https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Biało-czerwony Klagenfurt

PAWEŁ KOWALSKI z Klagenfurtu
Jesteśmy u siebie!!! - wykrzykiwali kibice znad Wisły.
Jesteśmy u siebie!!! - wykrzykiwali kibice znad Wisły. fot. Paweł Kowalski
Przez ten jeden dzień Klagenfurt zamienił się w polskie miasteczko. - Jesteśmy u siebie!!! - wykrzykiwali kibice znad Wisły.

Parkingowe pogaduchy

Tak naprawdę nikt nie wie ilu Polaków przyjechało do Austrii na czas mistrzostw. Wczoraj w Klagenfurcie ulicami przemieszczała się cała rzeka ludzi w biało-czerwonych barwach. Jak się okazało tylko część z nich miała ze sobą bilety. Pozostali przyjechali dla atmosfery, inni do ostatniej chwili szukali koników, którzy sprzedaliby im wejściówki na mecz z Niemcami. Stawka wynosiła ponoć 800-1000 euro. Wielu fanów było przygotowanych na taki wydatek. Ci, którzy musieli obejść się smakiem, mecz obejrzeli w pubach lub w strefach kibiców, na ogromnych telebimach.

- Obiecałem synowi, że wejdziemy na stadion - przyznał napotkany kibic z Lęborka. - Bilety, które zamówiliśmy do nas nie dotarły. Zostałem w Austrii tylko ze względu na syna. Postaramy się kupić bilet z drugiej ręki.
- Znajomi mają już bilety, ja nadal szukam szczęścia - westchnął z kolei Wojtek z Bydgoszczy. - I tak warto było przyjechać. Jesteśmy tu już od soboty. Wieczorem bawiliśmy się wraz z Niemcami. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że Polska wygra 2:0 - żartował.

Bez rezerwacji

Dzień przed meczem na parkingu spotkałem kolejną grupę z grodu nad Brdą. Kilkanaście godzin podróży kosztowało ich sporo sił, mimo to humory im dopisywały. Nie brakowało też optymizmu. Nikt nie miał wątpliwości - Polacy wreszcie ograją Niemców i stanie się to właśnie w ich debiucie na mistrzostwach Europy.

- Wygramy 2:0 - stwierdził pewnie Mikołaj Augustynek.
- Nie, będzie 2:1, bo bramkę strzeli Podolski - uzupełnił Jakub Dąbrowski.
- Nie ważne, i tak do siatki trafią tylko Polacy - żartował Fabian Habegger.
Co ciekawe, nikt spośród siedmioosobowej grupy nie miał rezerwacji na hotel.
- Nawet nie zaprzątaliśmy sobie tym głowy - dodał Wojciech Biliński. - Najważniejsze, żeby wygrała Polska. Reszta się jakoś ułoży.

Kłopotów nie brakuje

W Klagenfurcie stawiło się 20, 30, a może nawet 40 tysięcy Polaków. Nie wszyscy mieli powody do zadowolenia. Grupa polskich fanów dzień przed meczem została usunięta z pola namiotowego. Okazało się, że właściciel, który sporo zarobił na tym interesie, nie miał na to pozwolenia. Polacy, m.in. z Torunia, pozostali na lodzie.
Nie brakuje też kłopotów z biletami. W Grazu zatrzymał się pan Krzysztof, który na Euro wybrał się z synami z... Chicago!
- Zamówiliśmy bilety w angielskiej firmie, miały czekać na nas w hotelu. Miały, bo nie dojechały - przyznał rozżalony. - Firma obiecała, że zwróci nam dwukrotną wartość biletów. Co z tego, przejechałem kawał drogi, aby zobaczyć, jak Polacy ogrywają Niemców.

Turniej za karę

Wielu fanów narzekało też na atmosferę mistrzostw. I słusznie, bo Austria wygląda tak, jakby Euro przyznano im za karę. Gdyby nie polscy fani futbolu na ulicach byłoby niemal pusto. W barach, w których nie było biało-czerwonych kibiców wiało nudą. Owszem, widać było też Niemców, przewijali się Chorwaci. Zastanawia jednak to, że w tłumie zupełnie brakuje gospodarzy turnieju.
- Mam nadzieję, że przyjedzie jeszcze więcej Polaków - przyznał smutny Sepp, właściciel jednego z punktów gastronomicznych.

Nie brakowało jednak i takich, którzy podchodzą do fanów bardziej ostrożnie. Nic dziwnego, po Klagenfurcie szybko rozeszła się niestety wiadomość o bójce polskich i niemieckich kibiców. Ci pierwsi przekonują, że to oni byli prowokowani, drudzy, byli innego zdania. Sprawa, na szczęście, zeszła na dalszy plan, choć zatrzymano siedmiu uczestników zamieszania.

Jesteśmy u siebie

W niedzielę Klagenfurt zmienił się niemal w polskie miasto.
- Jesteśmy u siebie, Polacy, jesteśmy u siebie! - krzyczeli fani. Wspierali ich Słoweńcy, a nawet Turkowie, choć...
- Przygotowaliśmy na ten mecz dwa transparenty - pochwalił się kibic ze Skarżyska. - Na jednym jest napis dla Austriaków - "Dzięki nam nie mówicie dziś po turecku". Drugi skierowaliśmy do Leo Beenhakkera - "Dzieki Leo. Ostatnia taką wycieczkę zafundował nam Sobieski".
W oczekiwaniu na mecz kilku z nich rozgrywało mecze. Bramki wyznaczono plecakami. Im bliżej meczu tym gorączka rosła.

Relacja zrealizowana dzięki pomocy Orange Polska

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska