W narodzie panuje przekonanie, że pijany ma zawsze szczęście. Wyjdzie z każdej opresji, z której trzeźwy nie miałby najmniejszych szans ujść cało. Przy ul. Mazurskiej, w centrum Brodnicy, przypadkowi przechodnie usłyszeli pisk hamulców gwałtownie zatrzymywanego auta. 24-letni kierowca forda mondeo z przerażeniem próbował zatrzymać swoje auto i uniknąć zderzenia z pieszym, który nagle wtargnął na jednię. Nie udało się. Pieszy znalazł się między osiami zatrzymanego forda.
Przechodnie i służby ratownicze musiały podnosić forda, aby wyciągnąć leżącego mężczyznę. Jakież było zdziwienie ratowników, gdy okazało się, że mężczyzna nie odniósł prawie żadnych obrażeń. Potrącony przez samochód 44-letni Marek M., ledwo trzymający się na nogach, otrzepał kurz i wybełkotał - dajcie mi spokój, idę do domu.
Potrącony mężczyzna został jednak przewieziony do brodnickiego szpitala z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu i ogólnymi potłuczeniami. Marek M. nie był w stanie dmuchnąć w alkotest i trzeba było pobrać krew do badań na zawartość alkoholu.
Coś w tym powiezieniu o pijanym szczęściu, musi być prawdą. Zostać potrąconym przez samochód, który musiał pieszego najechać kołem i wyjść bez poważnych obrażeń, jest tego namacalnym dowodem. Na wszelki wypadek nie radzimy jednak sprawdzać swego fartu w ten sposób.