https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Baron

JANINA PARADOWSKA
Były baron łódzki Andrzej Pęczak bulwersuje opinię publiczną głównie z powodu mercedesa, którego miał mu dać (użyczyć?) przebywający obecnie czasowo w areszcie lobbysta, bohater kolorowych magazynów Marek Dochnal. Rzeczywiście mercedes wart pół miliona wyposażony nawet w firaneczki, nie wspominając już o czymś tak zwyczajnym jak telewizor czy przyciemniane szyby, może pobudzać zbiorową wyobraźnię, zwłaszcza gdyż jeździ nim przedstawiciel lewicy, która przepych zdecydowanie potępia, oczywiście na obecnym etapie swego istnienia, gdyż wcześniej różnie bywało.

     Zastanawiające się jest jednak to, że fascynacja samochodem przesłoniła inną kwestię, a mianowicie kwestię kwalifikacji politycznych byłego barona, który był przecież był przewodniczącym ważnej sejmowej komisji kontroli państwowej, kiedyś był wojewodą i wiceministrem skarbu i generalnie rządowe posady były jego marzeniem, kto wie czy nie większym niż ów mercedes. Otóż dziś były baron usprawiedliwiając swoje podsłuchane przez służby wypowiedzi mówi, że po prostu całą jego winą jest gadulstwo i z tego powodu wyrzeka się nawet immunitetu. Jest to w przypadku parlamentarzysty powód raczej śmieszny. Sejm jest właśnie od gadania i gadulstwo w Sejmie jest powszechne, także jego poziom nie jest specjalnie wysoki i w standardzie zaprezentowanych na taśmach z podsłuchów zdecydowanie się mieści.
     Poraża jednak, nie tyle gadulstwo, ile poziom politycznej analizy byłego barona, a więc jak by nie było osoby z czołówki partii rządzącej. Były baron wygaduje tak niesamowite głupstwa, że doprawdy można skonać ze śmiechu. Oto powiada, na przykład, że minister skarbu Kaniewski utrzyma się, jeżeli Belka zostanie premierem. Każdy dziennikarz - stażysta w sejmowych kuluarach wiedział, że pierwszą osobą, która nie dostanie żadnej propozycji od premiera Belki jest właśnie były minister skarbu, przeciwko któremu buntowały się już głośno szeregi SLD, w których nawet rodził się pomysł, by pisać wniosek o wotum nieufności do ministra. Wszyscy wiedzieli, a Pęczak nie wiedział i tak sobie przez telefon z asystentem lobbysty gaworzył! Gaworzył, że musi udawać, iż popiera Belkę, bo ten jest od prezydenta, ale nic się nie zmieni i interesy będą szły. Liczył jeszcze, że premier Miller może coś zrobi, gdy już wiadomo było, że Miller nic nie zrobi, gdyż nie był to czas stosowny do podejmowania jakichkolwiek decyzji.
     Trudno się dziwić, że Sojusz wpadł w takie tarapaty, w jakie wpadł, jeżeli jego ważni działacze nic nie wiedzą, o tym co dzieje się, nie tylko w świecie ich otaczającym, ale nawet wewnątrz własnej partii. Tasują talie kart, w których nie dość, że asów nie ma, ale nawet blotek brakuje. Nie wiem, czy poseł brał łapówki, czy mercedes był użyczony czy miał być na własność, niech się tym zajmują służby i prokuratura. Wiem z całą pewnością, bez wielkich śledztw, że były baron nie nadawał się na żadne stanowisko polityczne, bowiem żył w świecie urojonym, nie przystającym do rzeczywistości, przynajmniej politycznej.
     Jeżeli obecnie, już po ujawnieniu podsłuchów, były baron uważa, że zgrzeszył tylko gadulstwem, to pogrąża się jeszcze bardziej. Jeżeli ktoś tyle lat działa w polityce, zajmuje ważne stanowiska, to powinien mieć przynajmniej tyle odwagi, by publicznie przyznać się przynajmniej do ciężkiego politycznego błędu, resztę pozostawiając prokuraturze i sądowi. Opowiadanie, że jest się zwykłym gadułą polityka Pęczaka pogrąża już ze szczętem. Wypada zauważyć, że w sprawach kadrowych były premier Miller, którego Pęczak długo był ulubieńcem, zdecydowanie nie miał dobrej ręki.
     Autorka jest publicystką tygodnika "Polityka"

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska