Znak Zodiaku - Byk (ale jestem zmienna, może dlatego, że urodziłam się już bardzo blisko Bliźniąt)
Ulubiony kolor - czarny (może dlatego, że blondynką jestem) i czerwony
Smak - wszystko, co kojarzy się z nabiałem, sery pleśniowe mogę jeść hurtowo
Zapach - słodki, chętnie z wanilią; a ulubione perfumy to Hypnose Lancome
Kwiat - konwalia
Alkohol - czerwone wino
Auto - porsche cayene i może być każda terenówka. Outlandera mitsubishi kiedyś sobie kupię
- Gdzie panią zastała wiadomość, że album "Capriccio" z utworami na skrzypce i fortepian Krzysztofa Pendereckiego, przygotowany przez firmę DUX, otrzymał w Cannes tak prestiżową nagrodę, jak Midem Classic Awards 2008?
- Teraz już mogę się przyznać, że o tej nagrodzie wiedziałam nieco wcześniej. M.in. od profesora Pendereckiego. Oczywiście, bardzo chciałam ją osobiście wraz z Patrycją Piekutowską, która grała tytułowe "Capriccio" na skrzypce i orkiestrę, odebrać w Cannes. Choćby dlatego m.in., że to naprawdę bardzo prestiżowa nagroda i jeszcze nigdy w historii tego wyróżnienia nie dostała go polska wytwórnia. Niestety, zmogła mnie choroba i musiałam zostać w domu.
- Ale za to bydgoska publiczność wysłuchała jako pierwsza w pani wykonaniu Rapsodii na temat Paganiniego, zaraz po tym, jak ta wiadomość obiegła muzyczny świat...
- I z tego też się bardzo cieszę, bo Bydgoszcz to naprawdę znakomity ośrodek muzyczny, o którym mówi się dużo i często. No i wspaniała publiczność, która zawsze chętnie wypełnia po brzegi salę Filharmonii Pomorskiej i potrafi docenić wielki wysiłek artysty.
- Dlaczego właśnie pani zagrała koncert fortepianowy "Zmartwychwstanie" Pendereckiego utrwalony na tej nagrodzonej płycie?
- Przypadek. Zastąpiłam pianistę, któremu wytwórnia DUX wcześniej zaproponowała inne nagranie. Podobało się to, co zrobiłam i potem DUX już sam proponował panu Pendereckiemu moją partię solową na fortepian w tym koncercie. A sam kompozytor złożył mi taką propozycję chyba po jednym z koncertów w Centrum Finansowym w Warszawie. Potem odbyłyśmy razem z Patrycją kilka spotkań u kompozytora, omówiłyśmy kilka szczegółów koncertu, których... nie ma w nutach, a ważne były dla wykonania, no i nagrałyśmy tę płytę. Dla mnie było to wydarzenie niezwykłe, także z tego względu, że koncert nagrywałam w siódmym i ósmym miesiącu ciąży. A potem jeszcze trzeba było "dograć" pewien szczegół nawet na początku miesiąca, w którym urodziłam moją córeczkę Julkę. Oczywiście, w tej sytuacji nie muszę dodawać, jak bardzo ucieszył mnie ten deszcz nagród, który spadł na płytę. A dodam, że zanim płyta otrzymała nominację do MIDEM, to wcześniej dostała też nagrodę Konkursu Fonograficznego "Joker Awards" belgijskiego miesięcznika Le Crescendo i "Pizzicato Supersonic Award" w Luksemburgu.
- Pewnie mało kto dziś pamięta, że konkursowe sukcesy pianistki Beaty Bilińskiej zaczęły się w Bydgoszczy...
- No tak, przecież tu właśnie zdobyłam II nagrodę w I Międzynarodowym Konkursie Młodych Pianistów im. Rubinsteina. I potem zaczęły się pierwsze recitale, koncerty. Zaistniałam.
- Czyli bez sukcesu w konkursie szans na dużą karierę nie ma?
- Niestety, a jeszcze najlepiej, gdy się wygrywa jakiś znaczący konkurs za granicą. Tak, jak mnie się to udało w Rina Sala Gallo w Monzy, we Włoszech. Wtedy dopiero świat staje otworem. I w moim muzycznym życiu to był prawdziwy przełom. Mówię nawet, że to był chyba palec boży.
- Po tym konkursie m.in. przyszło zaproszenie do słynnej Carnegie Hall?
- Tak, zaprosił mnie tam pewien polski producent, właśnie po sukcesie w Monzy. Oczywiście, nie muszę mówić, jaką tremę miałam przed występem - świadomość , że na tej estradzie występowały światowe sławy robi wrażenie. Ale z kolei ta sala, w czerwieni i złocie, jest tak piękna i ma tak wspaniałą akustykę, że artysta szybko się odnajduje i potrafi się muzycznie wypowiedzieć najpiękniej, jak umie.
- A zdarza się, że na hasło "Beata Bilińska" ktoś odpowiada: a kto to jest?
- Po konkursie w Monzy, zdecydowanie rzadziej. Ale jeszcze nie tak dawno dyrektor jednej z filharmonii w Polsce, gdy deklarowałam chęć występu, zapytał: a jaka jest pani specjalność?
- Lepiej się pani czuje w studiu nagrań czy na scenie?
- Ja potrzebuję adrenaliny, ważne są dla mnie emocje. A to daje tylko kontakt "na żywo" z publicznością...
- ... ale w studiu można coś poprawić, gdy się palce omskną z klawiatury i dźwięk pojawi się nieczysty.
- Prawda, ale na szczęście ja nie jestem chirurgiem i życie od tego, czy ja się pomylę nie zależy. A ćwiczę teraz coraz częściej właśnie tak, żeby zapobiegać ewentualnym wpadkom. Bo na szczęście nie mam problemu z przyswajaniem utworów. III koncert Rachmaninowa przygotowałam zaledwie w sześć tygodni.
- Co najbardziej panią wkurza na co dzień?
- Głupota! I brak logiki w działaniu.
- Pani największa wada i zaleta?
- Może dwa w jednym? Perfekcjonizm. Czasem, niestety, przeszkadza. I wychodzę na tym, jak przysłowiowy Zabłocki na mydle. Po stronie wad - może być też czasem brak tolerancji. A wśród zalet - poczucie humoru. Można ze mną konie kraść.
- Rozpiszmy ten muzyczny portret na kilka konkretnych nutek. Bardzo lubię...
- ... naturę i przyrodę, zwłaszcza góry (chociaż kiedyś kochałam morze). I kontakt z moją córeczką.
- Nie cierpię ...
- Na pewno chamstwa, prymitywizmu. I chyba braku konsekwencji. Dlatego chciałabym, żeby mój partner był konsekwentny.
- Choćby nie wiem co, zawsze znajdę czas na...
- ... dbanie o siebie. No i o Julkę.
- Boję się ...
- Samotności. Bardziej niż starości.
- A mówi się coraz częściej, że idzie moda na single ...
- ... myślę, że to bardziej dorabianie ideologii do tego co jest, niż przekonanie, że tak jest lepiej.
- Zarobione pieniądze wydaję ...
- ... jak ktoś myśli, że mi się przelewa, to od razu prostuje: tak dobrze nie jest. Zapotrzebowanie na kulturę klasyczną w Polsce wciąż jest małe. Zachód - to nieprawdopodobnie inny świat pod tym względem. No i pod względem honorariów też. Moje słabości, to buty i torebki. A gdy się trafią jakieś większe pieniądze, to najczęściej zmieniam samochód.
- Czym można zrobić pani przykrość?
- W życiu zetknęłam się już z ekstremalnymi sytuacjami, więc mogę powiedzieć, że mam pancerz. I taki filtr, który pomaga mi odrzucać wszystko to, co na co dzień mogłoby wyciskać łzy. A kiedyś płakałam ze złości, gdy ktoś mnie zranił w recenzji. Dziś już nie.
- A przyjemność?
- Wystarczy nawet mały gest - czasem bukiet kwiatów, czasem zaproszenie do urokliwego miejsca na fajną kolację. A czasem - może tylko uśmiech.
- Dokąd chciałaby pani pojechać?
- Indie i Australia - to takie dwa wymarzone kierunki podróży. Może się uda?
- A jest takie miejsce, które pani widziała, zauroczyło i zawsze mogłaby pani tam wracać?
- Na pewno Włochy! Są ukochane. Byłam tam już parę razy, a jednak zawsze z przyjemnością jadę po raz kolejny.
- Najbardziej nielubiana czynność domowa?
- Potrafię i często robię wszystko sama. Może... chciałabym lepiej i częściej gotować?
- Które cechy u mężczyzny ceni pani?
- Dobrze, żeby był odpowiedzialny, błyskotliwy, czuły, wrażliwy, inteligentny i przystojny. Reszta już potem jest nieważna...
- A gdyby tylko oczy miały wybierać?
- No to pewnie musiałby być wysoki i mieć ciekawe spojrzenie. Aha! Najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby miał poczucie humoru!