https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Biedogród

Adam Willma
Nietypowa (?) architektura ogródków im. Bema
Nietypowa (?) architektura ogródków im. Bema Adam Willma
Polska bieda wylewa się z kamienic i bloków. Tylko w niewielkim Chełmnie w altanach ogrodowych mieszka już ponad 70 rodzin. Socjologowie nie mają wątpliwości: ogródki działkowe mogą w ciągu najbliższych kilkunastu lat upodobnić się do przedwojennych dzielnic nędzy.

     Chełmińskie ogrody są dumą polskich działkowiczów, należą do jednych z najpiękniejszych. W liczącym 22 tysiące mieszkańców miasteczku, działkę posiada co 4 rodzina, tu właśnie odbywać się będą tegoroczne ogólnopolskie dożynki działkowców. Tymczasem największy z chełmińskich ogrodów o niezmienionej od lat nazwie "1 Maja" trawi choroba, która dała się już we znaki większości polskich działkowców. Aż w 68 altanach mieszkają ludzie, dla których jest to jedyny adres.
     Mieszka się pięknie
     Halina Trela jest tu już od ponad 30 lat. Miała problemy z mieszkaniem, więc z rodziną przeniosła się się do ogrodów. Tu zdążyła wychować swoje dzieci, walczyć z chorobą męża, owdowieć. Mieszkania się nie doczekała, za to jej z początku skromna altana rozrosła się w tym czasie do rozmiarów trzypokojowego mieszkania z wszelkimi wygodami.
     Za niskim, symbolicznym płotem zadomowiła się rodzina Kołodziejów. Pochodzą z podchełmińskiej wsi, wcześniej wynajmowali mieszkanie, ale koszty przerastały ich możliwości. Przed pięciu laty za 4 tys. złotych kupili altanę, którą wyremontowali, rozbudowali i ocieplili. Na tynk nie wystarczyło już pieniędzy, więc ściany straszą pożółkłym styropianem. W środku jednak pomieściły się dwa pokoje, łazienka i gustownie urządzona kuchnia. Obok altany zaparkowany stareńki fiat 125p.
     Janusz Kołodziej jest zadowolony: - Mieszka się tu pięknie - cisza, spokój, zieleń, dzieci mają się gdzie wybiegać, a jednocześnie blisko miasta, dojeżdża nawet autobus, więc nie ma problemu z dowozem dziecka do szkoły. Jest tylko jedno ale - nie pozwalają się tu meldować.
     Proszek w pomidorach
     Stałego meldunku na terenie ogrodów zabrania wewnętrzny regulamin Polskiego Związku Działkowców. Jedynym wyjątkiem jest najstarszy polski ogród działkowy - grudziądzkie "Kąpiele Słoneczne": - Sytuacja z Grudziądzem jest specyficzna - _mówi Edward Śmigielski, szef toruńsko-włocławskiego okręgu PZD, któremu podlegają grudziądzkie działki. - Najstarsi mieszkańcy "Kąpieli Słonecznych" trafili tam wskutek przedwojennych, a później hitlerowskich eksmisji. Ogrody działkowe były dla nich jedynym schronieniem. Ten fakt uszanowaliśmy poprzez stałe zameldowanie. Dziś jednak nie stosuje się żadnych wyjątków, nie zgadzamy się na żadną prośbę. Ogrody nie posiadają infrastruktury niezbędnej do stałego mieszkania.
     Prezes Śmigielski podkreśla, że zakaz osiedlania się na działkach nie wynika z uporu zarządów:
- Jeżeli w jednym tylko ogrodzie im gen. Bema mieszka 100 osób, to należy podsumować, ile te osoby zużywają wody do mycia, pomywania i prania. Wszystko to trafia do gruntu i wód gruntowych, z których korzysta większość działkowiczów.
     Krzysztof Kiejdus, właściciel działki w ogrodzie im. gen. Bema zżyma się na ten argument:
- Złośliwość ludzka nie ma granic. Nie zanieczyszczamy gruntu, mamy szambo opróżniane co jakiś czas.
     Kiejdusowie wprowadzili się na działki przed trzema laty. Tu urodziło się ich pierwsze dziecko. Kosztem 20 tysięcy złotych rozbudowali altanę ojca. Dziś mają dwa przestronne pokoje, kuchnię, łazienkę, ubikację. Na ścianie talerz satelity, w działkowej alejce zaparkowany maluch.
     Prezes ogrodu im. gen Bema Włodzimierz Kierczyński rozkłada bezradnie ręce:
- Kiejdusowie łamią przepisy w kilku punktach - nie dość, że są na bakier z przepisami meldunkowymi, to ich altana jest znacznie większa od dopuszczalnych norm. Wybudowali szambo, czego przepisy zabraniają w ogrodach miejskich. Do tego wjeżdżają na teren działek samochodem, co też jest zakazane.
     Chrzciny z prądem
     Kierczyński nie złożył jednak doniesienia do nadzoru budowlanego, nie było też wniosków o eksmisję:
- Z kilku przyczyn. Po pierwsze w ogrodach działkowych funkcje sprawuje się społecznie. Nie stać byłoby nas, żeby poprowadzić w sądzie kilkadziesiąt spraw eksmisyjnych. Poza tym każdy chce żyć spokojnie, a wszelkie kroki przeciwko stałym lokatorom altan spotykają się z agresją. Już nam grożono spaleniem altan, siedziba zarządu została podpalona. W efekcie na działkach robi się coraz bardziej nerwowo. Stali lokatorzy domagają się, aby nie wyłączać prądu na zimę, z kolei ci, którzy działki traktują rekreacyjnie, nie chcą płacić opłat przesyłowych. "Stali" nie mają ochoty brać na siebie ubytków w całej starej i skorodowanej sieci. I koło się zamyka.
     Renata Jabłońska żyje na działkach z piątką dzieci. Wyprowadziła się od męża. Jednym piecem ogrzewa izbę, w której śpią mniejsze dzieci i niewielką werandę, w której wygospodarowała maleńki pokój dla siebie i starszej córki. Gdy zimą zarząd odmawiał włączenia prądu na działkach, Jabłońska wezwała na pomoc telewizję, która napiętnowała "bezduszność" administratorów ogrodu.
     
- Chciałam, żeby włączyli chociaż na chrzciny dziecka. Telewizja bardzo pomogła - cieszy się Jabłońska. - Na szczęście nie ma już poprzedniej pani prezes. Ona straszyła nas, że jak wejdziemy do Unii, to w ogóle nie będzie mieszkania na działkach.
     Rampa pod jabłonką
     Wiceprezes Feliks Nowakowski nie ukrywa, że zarząd został postawiony pod murem:
- W sprawie prądu naciskał ówczesny wiceprezydent miasta. Obiecywał, że w bliskiej przyszłości dla mieszkających na działkach znajdą się mieszkania komunalne. Oczywiście nie znalazły się.
     Samorządy polskich miast przymykają oko na "cichych mieszkańców". Zepchnięcie biedoty do ogródków działkowych jest dla nich korzystne - nie zajmuje cennych mieszkań komunalnych, nie rzuca się w oczy, nie domaga swego przed kamerami. -
Tak będzie zapewne, dopóki nie wybuchnie epidemia. Wówczas również przyjedzie do ogrodów telewizja i zmiesza nas z błotem za to, że dopuściliśmy do łamania przepisów.
     Ewa Taper, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bydgoszczy ma pod opieką ponad 200 osób mieszkających na działkach:
- To tylko ci, którzy korzystają z naszej pomocy, ilu mieszka na działkach nie wyciągając do nas ręki, nie wiemy. Wiem natomiast, że gdyby wszystkich tych ludzi wysiedlić z działek, nie bylibyśmy w stanie zapewnić im miejsca w schroniskach.
     Z dobrodziejstwa altan działkowych korzystają nie tylko samorządy, ale i prywatni właściciele kamienic. W ogródkach pojawia się coraz więcej lokatorów, których właściciele nieruchomości "przekonali" do opuszczenia lokalu kupując w zamian pawilon na działkach.
     Prezes Edward Śmigielski ma wyrzuty sumienia, że nie wystosował nigdy wniosku o eksmisję:
- Wiem, że to prowadzi w ślepy zaułek, ale jakoś nie mogę. Zbyt dobrze pamiętam przedwojenną biedę. Pochodzę z Grudziądza, dobrze wiem, co znaczy "Madera" i "rampa Ruzanowskiego", na którą wyrzucano eksmitowanych.
     Zagłada kontrolowana
     Teoretycznie każda z tysięcy polskich altan działkowych rozbudowanych powyżej 25 metrów jest kandydatką do rozbiórki. I nie powinno być w tej kwestii taryfy ulgowej. Społeczni zarządcy ogrodów, nie chcąc jednak narażać się na ataki zdesperowanych "stałych" nie powiadamiają nadzoru budowlanego, z kolei inspektorzy nadzoru nie kwapią się do kontrolowania działek.
     
- Jeżeli mam do wyboru sprawę walącej się kamienicy i altany w ogródku, to wybieram to pierwsze. Ustawodawca założył, że jeden inspektor będzie przypadał na 15 tysięcy mieszkańców, tylko nie zapewnił na to środków. W efekcie każdy z nas ma na głowie kilka razy więcej spraw niż powinien. Nic dziwnego, że nie ma czasu kontrolować ogródków - mówi Grzegorz Prusakowski, zastępca dyrektora Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego.
     Obecne zarządy ogrodów pozostawiają swoich następców w sytuacji nie do pozazdroszczenia. O ile kilku nielegalnych lokatorów altan można było jeszcze porozmieszczać w schroniskach i mieszkaniach komunalnych, nie sposób zrobić tego z setkami. Cicha zgoda dla pierwszych "stałych" sprawiła, że w ogródkach zaczynają wyrastać całe osady biedy.
     Prezes Edward Śmigielski otwarcie przyznaje: -
To, co się obecnie dzieje na działkach, doprowadzi do zagłady wiele ogródków.
     Zdaniem socjologa, profesora Henryka Domańskiego, który przeprowadził gruntowne badania nad polską biedą, działki idealnie nadają się na getta:
- Powstająca underclass będzie musiała znaleźć miejsce dla siebie. W ogródkach będzie widać ją wyraźniej niż na blokowiskach. Wydaje się, że proces gettoizacji ogródków będzie postępował - uważa prof. Henryk Domański.
     Ziemia dla zuchwałych
     W efekcie, po odpływie z ogrodów działkowych w latach 90. zamożniejszych właścicieli, coraz więcej wieloletnich działkowiczów również szuka alternatywy. Statystyki wskazują, że obok stałych mieszkańców swoich działeczek trzymają się jeszcze głównie emeryci, bezrobotni i pracownicy fizyczni. Prezes Śmigielski:
- Nie można zapominać, że wielu ludzi może sobie pozwolić na wczasy wyłącznie we własnej altanie. To najtańsza dostępna forma wypoczynku i kontaktu z przyrodą.
     Wielu z dotychczasowych użytkowników działek w najbliższych latach sprzeda swoje altany kolejnym rodzinom szukającym dachu nad głową. Z ogrodu działkowego zrezygnować zamierza nawet dotychczasowy prezes ogródków im. gen. Bema Włodzimierz Kierczyński:
- To wszystko idzie w złym kierunku i nie zapowiada się, aby cokolwiek mogło odwrócić ten proces. Mam dość. Kupiłem kawałek ziemi na wsi, bo to wszystko co dzieje się w miejskich ogródkach, przynosi więcej stresu niż rekreacji.
     Gdy zimą zarząd odmawiał włączenia prądu, Renata Jabłońska wezwała na pomoc telewizję
     Fot._ AUTOR
     PS. Niektóre nazwiska lokatorów działek, na ich życzenie, zostały zmienione.
     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska