Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoszcz choruje na mosty i wiadukty. Byli prezydenci mówią o rozwoju miasta

Roman Laudański
Roman Laudański
Krzysztof Chmara, pierwszy prezydent Bydgoszczy po 1989 roku.
Krzysztof Chmara, pierwszy prezydent Bydgoszczy po 1989 roku. Tomasz Czachorowski
Rozmowa z Krzysztofem Chmarą, pierwszym prezydentem Bydgoszczy po 1989 roku.

ZOBACZ WIDEO: Tak znikał wiadukt przy Wojska Polskiego w Bydgoszczy

od 16 lat

- Czego najbardziej brakuje panu w dzisiejszej Bydgoszczy?
- Wielu rzeczy. Przede wszystkim dobrych dróg. Nie mamy dobrych połączeń komunikacyjnych ze światem, mam na myśli również lotnisko. Powoli zaczynamy się otwierać za sprawą drogi ekspresowej, która wreszcie dotarła do Bydgoszczy.

- Przypomnę, że przez długi czas mieliśmy niewiele kilometrów dróg ekspresowych.
- A to przekładało się na mniejsze szanse rozwoju Bydgoszczy. Dopiero teraz ruszą inwestycje, podobno już zgłaszają się firmy logistyczne zainteresowane ulokowaniem swoich centrów magazynowych czy handlowych przy obwodnicy.

- A pamięta pan, że w pierwszych latach działalności Parku Technologicznego, gdzie na terenach pozachemowskich lokowały się firmy, park nie miał połączenia z drogą S10?
- O skomunikowaniu tego miejsca ze światem należało pomyśleć wcześniej.

- Jak już jesteśmy przy drodze numer 10, to podobno o potrzebie jej modernizacji między Bydgoszczą a Toruniem mówiono już na początku lat. 90 ubiegłego wieku. Ponad trzydzieści lat minęło...Podobno inwestycja wreszcie ruszy.
- Co i tak do końca nie jest pewne, bo jak przyjdzie kryzys finansowy, to trzeba będzie zaciskać pasa i ciąć planowe zadania.

- Zachodzę w głowę, co robili politycy przez trzydzieści lat, że ta droga nie mogła powstać? Był pan prezydentem miasta, przewodniczącym Rady Miasta, rzeczywiście niczego nie dało się zrobić w tej sprawie?
- W sprawie dróg krajowych możemy tylko prosić i zabiegać. I tak o wszystkim decyduje minister i premier.

- Bydgoski poseł Paweł Olszewski był wiceministrem infrastruktury.
- Akurat jemu udało się przywrócić „dziesiątkę” na listę inwestycji. Przecież nie było na nią finansowania.

- To co jest nie tak z Bydgoszczą, że przez lata znajdowaliśmy się poza planami inwestycyjnymi? A może stawiam złą tezę?
- Trudno powiedzieć.

Nie mamy siły przebicia. Kolejne władze miasta zabiegają, starają się, ale nie widać skutków tego „zabiegania”. Nie jesteśmy w czołówce najważniejszych miast, i chyba to jest główna przyczyna. Pod względem potencjału lokujemy się pod koniec pierwszej dziesiątki, w wyniku czego inne trasy są bardziej preferowane przez władze.

- To z czego możemy być dumni w Bydgoszczy? Czym miasto może się pochwalić?
- Zawsze uważałem, że pomysły powinny rodzić się w wyniku publicznej dyskusji. W Polsce bardzo chętnie rozmawiamy o przeszłości, o tym, co było, a bardzo mało mówimy o planach, zamierzeniach. Często nie zastanawiamy się: co po nas zostanie?

