Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barbara Mostowiak z "M jak miłość" zagra w "Na dobre i na złe" i będzie... flirtować!

Rozmawiał Kuba Zajkowski
- W drugiej połowie lipca wybiorę się do Rucianego-Nidy. Świetnie się czuję nad jeziorami. Całe życie jeździłam tam z mężem. Mogę pływać na łódce albo zakładam kalosze i idę do lasu. Uwielbiam zbierać grzyby.
- W drugiej połowie lipca wybiorę się do Rucianego-Nidy. Świetnie się czuję nad jeziorami. Całe życie jeździłam tam z mężem. Mogę pływać na łódce albo zakładam kalosze i idę do lasu. Uwielbiam zbierać grzyby. Fot. oko cyklopa
Teresa Lipowska, czyli serialowa Barbara Mostowiak z "M jak miłość", wystąpi gościnnie w "Na dobre i na złe"! Zagra mistrzynię flirtu, która wie wszystko o mężczyznach! Czy usidli jakiegoś lekarza w szpitalu w Leśnej Górze?

- Kogo pani zagra w "Na dobre i na złe"?

- Przede wszystkim ucieszyłam się, że dostałam propozycję z tego serialu. Od dziewięciu lat marzyłam, żeby w nim zagrać, jako że składałam papiery na medycynę i jestem bliska tych tematów. Póki mogłam, śledziłam losy bohaterów "Na dobre i na złe". A jestem zadowolona tym bardziej, że wcielę się w postać szalenie odbiegającą od mojej Basi Mostowiak z "M jak miłość". Na tym mi głównie zależało. Proszę Boga, żebym miała jeszcze parę takich propozycji.

- Różnicę między Barbarą i Jadwigą widać choćby po ubraniu i makijażu, ale to pewnie nie wszystko…

- Jadwiga to ekstrawagancka emerytowana nauczycielka, która oprowadza wycieczki między innymi po pałacu w Oborach. Ma dużo pikantnych wiadomości o pisarzach i dzieli się nimi z niezwykła frajdą. Na każdym kroku opowiada też z zadęciem o swoich romansach, podrywach i podróżach. To kompletnie inna osoba niż Barbara.

- Dlaczego Jadwiga trafi do szpitala?

- Podczas pracy dostanie ataku woreczka żółciowego. Przyjedzie pogotowie i zabierze ją do placówki w Leśnej Górze. Tam w doktorze Adamie Pawicy (Andrzej Zieliński) rozpozna swojego ucznia ze szkoły podstawowej, gdzie była polonistką. Okaże się, że to chłopiec, który uciekł z akademii, podczas której miał wystąpić w sztuce reżyserowanej przez Jadwigę.

- Będzie miała mu to za złe?

- Jadwiga to zabawna postać. Cierpi, bo w końcu leży na łożu boleści, ale mimo to cały czas patrzy, jak jest ubrana i czy dobrze wygląda. Jednego lekarza zahaczy wzrokiem, innego pogłaszcze, ale przede wszystkim będzie szczęśliwa, że odnalazł się Adaś i że się nią zajął. Nie opowiem finału odcinka, bo jest zaskakujący.

- Może poderwie doktora Trettera (Piotr Garlicki)?

- Chciałabym, bo mi się bardzo podoba. Nic więcej nie powiem. Oprócz tego, że na planie było niezwykle sympatycznie. To dobrze, gdy spotyka się nową rzeczywistość. Tutaj, w porównaniu z "M jak miłość", wszystko jest inne. Ludzie, otoczenie, rytm pracy.

- Jak pani znalazła czas, żeby zagrać w "Na dobre i na złe" w sytuacji, gdy pani bohaterka w "M jak miłość" ma na głowie tyle problemów z dziećmi?
- Rzeczywiście, dużo się dzieje. Ale to - mimo wszystko - jest trochę poza mną. Basia jedynie komentuje kłopoty swoich dzieci: "Ona biedna, trzeba jej pomóc, zróbmy coś!". Trochę jęczy. Nawet Lucek (Witold Pyrkosz) jest bardziej aktywny, wkraczając w problemy alkoholowe Hanki (Małgorzata Kożuchowska). Słyszałam jednak, że może niedługo moja bohaterka zrobi coś ostrzejszego, ciekawszego.

- Zainteresuje się innym mężczyzną?

