Coś więcej
Coś więcej
Znak Zodiaku - Waga
Ulubiony smak - leśnych poziomek
Kolor - wszystkie oprócz różu
Kwiat - róża
Zapach - Organza
Alkohol - whisky
Auto - wymarzone: porche 911
- Gdyby Twardowski, ten z Rynku, miał spełnić jedno życzenie, co by mu pani szepnęła do ucha?
- Żeby ludzie pokochali to swoje miasto.
- A pani je kocha?
- Kocham. Chociaż nie jestem stąd. Przyjechałam tu pierwszy raz rok przed maturą, z Grudziądza. A potem studiowałam. I pamiętam, że czasem gdy wracałam do domu, łapałam się na tym, że lepiej się w Bydgoszczy czuję niż w Grudziądzu.
- Kancelaria prezydenta - brzmi dumnie. A dzieje się tu coś ciekawego, czy tylko kawkę całymi dniami spijacie?
- Tak czasem ludzie myślą o urzędnikach, wiem. Ale tu jest co robić. Podlegają nam kadry, a w Urzędzie Miasta pracuje ponad 800 osób. Do tego - wnioski o medale, prośby o patronaty, ochrona danych osobowych, Biuletyn Informacji Publicznej. Poza tym - cała tzw. obsługa prezydenta do nas należy. A przewija się tu miesięcznie około 1500 różnych zaproszeń dla szefa. Trzeba je rozpoznać, uzgodnić terminy, umówić spotkania, zadbać o kwiaty, wstęgi, flagi. Dopilnować, by podczas spotkania z delegacją zagraniczną muzułmanin nie dostał alkoholu, wegetarianin - mięsa itd.
- A zgadza się pani z taką obiegową opinią, że prezydent Dombrowicz na imprezach nie zawsze chętnie bywa?
- Nie do końca. Bo prezydent na uroczystościach jest. Może czasami zbyt szybko ucieka z bankietów, i to niektórzy mają mu za złe. Ale to wynika z jego podejścia do pracy. Jest bardzo rzetelny w tym, co robi. Zanim coś podpisze, zawsze przeczyta. A na biurku zawsze jest stos dokumentów, na przebrnięcie przez to wszystko potrzebuje czasu. I myśli tak - zamiast siedzieć na bankiecie, wrócę do pracy i nadrobię to, czego nie udało się zrobić w ciągu dnia. Jest przy tym osobą nader skromną. I może nawet trochę na tym traci?
- A jak się prezydent uprze i powie, że nie idzie, próbuje go pani przekonać, że akurat tam powinien?
- Tu znów, trochę wbrew temu, co się mówi, powiem, że prezydent słucha. I, gdy się ma w ręku argumenty, które są go w stanie przekonać, to potrafi się wycofać, zmienić decyzję. Nie jest człowiekiem ślepo upartym.
- A stać panią na to, żeby powiedzieć: panie prezydencie, naprawdę uważam, że niezależnie od wszystkiego powinien pan pójść do opery, na inaugurację festiwalu, chociaż nie lubi pan dyrektora Figasa. Że słynna już szczotka klozetowa nie może rzutować na te stosunki?
- Ja myślę, że te stosunki już się poprawiły. I że panowie już lepiej ze sobą współpracują. Cóż, nie zawsze żart bawi. Ale myślę, że ta obśmiana już szczotka, pokazała też, że prezydent czy dyrektor, to też tylko ludzie, którzy mają w swojej pracy lepsze i gorsze dni. Jak my wszyscy. Tylko o nas się tyle nie mówi i nie pisze.
- A propos pisania - nie baliście się państwo gniewu bydgoszczan, w dniu kiedy ruszała Galeria Drukarnia?
- Nie było chyba tak źle, jak to przewidywali pesymiści. Czasem, bez takiego powodu, tworzą się w Bydgoszczy większe korki. Takie bez sensu, jak ja to nazywam. Są, ale nie wiadomo, dlaczego akurat tu i teraz
- Co panią w Bydgoszczy drażni?
- Głównie to, że bydgoszczanie w przewadze są pesymistami. I wolą narzekać niż coś zrobić. Zawsze wydaje im się, że nie warto, bo i tak się nie uda. A ja, częściej jestem optymistką! O, na przykład gdy zobaczyłam jak Adam Sowa odsłonił ściany tej nowej kamienicy przy Mostowej, to tak, jak- bym dostała zastrzyk nowej energii.
Cieszyłam się bardzo, że tak mu się to udało. Kolor, szkło, tynk - to wszystko zrobiło na mnie fajne wrażenie. I przez pół dnia mnie trzymało.
- A "Bydgoskie autografy" przetrwają, czy to tylko taki słomiany zapał?
- Mnie się pomysł bardzo podoba. Jak większość - zrodził się trochę przypadkowo. Ale będzie jeszcze jeden powód, by 6 grudnia w Bydgoszczy coś ciekawego się działo. I będzie to wydarzenie bardzo z miastem związane. Niektórzy zastanawiają się dlaczego akurat ci, a nie inni ludzie związani z Bydgoszczą na ul. Długiej swoje autografy złożyli. Sugerowali, że powinni być też ci, którzy odeszli na zawsze. Może. Ale pierwszy raz zawsze jest najtrudniej. Kapituła na pewno te zasady uporządkuje.
- Co pani robi, gdy już nie pracuje?
- Najchętniej słucham muzyki i sięgam po dobrą książkę.
- Dobrą, czyli jaką?
- Ostatnio przeczytałam kolejno chyba siedem książek Cobena. Trochę faktów, trochę sensacji. Bardzo lubię też Jonathana Carrolla. Czekam z niecierpliwością aż napisze drugą część swojej powieści "Białe jabłka".
- A co jest w stanie panią wkurzyć?
- Zawsze - obłuda. I chamstwo. Nie lubię agresji. Żadnego podnoszenia głosu.
- A sama go pani nie podnosi, gdy się nazbiera w środku nadmiar stresu?
- Raz w życiu wyrzuciłam urzędnika z gabinetu. Ale na co dzień nie krzyczę. Po czym widać, że jestem w złym humorze? Chyba wtedy szybciej chodzę, jestem jakaś bardziej energiczna
- A najlepszy sposób na rozładowanie stresu?
- Na co dzień - może być gorąca kąpiel z pianką w wannie i do tego trochę muzyki. A jeszcze lepszy sposób - to spacer w górach. Uwielbiam wręcz. Najlepsze na to są Tatry. Czy się wspinam? Nie. Ale burzę z gradem na Orlej Perci przeżyłam. Tak też może być niebezpiecznie.
- Rozpiszmy teraz dokładnie CV szefowej kancelarii. Bardzo lubię...
- Góry na pewno. Również taniec. I szczerość - we wszystkich wymiarach.
- Nie cierpię...
- ... brudu i arogancji.
- Choćby nie wiem co, zawsze znajdę czas na...
- ... muzykę. Najchętniej chyba słucham rocka. Z młodości pozostała miłość do Pink Floydów, Led Zeppelin.
- Boję się...
- ... o bliskich.
- Zarobione pieniądze najchętniej wydaję na...
- ... och, na wszystko. W ogóle pieniądze się mnie nie trzymają. Ale najwięcej chyba na kosmetyki. Potem - ciuchy. Lubię wszystko, co klasyczne, ale z "czymś".
- Czym można zrobić pani przykrość?
- Przedwczesną i bardzo pobieżną opinią, która nie znajduje pokrycia w faktach. Czyli sprawia mi przykrość każdy, kto szybko wyciąga wnioski, a nawet nie próbuje poznać motywów mojego działania.
- A czym można zrobić przyjemność?
- Ofiarowanym bukietem kwiatów - to chyba każda kobieta lubi? Może jakąś niespodzianką?
- Pani największa wada?
- Śpioch jestem. Nienawidzę wstawać wcześnie rano.
- A największa zaleta?
- Staram się być uczciwa w życiu. I chyba życzliwa jestem. Chociaż może na co dzień, w pracy, tak bardzo tego nie widać. Tak, na pewno, w pracy jestem trochę inna niż prywatnie.
- Dokąd chciałaby pani pojechać?
- Do Tybetu. Tam wprawdzie są miejsca, w których kobiet nie wpuszczają, ale gdybym się przebrała...
- A jest takie miejsce, które pani widziała, zauroczyło i może tam pani wracać zawsze?
- Na pewno Florencja, we Włoszech. To prawdziwe piękno. Miasto z charakterem. I bardzo szybkie. Wciąż mam przed oczami te pędzące skutery.
- Jak się pani czuje w kuchni?
- Gotuję, choć niespecjalnie lubię. Wolę piec.
- A której z domowych czynności najbardziej pani nie lubi?
- Mycia okien.
- Nie można kogoś do tego wynająć?
- Można. Ale mieszkanie kupiłam niedawno, do tego - na kredyt. Trzeba oszczędzać.
- Nareszcie własne?
- Nareszcie. Małe, ciasne, ale własne. Pomalowane i umeblowane, tak jak chcę. I nikt nie mówi, że nie kupimy jasnej kanapy, bo się szybko będzie brudzić. Właśnie mam jasną kanapę!
- Gdybyśmy zaoferowali jeden bilet - do teatru, opery, filharmonii lub na zawody sportowe...
- ... to poszłabym do teatru. Bo najbardziej teatr lubię. Potem... może do filharmonii. Opery jakoś dotąd nie pokochałam. Może to dopiero przede mną?
- Byłaby pani w stanie postawić w życiu wszystko na jedna kartę?
- Jeszcze tak, chociaż... teraz już znacznie mniej niż kiedyś.
- Idealny facet, to jaki?
- Inteligentny, z poczuciem humoru.
- A gdyby tylko oczy miały wybierać?
- Liczyłaby się sylwetka, w całości. Dopiero później - może by się przyjrzały czy jest smukły, jak się śmieje?