- Jak do służby nie zostanie wpompowana młoda krew, to za kilka lat trzeba będzie nas ochraniać - mówią o sobie coraz starsi funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei. "Zapytaj sokisty, wzrok u niego bystry, porządku pilnuje, nie filozofuje" - śpiewał przed laty Andrzej Garczarek. Sokistów portret własny nie napawa optymizmem. To kolejna służba mundurowa, z którą przełożeni chyba nie bardzo wiedzą, co zrobić.
Niebezpieczne pociągi
Najniebezpieczniejsze pociągi przejeżdżające przez nasz region są relacji: Gdynia - Jelenia Góra - Gdynia, Katowice - Gdynia - Katowice, Gdynia - Bielsko-Biała - Gdynia oraz Toruń - Kutno - Toruń. Podróżni narażenia są na kradzieże kieszonkowców z grup przestępczych z Gdańska, Warszawy, Bydgoszczy (wśród złodziei jest młoda kobieta w wieku 21-24 lat). Kilkuosobowe grupy wsiadają najczęściej do wagonów pierwszej klasy, czekają do nocy (najwięcej kradzieży zdarza się miedzy godz. 22 a 5 rano), a czasami atakują "na bezczela" nawet w dzień, gdy podróżni czują się bardziej bezpieczni.
Co prawda bardzo rzadko dochodzi w naszym regionie do kradzieży węgla, ale raz, dwa razy w miesiącu, w okolicach Nowej Wsi Wielkiej odbywają się regularne napady na cysterny transportujące paliwo.
Bronić każdego wagonu
- Lasy całe się ruszają, gdy przestępcy ruszają na skład. Musimy bronić każdego wagonu - zapewnia Bogdan Babiak, komendant Oddziału Rejonowego SOK w Bydgoszczy. - Przestępcy z okolic Nowej Wsi Wielkiej idą na całość. W tym rejonie pociągi muszą zwalniać ze względu na zły stan torowiska. Złodzieje zmieniają sygnał semaforów lub wskakują w biegu do pociągu i uruchamiają hamulce. Maszynista potrzebuje dwunastu minut na zgłoszenie przez radio postoju, znalezienie otwartych węży i zamknięcie zaworów. Dopiero po tym może wyluzować skład i dalej jechać. W tym czasie przestępcy przelewają paliwo nawet do kilku 60-litrowych beczek. No i bezrobotni właściciele "maluchów" i motorów z tego regionu mają co lać do baków.
Sokiści z Bydgoszczy mają jednego sfatygowanego poloneza, którym mogą dojechać na miejsce zdarzenia. A i sama droga nie jest bezpieczna, bo przestępcy zostawiają na niej deski z wbitymi gwoździami. Do innych miejsc dojeżdżają pociągami lub... drezyną, o ile można z niej skorzystać. Sokiści z Grudziądza całkiem niedawno otrzymali służbowy samochód - fiata 125 p po generalnym remoncie. Cieszą się, bo wcześniej mogli jeździć tylko pociągami.
Towary deficytowe
Henryk Matuszak, zastępca komendanta pracuje w SOK od 1975 roku. - Wtedy kolej okradana była z towarów deficytowych: alkoholu, mięsa, ryb, cytrusów, obuwia, odzieży - wspomina. - Z bocznic i składnicy towarów importowanych na stacji Bydgoszcz Wschód ginęły też lodówki i odkurzacze. Teraz te towary przewożą tiry, a największą plagą PKP stały się kradzieże urządzeń kolejowych zawierających metale kolorowe. Sprzęt wartości kilkuset tysięcy złotych dewastowany jest dla kilograma aluminium. Ba, na zamkniętych trasach złodzieje potrafią nawet rozkręcać tory.
Kilka dni temu między Złotnikami Kujawskimi a Jaksicami złodzieje wycięli 30 linek. - Walczymy z nimi, odrzucamy ich z jednej trasy, to kradną na drugiej - denerwuje się komendant Babiak. Złodzieja - "rekordzistę" z trasy Bydgoszcz Wschód - Rynkowo sokiści zatrzymywali już jedenaście razy! Znowu był tam widziany. - Co na to sąd grodzki? - pytają funkcjonariusze.
Niedawno na prywatnej bocznicy przy elewatorze w Fordonie wykoleił się skład trzynastu wagonów (trzy się przewróciły, a następne pięć zostało uszkodzonych). Złodzieje odkręcili wcześniej śruby i podkładki. W okolicach Kruszwicy i Mogilna giną całe tory.
Brak etatów
- Z naszych wyliczeń wynika, że potrzebujemy jeszcze trzydziestu etatów - mówi komendant Babiak. - Nasi funkcjonariusze działają na terenie dziewięciu powiatów, a do ochrony mają około stu par pociągów. Niedawno - z przyczyn ekonomicznych - zamknęliśmy placówkę w Laskowicach. Już widać, że jej brakuje.
Do końca lat 90. komendy w Bydgoszczy i Toruniu liczyły po ponad 400 funkcjonariuszy. Dziś w Bydgoszczy służy 52, w Inowrocławiu 33, a w Toruniu 61 sokistów. - Ciągle tylko słyszymy o redukcjach, a nic o zatrudnianiu nowych - wzdycha Henryk Złotnicki, komendant SOK w Toruniu.
Na razie trudno zmienić potoczny wizerunek sokisty - starszego mężczyzny snującego się po peronach. Średnia wieku funkcjonariuszy waha się między 40 a 50 rokiem życia. Rzeczywiście dominują osoby starsze, które będą patrolować dworce aż ukończą 65 lat. Problem w tym, że starszych nie ma gdzie przenosić - w komendach SOK jest niewiele stanowisk administracyjnych.
Zadania mają jasne: ochrona życia, zdrowia osób przebywających na terenach PKP oraz ładu, porządku i mienia.
Raz do roku strzelanie
Wyposażeni są w pałki służbowe (na nowoczesne pałki tonfy z bocznym uchwytem tylko niewielu ma uprawnienia), ręczne miotacze gazu, psy oraz broń (P-64 oraz RAK-i). Szkolenia odbywają się raz na kwartał, a strzelanie raz w roku (12 strzałów). - Nabój kosztuje od 85 groszy do złotówki i pięciu groszy, ciągle nie ma pieniędzy na większe strzelanie - irytują się.
W latach 90. zlikwidowano oddziały operacyjne, funkcjonariusze uznają to za błąd. Dopiero teraz kilkuset młodszych sokistów z całego kraju przeszło specjalistyczne szkolenie na poligonie w Wędrzynie. Jeszcze kilka lat temu rozważano zatrudnienie na ich miejsce firm ochroniarskich. - Taka firma chętnie weźmie monitoring dworca, magazynu czy nawet pociągu, ale kto pójdzie na tory? - pytają sokiści.
Do przyszłego roku muszą uzupełnić wykształcenie (wymagane średnie). Kilkunastu bydgoskich funkcjonariuszy kończy właśnie szkoły, ale w ubiegłym roku 17 sokistów z Torunia nie chciało się uczyć, położyło wypowiedzenia, wzięło 24 tys. zł odprawy i w efekcie trzeba było zamknąć placówkę we Włocławku.
Mundur kombinowany
Dziś już nikogo nie powinien dziwić widok sokisty ubranego w kurtkę mundurową i prywatne spodnie. Nowych mundurów nie ma. Ostatnia dostawa trafiła do Torunia przed wizytą papieża. Od tego czasu otrzymali tylko dziesięć par spodni polowych dla tych, którym wydarły się na tyłku. Dostają ekwiwalent za mundury, ale woleliby jakoś wyglądać przed ludźmi. Kilkunastoletnie radiotelefony działają krótko i na niewielką odległość. Partol przebywający w Toruniu na dworcu towarowym nie ma szans porozumienia się z dworcem głównym. Jedna służbowa komórka przysługuje dowódcy grupy. W komendach brakuje lornetek, noktowizorów. Najstarsze kamizelki kuloodporne ważą tyle, że problemem jest wyjście z samochodu. Bydgoszcz i Toruń mają po dwa nowoczesne hełmy. Co z tego, jak każdy funkcjonariusz ma inną głowę. Kombinują przy nich jak mogą, dokupując wkładki pod pancerz. Dokupują także kabury do pistoletów. Nosząc podarte mieliby duże szanse na zgubienie broni.
Doba strażnika
Starszy strażnik Stanisław Grala służy w SOK już czternaście lat. Wcześniej był gospodarzem Klubu Rolnika, ale zakład się rozsypał i szukał nowej pracy. Wstaje o 4.30, do stacji kolejowej w Książkach ma 5 kilometrów. W Toruniu kończy służbę o 18.30, ale dopiero godzinę później ma pociąg do domu. U siebie jest przed godz. 21. Podobnie dojeżdżają prawie wszyscy sokiści z Torunia. Z rodzinnym, ekwiwalentami za węgiel i mundur zarabia tysiąc dwieście złotych. Sokiści z kilkunastoletnim stażem pracy zarabiają od 1 tys. do 1200 zł. Dowodzący od 1400 do 1500. zł. Na utrzymaniu ma bezrobotną żonę i dwoje kilkunastoletnich dzieci. Ostatnio musiał wydać po 500 zł na miesięczne kursy dla dzieci. Pomógł ojciec. Siedem lat temu na patrolu przy wyładowni w Aleksandrowie Kujawskim zaatakowali go złodzieje miedzianych linek. Metalowym koszem złamali mu nogę (trzy miesiące w gipsie). Zapewnia, że nie bałby się wyjąć broni, gdyby zaszła taka potrzeba - Jak ja nie robię zamachu na czyjeś życie, to i nikt inny nie ma prawa robić zamachu na moje czy innych - opowiada spokojnie.
Starszy strażnik Roman Lemański (52 lata, w służbie od 20 lat) patroluje dworzec wspólnie ze strażnikiem Mariuszem Matuszakiem (2,5 roku w służbie). Niespotykanie spokojni faceci. - Przecież nie chodzi o to, abyśmy wpadali na dworzec wymachując pałkami. Trzeba spokojnie podejść, porozmawiać, a czasami sięgnąć po pałkę - opowiada Matuszak. Na razie nie musiał jej używać, ale jako jeden z niewielu ma uprawnienia na tonfę. Taka pałka wytrzymuje uderzenie nie tylko kija bejsbolowego, ale i łomu. No i można nią skutecznie obezwładniać napastników. Jest on też jednym z nielicznych sokistów z wyższym wykształceniem - kończy teologię. - Zależy nam na wykształconych, młodych ludziach - podkreśla komendant Babiak.
Sławka żal
Tydzień temu na torowisku w toruńskim Rudaku zginął sokista Sławomir Kulczyk. Osierocił pięcioro dzieci.- Inicjator i dowódca grupy interwencyjnej. Przez trzy kolejne piątki o tej samej porze i na tym samym kilometrze złodziej ciął linki dławikowe. Czekali na niego - mówi komendant Złotnicki. - Takiego morderstwa wśród sokistów nie było od dawna.
- Kilka lat temu strzelał ostrzegawczo do złodziei w Grudziądzu. Zatrzymał ich - przypomina Ryszard Szyszkowski, zastępca komendanta SOK w Toruniu. - Sławek lubił tę robotę, był chętny do służby o każdej porze dnia i nocy. W maju wykrył aferę w Sierpcu. Sześciu maszynistów kradło paliwo z lokomotyw. Udało się wywalczyć dla niego 300 zł premii.
- Skończył kursy, sam uczył nas chwytów obezwładniających - wspomina Grala.
- Po tej tragedii ludzie mówią, że nie wyjdą na szlak. I ja się im nie dziwię - kręci głową komendant Złotnicki. - Jak nie dopompują nam młodej krwi, to służba upadnie.