- Nie, to już nie ten etap (śmiech). Co ją spotka tym razem, nie wiem. W zasadzie nie mogę narzekać, bo Barbara - jak na ewidentną gospodynię wiejską, która przekroczyła 70 lat - miała dużo dołków i górek w życiu. A to ją bolał krzyż, a to się malowała z Simoną (Agnieszka Perepeczko), grała w szachy. Przecież "M jak miłość" to nie serial o Barbarze Mostowiak, aczkolwiek, gdy niedawno pojechałam na dwa tygodnie do sanatorium w Nałęczowie, byłam królową balu. Rozpoznawało mnie 90 procent kuracjuszy. Jedni byli nachalni, łapali z całej siły za rękę i krzyczeli, bez jakiegokolwiek wstępu: "Niech pani zaczeka, wnuk nam zrobi zdjęcia". Na szczęście przeważały miłe spotkania, za które wszystkim bardzo dziękuję. "M jak miłość" jest nieprawdopodobnie popularne. To coś niebywałego!

- Zawsze pani jeździ do Nałęczowa?

- Byłam tam drugi raz, bo podobało mi się w zeszłym roku. To jest niedaleko od Warszawy, pięknie, cisza, mogę zarezerwować z odpowiednim wyprzedzeniem taki pokój, jaki chcę. Odpoczywam wspaniale i regeneruję siły. Przed tegorocznym wyjazdem do sanatorium chodziłam jak kaczka, bo gnębiły mnie problemy z biodrami. Teraz, odpukać, czuję się świetnie! Miałam siedem zabiegów dzienne, dużo zajęć w wodzie i masaże. Powiedziano mi, że trafiłam w ręce najlepszego masażysty i to się sprawdziło, a do tego był miły i przystojny. Gdybym miała 50 lat mniej, to kto wie...

- W lipcu ekipa "M jak miłość" będzie miała wolne. Zaplanowała już pani urlop?

- W pierwszej połowie miesiąca jadę z moim pięcioletnim wnusiem Szymusiem na Mazury. Syn wynajął nam pokój w gospodarstwie agroturystycznym. Jeśli dopisze pogoda, będziemy spędzali czas na powietrzu. Mam też plan na wypadek niepogody. Kupiłam różne książeczki, malowanki i gry. Pierwszy raz pojedziemy gdzieś sami. Dla mnie to ogromna odpowiedzialność, dla niego - trudna rozłąka z rodzicami, do których jest bardzo przyzwyczajony. To wrażliwy chłopczyk i wielki pieszczoch. Pewnie będzie tęsknił. Nawet gdy odwiedzam go w domu, podczas zabawy nagle wstaje i mówi: "Pójdę się przytulić do mamusi". Leci na dół, posiedzi pięć minut i wraca. W drugiej połowie lipca wybiorę się do Rucianego-Nidy. Świetnie się czuję nad jeziorami; całe życie jeździłam tam z mężem. Mogę pływać na łódce albo zakładam kalosze i idę do lasu. Uwielbiam zbierać grzyby. Kiedyś przywoziłam do domu nawet 4 kilogramy prawdziwków! Suszyłam je, a potem robiłam z nich zupę grzybową na Wigilię.

- Wciąż prowadzi pani zajęcia w Akademii Dobrych Obyczajów, którą założył aktor Janusz Zakrzeński?

- Chciałam się tym zajmować, ale zajętości zawodowe pokrzyżowały mi plany i musiałam zrezygnować. Teraz robię inną cudowną rzecz: zostałam twarzą projektu Akademia e-Seniora. Postaram się nakłonić ludzi starszych, którzy nie bardzo mają siłę na wyjazdy i aktywny wypoczynek, żeby otwierali okno na świat w internecie. Chodzi też o to, aby scalić rodzinę. Żeby syn przyszedł do mamy i jej pokazał, jak obsługiwać komputer, a wnuczek się z nią nie nudził.

- A pani również sama surfuje w sieci?

- Gdy zostałam zaproszona do tego projektu, nie miałam pojęcia, co to jest komputer i Internet. Zaliczę jednak 16 godzin wykładów, więc niedługo będę surfować prawie jak moje dzieci i wnuczek. Wysyłam już e-maile do syna. Odpisał, że spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że będzie korespondował z mamą w internecie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska