Wprowadzenie minimalnego okresu oszczędzania, by w ogóle mieć prawo do otrzymania jakiejkolwiek emerytury - to jedno z rozwiązań, których wprowadzenie proponuje ZUS. Dziś takich ograniczeń nie ma.
Zakończył się prowadzony przez Zakład przegląd systemu emerytalnego. Na tej podstawie przygotowywana jest tak zwana biała księga, która gotowa ma być koło połowy października. Już dziś jednak wiadomo (mówiła o tym podczas konferencji prezes ZUS**Genowefa Uścińska**), jakie rozwiązania zakład ubezpieczeń będzie rządowi rekomendował.
Z jednej składki nie będzie emerytury
Uścińska nie ukrywa, że celem jest zniechęcenie do szybkiego przechodzenia na emeryturę.
Jedna z ważnych zmian dotyczyć ma prawa do emerytury. Ma ona przysługiwać po udowodnieniu 15 lat (kobiety) lub 20 lat (mężczyźni) opłacania składek. Kto takiego stażu nie udowodni w ogóle nie dostanie świadczenia, a wpłacone wcześniej składki emerytalne dostanie jednorazowo z powrotem (jednorazowa wypłata zwrotna).
Nie należy jednak tego mylić z prawem do najniższej gwarantowanej emerytury.
Czytaj również: KNP: Dyskusja o aborcji to przykrywka dla rządu
Dziś ZUS wypłaca emeryturę nawet po wpłaceniu jednej składki (zgodnie z zasadą: tyle dostajesz, ile odłożyłeś). Najniższa wypłacana w kraju to 24 grosze. W województwie kujawsko-pomorskim - 82 grosze miesięcznie. Koszty wypłaty są wielokrotnie wyższe.
Praca lub emerytura
Zakład - co może zaskakiwać, znając jego problemy finansowe - opowiada się za przywróceniem poprzedniego wieku emerytalnego, czyli 60 lat dla kobiet 65 dla mężczyzn, ale jednocześnie proponuje takie obwarowania, które zniechęcą do skorzystania z tej możliwości.
Do szybkiego przechodzenia na emeryturę ma zniechęcić zakaz łączenia jej z pracą. Do ukończenia 67 lat ma obowiązywać zasada: albo emerytura, albo praca. Poza tym można by tylko raz mieć wyliczoną wysokość świadczenia. Nie byłoby możliwości przeliczania (czyli podwyższania) w razie łączenia emerytury z pracą.
Jednocześnie ZUS zastrzega, z powodów demograficznych w przyszłości trzeba będzie brać pod uwagę podniesienie wieku emerytalnego.
Z jednej strony miałyby zniknąć wszystkie wyłączenia z opłacania składek emerytalnych (czyli do ZUS wpływałoby więcej pieniędzy, bo oskładkowane maja być wszystkie umowy), z drugiej - za pracujących emerytów nie mają być odprowadzane składki ubezpieczeniowe. To czyniłoby z nich atrakcyjnych, bo tańszych pracowników.
Bogatsi stracą
Zmiany (na niekorzyść) odczują najlepiej zarabiający - powyżej 30 średnich pensji rocznie. W tym roku to 10 tys. zł brutto miesięcznie. Obecnie, po przekroczeniu tego progu, nie płacą już składek emerytalnych, ale konsekwencją jest niska (w porównaniu z zarobkami) emerytura w przyszłości. ZUS rekomenduje, by zrezygnować z tego progu.
Bogatsi płaciliby składkę cały rok, ale po przekroczeniu 30-krotności przeciętnych zarobków pieniądze nie trafiałyby do ZUS tylko do skarbówki. Byłby to więc dodatkowy podatek, który nie przełoży się na wyższą emeryturę.
Stać się ma to w ramach przygotowywanego przez PiS jednolitego podatku, który ma sumować wszystkie płacone daniny. Prace nad nim trwają.
Minister pracy Elżbieta Rafalska już zapowiedziała, że po ocenie część wniosków zostanie wdrożona, a część nie. Jeśli będą wymagały natychmiastowego wprowadzenia, stanie się to na drodze ustawowej.
Niższy wiek emerytalny "to dość przerażający pomysł"