Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Borys Szyc: Ze sceny do siłowni

Rozmawiał Kuba Zajkowski
Przygotowując się do roli Silnego, bohatera "Wojny polsko-ruskiej” Borys Szyc spędził wiele godzin w siłowni. Premiera filmu nakręconego na kanwie powieści  Doroty Masłowskiej już w piątek.
Przygotowując się do roli Silnego, bohatera "Wojny polsko-ruskiej” Borys Szyc spędził wiele godzin w siłowni. Premiera filmu nakręconego na kanwie powieści Doroty Masłowskiej już w piątek.
- Będę teraz hodował w sobie dziecko... Rozmowa z Borysem Szycem.

- Jak długo przygotowywałeś się do roli Silnego, bohatera "Wojny polsko-ruskiej"?

- Przed zdjęciami wyglądałem mniej więcej tak jak teraz, a chcieliśmy stworzyć wyżyłowanego faceta, bez grama tłuszczu. Stąd dieta. Co rano dowożono mi pojemnik z pięcioma niedużymi przegródkami, w których było jedzenie. Dostawałem taki zestaw co trzy godziny. Pierwsze dni przygotowań do roli kojarzą mi się z głodem (śmiech). Modliłem się, żebym znowu mógł usłyszeć odgłos otwieranego pojemniczka próżniowego i dobrać się do jedzenia!

- Czego ci najbardziej brakowało w jadłospisie?

- Na początku wszystkich śmieci, które się je: słodyczy, tłustego hamburgera. I bardziej zakorzenionych w polskiej kulturze: golonki czy schabowego. Byłem wygłodniały do tego stopnia, że śniło mi się jedzenie.

- Dużo czasu spędzałeś w siłowni?

- Codziennie o ósmej rano biegałem. Trenowałem też w klubie, ale ponieważ podczas przygotowań do roli pracowałem także w teatrze, zdarzało się, że ćwiczyłem po spektaklu. Schodziłem ze sceny o 21 i jechałem na trening. Zostawałem w siłowni do 23, czyli do zamknięcia, a czasem - dzięki uprzejmości właścicieli - nawet do północy. Przez trzy miesiące, czyli w naprawdę krótkim czasie, udało mi się osiągnąć zamierzony efekt. Potrzebna była transformacja.

- Także emocjonalna?

- Buduję role poprzez ciało. Inaczej nie potrafię. Wychodzę od fizyczności, ona poddaje mi dużo pomysłów. Gdy zrozumiesz, jak się poruszasz i zachowujesz, zmienia się coś także w głowie. Myśląc oczywiście pod kątem aktorskim, o postaci, którą mam stworzyć. Ważny był moment, gdy mnie ogolili na łyso, zafarbowali brwi na jasno i obcięli rzęsy. Poczułem, że się przepoczwarzam w kogoś innego. Wtedy zaczęły ze mnie wychodzić słowa Silnego.

- Wcześniej nie miałeś pomysłu, jak go zagrać?

- Mieliśmy próby, pracowaliśmy nad scenariuszem, ale długo nic nie przychodziło mi do głowy. Stanęły mi przed oczami nawiązania literackie. Od razu narzuca się Witkacy. Powieść Doroty Masłowskiej jest napisana formalnie. Ona ma specyficzną konstrukcję zdania. W końcu zrozumieliśmy z Xawerym Żuławskim, reżyserem "Wojny polsko-ruskiej", że trzeba ten tekst grać pełnymi zdaniami, żeby to, co chciała Dorota przekazać słowami, przełożyło się na film i przeszło na drugą stronę ekranu.

- Czy w próbach towarzyszyła wam Dorota Masłowska?

- Oczywiście. Spotykaliśmy się wszyscy: aktorzy, reżyser i Dorota. Ten film to była jedna wielka burza mózgów. Na czas kręcenia ekipa stała się komuną. Realizowaliśmy zdjęcia, czasami razem mieszkaliśmy, imprezowaliśmy, jedliśmy i toczyliśmy dyskusje. Każdy miał pomysły.

- Myślisz, że widzowie też będą dumni, gdy zobaczą siebie w krzywym zwierciadle?

- Nie wiem, jak "Wojnę polsko-ruską" odbiorą ludzie, bo to rodzaj karykatury. A jak w każdej karykaturze to, co nas drażni, jest wypukłe, jeszcze bardziej wyolbrzymione. My, jako naród, nie mamy do siebie dystansu, bierzemy wszystko dosłownie, zbyt poważnie. Łatwo się zapalamy, szybko przechodzimy do bitki. Brakuje nam luzu i spojrzenia na siebie z przymrużeniem oka. Mamy też na co dzień do czynienia z nacjonalizmem, ksenofobią, rasizmem, ale i miłością do kraju. Silny ma w sobie gigantyczny zasób tych wszystkich cech; on jest esencją Polaka.

- Cały czas trenujesz i przestrzegasz diety?

- Musiałem z tego zrezygnować. Grałem rolę lekarza psychiatry w filmie "Enen" Feliksa Falka, więc nie mogłem być dopakowanym Silnym, bo to nie pasowało do mojej postaci. Z kolei w "Handlarzu cudów" Jarosława Szody i Bolesława Pawicy wcielałem się w świeżo wyleczonego alkoholika. Chodziło o to, by facet był troszkę nalany na twarzy, żeby było widać, że ma za sobą przejścia. Zwłaszcza, że się łamie i zaczyna chlać. Dlatego musiałem sporo przytyć. To było przyjemne, taka praca nad ciałem idzie bardzo łatwo (śmiech).

- Zmieniasz się nie tylko do filmu, prywatnie jesteś też innym człowiekiem.

- Jakiś czas temu zauważyłem po sobie, że zaczynam tracić potrzebę i umiejętność wypowiadania, co czuję i myślę. Brakowało mi słów. Zacząłem z tym walczyć. Czytam książki, staram się rozwijać, dużo mówić, nawet gadam do siebie w domu. Zadaję sobie temat do improwizacji i w ten sposób trenuję zastały umysł, który zawsze chce pójść na łatwiznę. Zmęczyły mnie głupoty: blichtr, imprezowanie, ludzie, którzy mnie tak naprawdę nie interesują. Teraz zajmuję się tylko tym, co mnie obchodzi. Uczuciami, rodziną. To naturalny proces; prędzej czy później taka refleksja się pojawia. Trzeba się nad sobą zastanawiać, mieć do siebie dystans, szukać książek i filmów, które mogą nas jakoś zapłodnić. Dojrzałem, bo przyszedł na to najwyższy czas, ale - jak każdy - mam w sobie dziecko. Będę je hodował i o nie dbał. To ważne dla ludzi, którzy uprawiają zawód artystyczny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska