiatowe władze, a nawet wysyła na przeszpiegi organistę, aby ten zobaczył, kto przyjdzie.
     A jednak. W 1976 roku powiatowy skryba odnotował w teczce opatrzonej klauzulą "poufne" : "Od roku nie podważa zasad prawnoustrojowych". I nie były to najprawdopodobniej bezpodstawne przypuszczenia. Podczas wizyty w Prezydium Powiatowej Rady Narodowej ksiądz Jan zwierza się, że współpracujący z nim proboszcz "podważa autorytet władzy ludowej", ponadto jest trudny we współżyciu i "nie ma pewności, że będzie lojalny".
     Władza odwzajemniła się księdzu Dołędze pełnym poparciem w jego staraniach o objęcie probostwa, czego odmawiała wcześniej wiele lat. Dlaczego? Niewykluczone, że z jakiegoś powodu ksiądz Jan podjął współpracę z SB. A może zwyczajnie złamało księdza postępowanie w sprawie zaległych podatków, które wszczęto dwa lata wcześniej?
     Strzeż się konfidenta Pelplina
     
Nieporozumienia w plebanii i w innych przypadkach znajdowały swoje odzwierciedlenie w notatkach z rozmów przeprowadzanych z księżmi przez przedstawicieli władz. Ksiądz Franciszek Lawenda, który dożył swoich dni w jednej z wiejskich parafii niedaleko Wąbrzeźna skarżył się przewodniczącemu Rady Narodowej, że biskup bez jego prośby przydzielił mu wikarego, który - jak przypuszczał Lawenda - miał szpiegować proboszcza. Podobne obawy miał zresztą ksiądz z innej miejscowości, który pisał do Lawendy: "Strzeż się N. to konfident Pelplina".
     O ile nić porozumienia pomiędzy księżmi a miejscową władzą była na ogół cienka i przerywana, istniała grupa duchownych stojących zupełnie oficjalnie po stronie władzy. Do takich należał m.in. ksiądz Wolski, który na Pomorze trafił z parafii pod Rawiczem. Kuria straciła cierpliwość, gdy proboszcz wprowadził do litanii modły za starostę i wójta, a zawołanie "Królowo Korony Polskiej" zmienił na "Królowo demokratycznej Polski". Nawet przedstawiciele władzy ubolewali, że Wolski stracił zaufanie parafian poprzez "hołdownicze wypowiedzi o Stalinie" i w ten sposób przestał być użyteczny.
     - Tak zwani "księża patrioci" skupieni w Caritas byli problemem dla każdej diecezji - każdy biskup miał grupę takich niesubordynowanych duchownych. Kuria mogła tych księży przede wszystkim izolować. Starszych wiekiem zsyłało się na emeryturę, inni zostawali kapelanami w klasztorach lub zakonach - wyjaśnia Wojciech Polak. _- Deklarowana życzliwość wobec władzy niekoniecznie świadczyła o współpracy z SB. Wielu księży "grało" z władzą. Chodzili na każde wezwanie do wydziału do spraw wyznań wychodząc z założenia, że w ten sposób działają dla dobra parafian, bo tylko w taki sposób można było uzyskać przydziały węgla czy materiałów budowlanych. Oczywiście wydziały do spraw wyznań ściśle współpracowały z SB i te dwa organy przenikały się.
     **_Dajcie księdza, nie komunistę
     Problem z nadmierną lojalnością władza ludowa miała z pochodzącym z Grudziądza wojskowym duszpasterzem. Ksiądz Krzysztof Ściubak działał w Wielkopolsce "na odcinku wojskowym", jako kapelan, a na starość osiadł w Toruniu.
     W styczniu 1953 roku, hołubiony przez dygnitarzy za zaangażowanie w ZBOWiD, wybrał się do Poznania podreperować zęby. W powrotnej drodze upił się jednak w wagonie restauracyjnym tak srodze, że grzmotnął o peron, a na dodatek zanieczyścił posterunek milicji kolejowej.
     Odwieziono go do domu, ale już niebawem w aktach znalazł się kolejny meldunek o hulankach duchownego-patrioty, tym razem w gospodzie "Polonia". Gdy ksiądz na dobre rozpoczął swawole, skończyły mu się pieniądze. Posłał więc po organistę, aby ten opróżnił kościelne skarbony.
     Choć nie licujące z godnością duchownego zachowanie było przez władze hojnie premiowane (np. zapomogami z Funduszu Kościelnego), to jednak za sprawą swoich wyczynów kapłan trafił w odstawkę. Na nic zdały się wiernopoddańcze pisma z przypomnieniem, że 6 razy ksiądz Ściubak przemawiał przez radio werbując do ZBOWiD-u. Lud wołał już do biskupa o kapłana, który "nie jest komunistą, ale księdzem katolickim".
     
Jak na spowiedzi
     Historycy powiadają, że bezpieka pozyskiwała księży, w trzy sposoby - poprzez kieszeń, gardło lub rozporek.
     Ksiądz Franciszek Gawron był idealnym celem, bo spełniał wszystkie trzy kryteria. Za pijaństwo i skłonność do pieniędzy został odsunięty z parafii. Schronienie znalazł przy jednym z zakonów, który przygarnął go do mało znaczących obowiązków.
     Pozostał jednak pociąg do świeckiego życia, zwłaszcza do kobiet. W aktach Gawrona znalazło się sporo dokumentów (w tym i donosy) wskazujących, że ksiądz mocno minął się z powołaniem. Aż w końcu miarka się przebrała. Według autora anonimu rzecz wyglądała następująco.
     Któregoś dnia ksiądz Gawron spowiadał młodą Kasię. Zakochane dziewczę było już po zapowiedziach, ale spowiednik uznał, że materia małżeńska jest wielce skomplikowana. Zaproponował więc Kasi, aby pogłębić ją w innym czasie, w szacunku dla ludzi, którzy ustawili się w kolejce do konfesjonału. Dziewczyna zgodnie z zaleceniem przyszła do księdza "po godzinach".
     Gdy dziewczyna zjawiła się o umówionej porze, ksiądz przysunął się do niej blisko i zaczął szeptać do ucha ("żeby było tak, jak na spowiedz"). Mówił, że wcale nie jest taki święty i niejeden raz kochał się z kobietą, aż uwiódł niedoszłą mężatkę.
     Obiecywał przy tym, że zafunduje dziewczynie mieszkanie w innym mieście i stałe wsparcie materialne, byleby odeszła od narzeczonego. Tak się i stało, tyle że rychło dziewczyna zaszła w ciążę. Wówczas, z dnia na dzień, księdzu przestał się widzieć związek z Kasią. Zaproponował za to pomoc w spędzeniu płodu.
     Kasia zgodziła się, ale w zamian za komplikacje zdrowotne zażyczyła sobie odszkodowania, a w napadzie szału pobiła niedawnego kochanka.
     Znajomość szczegółów pozwala przypuszczać, że to właśnie dziewczyna była autorką anonimu do Rady Narodowej, w którym rzecz całą podała peerelowskim służbom na tacy. Ksiądz w złości oskarżył dziewczę o pobicie, ale przegrał sprawę, choć gorliwie zabiegał u przyjaciół z wydziału do spraw wyznań o pomoc. Na nic zdała się jego czołobitność - skandale widać rozniosły się po mieście tak szeroko, że również dla władzy ksiądz Gawron przestał być skutecznym narzędziem. Gdy, już na emeryturze, zabiegał o zagraniczny wyjazd, spławiono go odmową, która "zawiodła jego wiarę w lojalność wobec demokracji ludowej".
     
Ksiądz, gosposia, trucizna
     Dramat łączy się z farsą w dokumentach wyciągniętych z teczki księdza Czesława Naprawy z dawnego województwa toruńskiego. Z raportów milicyjnych donosicieli wynika, że jeszcze w czasie okupacji ksiądz złamał śluby czystości z młodą dziewczyną. Przez dwa lata musiał ukrywać się przed gestapo, a po wojnie wrócił na parafię. Wróciła też do niego wojenna miłość, którą zatrudnił jako gosposię, żyjąc z nią jak mąż z żoną.
     Dziewczyna poszła jednak po rozum do głowy, znalazła sobie chłopca, za którego wyszła i wyjechała na drugi koniec Polski. Ksiądz Naprawa nie dał za wygraną i słał do niej listy z prośbą o porzucenie dlań męża. Dalej - według raportów zamieszczonych w teczce - ksiądz miał zaproponować dziewczynie, aby otruła męża. Ten jednak przechwycił listy i złapał żonę na gorącym uczynku, kiedy wsypywała truciznę do herbaty. Kobieta - jeśli wierzyć dokumentom zgromadzonym przez gorliwych urzędników - została skazana na 10 lat więzienia, ksiądz jednak uniknął kary. Ludowy demon zarządzający teczkami uznał może, że duchowny będzie nadal przydatny. Ksiądz mógł więc nadal liczyć na przychylność władzy.
     Nagły spadek liczby duchownych "życzliwie nastawionych do Polski Ludowej" nastąpił w latach 80. Wydarzenia sierpniowe podziałały na wyobraźnię, zadziałał też przykład księdza Popiełuszki. Zgorzkniali "księża patrioci" nie potrafili znaleźć sobie miejsca pośród nowego pokolenia duchownych. Inni porzucili współpracę z władzą.
     W teczkach z lat 80. znajdują się zapewne zupełnie inne świadectwa życia. Prawdopodobnie - bo w myśl przepisów - akta wytworzone po 1983 roku nadal pozostają niejawne.
     ---
     
Kim byli "księża patrioci"?
     To grupa około tysiąca duchownych, pozostających w stałym konflikcie z biskupami, którzy poszli na współpracę - oficjalną i tajną - z komunistyczną władzą. Ruch "księży patriotów" rozwinął się po 1950 r., po likwidacji kościelnej organizacji "Caritas" i utworzeniu kontrolowanego przez władze Zrzeszenia Katolików "Caritas". To co łączyło "patriotyczny kler" z rządzącymi to antyniemieckość, pozytywny stosunek to zmian ustrojowych i możliwość wpływania na lokalne społeczności. Po "październikowej odwilży" i wypuszczeniu prymasa Stefana Wyszyńskiego na wolność "księża patrioci" zostali odsunięci od stanowisk w Kościele, które sprawowali z poręki komunistów.
     
PS. Nazwiska księży zostały zmienione.**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska