Ale jeszcze większe wrażenie zrobiły na mnie kuluarowe opowieści (wszak oficjalnie to przestępstwo w Chinach), jak to przy budowie obiektów olimpijskich z dnia na dzień wysiedlono kilka milionów ludności, by wybudować wielokilometrową aleję. Nie wiadomo po co, ale w Chinach wszystko musi być największe. A wiele osób, często z małymi dziećmi, miało tylko kilka godzin na opuszczenie swoich domów.
Czy od tego czasu się coś zmieniło? Ależ skąd. Widząc obszary biedoty, szare, małe domki dla najbiedniejszych w hutongach, które są systematycznie burzone, a zamiast tego powstają hacjendy dla bogaczy, słuchając opowieści Chińczyków, jakie kary grożą za posiadanie więcej niż jednego dziecka, zastanawiam się, co skłoniło MKOl do powierzenia organizacji zimowych igrzysk w 2022 r. właśnie Pekinowi? Przecież tam ciągle są łamane prawa człowieka, rządzi wszechobecna partia komunistyczna, która pewnie i teraz rozpędziłaby demonstrantów z pięknego placu Tiananmen podobnie jak w 1989 r. A na dodatek, najbliższy śnieg jest ponad 200 km od Pekinu...
Trudno się oprzeć wrażeniu, że w MKOl podobnie jak w FIFA rządzą pieniądze i duża polityka. Oczywiście, MKOl może mówić, że z kandydatur wycofały się pozostałe państwa, w tym nasz Kraków, ale to był wybór między dżumą (Pekin) a cholerą (Ałmaty). Tylko patrzeć, jak Chińczcy zagonią do pracy za grosze kolejne miliony ludzi, zdobędą mistrzostwo w hokeju na lodzie, a wyniki kontroli dopingowej utkną - jak w 2008 r. - "gdzieś w Chinach".
Baron Pierre de Coubertin, który wskrzesił igrzyska, przewraca się w grobie. Nie zdziwiłbym się, gdyby kolejne igrzyska otrzymała Korea Północna.
Czytaj e-wydanie »