Te dane znajdziemy w upublicznionym właśnie raporcie toruńskiego sanepidu za 2013 rok. Inne grzeszki naszej małej gastronomii i toruńskich sklepów to m.in. przechowywanie żywności w złych warunkach albo brak odpowiednich dokumentów.
Opiłki w kaszy i szkło w wódce
75 mandatów, które nałożyli inspektorzy, to i tak mniej, niż bywało w poprzednich latach. Dla porównania: w 2011 było ich aż 94.
- Mandaty nakładamy w przypadku poważnych uchybień - podkreśla Joanna Biowska, rzecznik prasowa sanepidu. - Ale gdy widzimy rażące nieprawidłowości, całkowity brak higieny, biegające po pomieszczeniu szkodniki, to nakazujemy unieruchomić lokal. W 2013 wydaliśmy taką decyzję trzy razy, wszystkie lokale zostały ponownie otwarte po tym, jak ich właściciele doprowadzili je do porządku.
Czasem na jedzenie skarżą się sanepidowi sami torunianie. - W 2013 roku wpłynęły 23 interwencje na złą jakość potraw oraz brak higieny produkcji i wydawania dań - podaje w raporcie Hanna Wolska, inspektor sanitarny z Torunia. - Dziewięć interwencji potwierdziło się.
Przeczytaj również: Część toruńskich restauratorów zamiast paragonów wydawała klientom tzw. gastrorachunki
W przypadku wątpliwości inspektorzy pobierają próbki - nie tylko jedzenia, ale także przedmiotów codziennego użytku, np. talerzy, które mogą zawierać szkodliwe pierwiastki. W zeszłym roku takich próbek było ponad 400. Niektóre z nich były pobierane planowo, ale co duża część z nich związana była z zatruciami pokarmowymi czy zgłoszeniami mieszkańców.
Co budziło wątpliwości torunian? Na przykład suszone borowiki (okazało się, że miały za dużo rtęci), popcorn (za dużo toksyn), woda niegazowana (zawierała bakterie coli), lody śmietankowe i wędzony ser (oba z salmonellą), gruszki w syropie (zawierały za dużo cyny), kasza gryczana wymieszana z opiłkami czy wódka, w której dało się znaleźć kawałki szkła. Wszystkie te produkty, które były jeszcze w sklepach, zostały wycofane ze sprzedaży.
Szefie, trochę ciszej, prosimy!
Inspektorzy zwrócili też uwagę na warunki pracy panujące w toruńskich zakładach. Okazało się, że od wielu lat nic się nie zmieniło - najbardziej dominującym czynnikiem szkodliwym jest hałas. W minionym roku ponad 1,4 tysiąca pracowników zatrudnionych w 59 zakładach na co dzień musiało mierzyć się z przekroczonymi normami decybeli. Zwykle huku nie da się wyeliminować z fabryk - ale pracodawcy muszą zapewnić pracownikom ochronę przed nim.
Czytaj e-wydanie »