Mamy coś takiego w genach. Najwięcej tego ma oczywiście Rodzina Radia Maryja, która od kilku miesięcy wznosi modły o zachowanie polskiej ziemi w polskich rękach. Niewiele ustępuje jej Liga Polskich Rodzin i Samoobrona. - Sprzedajemy polską ziemię za marne judaszowe złotniki! - grzmiał niedawno w miejscu publicznym członek Samoobrony Grzegorz Biernacki. - Będziemy pracować u Niemca za łyżkę strawy. Jak niewolnicy.
Mniej radykalny jest Marek Wiśniewski (też Samoobrona oraz Kujawsko-Pomorska Izba Rolnicza), który ostatnio wyjaśnił w prostych słowach: - Jak zostaniemy się sami, w odosobnieniu, to Unia nas wyautuje. Ale nie tędy droga, co nam zrobił Kalinowski.
- Zdrajca Polski, innego określenia na niego nie ma - wtóruje mu lider Samoobrony, który na 7 kwietnia zaplanował kongres pod jedynym możliwym hasłem "Obrońmy polską ziemię". - Wielki czas, żebyśmy przekształcili swoje umysły na modłę narodową - zachęca Tadeusz Dębicki, zastępca Leppera.
Trzeba więc powstrzymać ten potop* zachodnich farmerów, których jedynym (na razie niespełnionym) marzeniem jest przeniesienie się w polską rzeczywistość. Bo tęsknią za naszymi bezpiecznymi drogami, za niezawodnymi telefonami, za kompetentnymi urzędnikami, jasnymi przepisami, pracowitymi pracownikami. I marzą o polskiej wiejskiej szkole dla swoich dzieci. I wiedzą, że nikt im nie ukradnie mercedesa.
Tak to sobie pewnie wyobraża znany z dziwnych zachowań Gabriel Janowski (LPR), który namówił 81 posłów do podpisania deklaracji sprzeciwu wobec sprzedaży polskiej ziemi cudzoziemcom. Potem wszyscy ustawili się na sejmowych schodach, odśpiewali "Rotę" i zrobili sobie zdjęcie. Na pamiątkę.
Szkoda, że nie wybrali się na wycieczkę. Na przykład w okolice Koszalina lub na Mazury. Piękne tam jest. I dziko. Odłogi (trzy miliony hektarów) porastają chwasty, a ludzie z popegeerowskich wsi mogą na ugorach co najwyżej nazbierać sobie ziół lub śnić amerykański sen przy Arizonie.
Przydałby się ktoś, nieważne swój czy obcy, kto zabrałby się za sianie, sadzenie i dojenie. Ale swoich raczej do rolnictwa nie namówimy, a gdzie my znajdziemy tylu obcych absolwentów "szkoły przeżycia"? Bo - jestem przekonana - mało który farmer nada się na polską ziemię. Odporność nie ta.
Jeszcze jedno. Sprzedać pola i lasy mogą tylko właściciele - polscy chłopi. Ponieważ ich przywiązanie do gruntu jest znane na całym świecie, więc nie ma obawy - myślałam. Ale kiedyś w felietonie wspomniałam o pewnym Holendrze, który wydzierżawił kilkusethektarowe gospodarstwo na Kujawach i zapowiedział, że chce je wykupić, a potem jeszcze dokupić kilka hektarów.
Następnego dnia odebrałam dwanaście telefonów od rolników, którzy chcieli jak najszybciej (i jak najdrożej) sprzedać swoje gospodarstwa mojemu Holendrowi. Dwunastu na jednego! Muszę sprawdzić, czy on to przeżył.
* Potop - klęska powodzi zesłana przez Boga w celu wygubienia ludzkości, albo potop szwedzki, czyli potoczna nazwa wojny, która odbyła się w latach 1655-1660. Gdybyśmy wtedy nie obronili Jasnej Góry i poddali się Szwedom, już bylibyśmy w Unii Europejskiej.
Będzie potop?
Małgorzata Felińska