- Gdyby teraz został pan prezydentem miasta, to forsowałby pan jakieś pomysły, żeby „coś po nas zostało”?
- Byłem również przewodniczącym komitetu obchodów 650-lecia Bydgoszczy. Takie jubileusze obchodzone są raz na 50 lat. Ostatnie dwa przypadły w bardzo niekorzystnym czasie. Rok 1946, zaraz po wojnie, nie trzeba tłumaczyć okoliczności, a kolejny w 1996 roku przypadał tuż po zmianach ustroju. Nie było możliwości przygotowania specjalnych programów inwestycyjnych na miarę takiego jubileuszu. Jubileusz z 1896 roku odbywał się w dużo lepszych warunkach. Wtedy Bydgoszcz rozkwitała, co prawda pod władzą niemiecką, ale w 1895 powstał Hotel pod Orłem, także nieistniejący Teatr Miejski. Takie przedsięwzięcia byłyby potrzebne, by wzmocnić dzisiejszą ofertę kulturalną miasta. Mamy już czym się pochwalić, ale marzyłoby się, ażeby odbywały się w Bydgoszczy wydarzenia naprawdę prestiżowe.

- Przez chwilę gościliśmy Festiwal Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Camerimage.
- No był, ale już nie gości. Wie pan, trudno sobie od razu wyobrazić, co powinno odbywać się w mieście, ale – dla przykładu – miasto tej samej wielkości co Bydgoszcz, hiszpańskie, a właściwie baskijskie, Bilbao, znalazło na siebie pomysł i jest znane na całym świecie.

- To może brakuje nam takich wizjonerów?
- Być może. Miasto to są przecież ludzie, społeczność. Aspiracje powinny być ekspozycją ich marzeń, wyobrażeń.

- Każda nowa inwestycja powinna być wyłaniana w drodze konkursu, by wygrał najlepszy projekt. Trasa Uniwersytecka też miała być wizją, pylony w kształcie litery alfa i omega, a po siedmiu latach użytkowania trzeba było ją zamknąć na rok. Kompromitacja po prostu. Może mniej wizji, a więcej praktycznych działań?
- One się dzieją, przecież trwają remonty. Jeśli chodzi o Trasę Uniwersytecką, to mieliśmy do czynienia raczej z błędem projektowym, który oczywiście nie powinien się zdarzyć. Wszyscy wiedzą, że Bydgoszcz „choruje” na mosty i wiadukty, z których kilka nadaje się już do wymiany. Pamiętam, że kiedy w 1990 roku rozpocząłem pracę w ratuszu, to również wszystkie mosty znajdowały się na granicy katastrofy budowlanej. Wyremontowano je, ale z zastosowaniem takich technologii, że Wiadukty Warszawskie znowu trzeba remontować.

- Może należałoby je zburzyć i postawić nowe, a nie remontować bez sensu.
- I tak pewnie zostanie to zrobione. Przy dzisiejszym natężeniu ruchu, prędkościach, nie wytrzymuje tego zastosowana technologia żelazo – betonowa. Za szybko następuje degradacja materiału.

- Był pan pierwszym pokomunistycznym prezydentem Bydgoszczy po wyborach z 1989 roku. Czy przejął pan miasto z jakąś wizją rozwoju? Tamto miasto czymś się wyróżniało?
- Przede wszystkim było bardzo wiele braków. W 1989 roku w najśmielszych oczekiwaniach nie wyobrażaliśmy sobie, że Polska znajdzie się w NATO i w Unii Europejskiej. Przypomnę, że w latach 80. ubiegłego wieku tak naprawdę Polska Ludowa zbankrutowała. Zadłużenie było straszne. Wtedy najważniejszym zadaniem było przetrwanie. Zależało nam, żeby te kryzysy nie pogłębiały się. Sytuacja była naprawdę trudna, ale – szczęśliwie, dzięki przemianom ustrojowym – udało się nadgonić zaległości. Dziś nasze szanse na pomyślność, rozwój także musimy budować.

- Tamta socjalistyczna Bydgoszcz miała swoje „marki”, flagowe zakłady pracy: „Romet”, „Eltra”, „Kobra”, „Famor”, „Makrum”.
- W XIX i XX wieku Bydgoszcz była miastem rzemieślniczo – kupieckim, co dziś przekłada się na miasto produkcyjno – handlowe. Proszę zwrócić uwagę, że część z wymienionych firm upadła, część zmieniła lokalizację. Proces wyprowadzania się zakładów przemysłowych z szeroko rozumianego śródmieścia następuje co kilkadziesiąt lat. Zakłady przenosiły się np. do Parku Technologicznego lub na peryferia. Jaki to ma wpływ na miasto? Działki po tych przedsiębiorstwach kupują centra handlowe albo deweloperzy. Moim zdaniem to odbiło się niekorzystnie na obrazie miasta. W newralgicznych punktach, przy najważniejszych rondach, stoją hipermarkety.

- Popatrzmy na przykład na rondo Fordońskie.
- Z jednej strony w wyremontowanych pomieszczeniach mieści się hotel „Słoneczny Młyn”, po drugiej stronie ulicy zbudowano nowe biurowce, dalej stoi wręcz wiejski kościółek. W takim prestiżowym miejscu nie powinna stanąć okazała katedra? Z czasów PRL-u przetrwał tam tylko „Pasamon” (producent m.in. tkanych taśm technicznych), a ja już się zastanawiam, jaki hipermarket stanie tam, kiedy te zakłady postanowią zmienić lokalizację.

- Co do obiektów sakralnych w mieście, to mamy ich dużo, ale ich architektura nie porywa.
- Zgoda, zastanawiam się, czy mamy w Bydgoszczy klasyczną świątynię o dwóch wieżach? Jedna jest na Wyżynach, ale nie prezentuje się zbyt okazale.

- Przestaliśmy być miastem przemysłowo – handlowym, a staliśmy się jakim miastem?
- Nie ma niczego złego w tym, że miasta się zmieniają, usługi edukacyjne, kulturalne zaczynają odgrywać coraz większą rolę, ale w Bydgoszczy jeszcze nie w wystarczającym stopniu. Miasto jest otoczone przez najróżniejsze centra magazynowo – logistyczne.

- Porównajmy Bydgoszcz do innych miast z regionu. Mamy swoją tożsamość? Wykorzystaliśmy szansę rozwoju przez ostatnich 30 lat?
- Zastanawiam się, ale jednak chyba nie. Dziś nawet podupadł bydgoski sport, a przecież zawsze mieliśmy wiele dyscyplin na wysokim poziomie. To także ma wpływ na atrakcyjność miasta dla publiczności, kibiców.

- Bydgoszcz jest dobrym miejscem do nauki i życia dla młodych?
- Też się nad tym zastanawiałem. 

Chyba każdy zna przypadki młodych ludzi szukających swoich szans gdzie indziej – w Gdańsku, Poznaniu, Warszawie. To również niekorzystne zjawisko skutkujące odpływem uzdolnionej młodzieży. Dlatego tak ważna jest oferta edukacyjna, żeby była jak najszersza oraz na najwyższym poziomie. Tylko znowu mówimy o zaszłościach. Dopiero w ostatnich 50 latach następował rozwój bydgoskiego szkolnictwa wyższego, a wychowanie kadry naukowej to są lata.

Na razie tylko jedno pokolenie miało szansę przygotować się do roli profesorów, ekspertów. Przecież przed wojną nie było w Bydgoszczy żadnej wyższej uczelni. Dopiero na początku lat 50. utworzono Wieczorową Szkołę Inżynierską, a na przełomie lat 60. i 70. powstała Wyższa Szkoła Nauczycielska, inne uczelnie zaistniały w mieście dopiero w latach 70. Osiągnięcie odpowiedniego poziomu uczelni to są lata pracy. Wiadomo, że różne osoby w różnym stopniu, w różnym wieku dochodzą do sukcesów naukowych w swoich dziedzinach. Braki w poziomie nauczania są zaszłościami historycznymi. Pewnie jeszcze z 50 lat będziemy musieli poczekać, żeby uczelnie rozwinęły się. A może i potrzeba stu lat, żeby ze trzy pokolenia przewinęły się przez uczelnie podnosząc ich poziom.

- Wcale mnie pan nie pocieszył. Proszę przypomnieć, dlaczego pańska prezydentura nie trwała pełnej kadencji?
- Wtedy prezydent wybierany był przez radnych. W radzie dominowały dwie siły wywodzące się ze środowiska solidarnościowego, które niepotrzebnie się podzieliły. Był Komitet Obywatelski z Antonim Tokarczukiem oraz lista „Solidarności” pod auspicjami Jana Rulewskiego.

- Panowie nie przepadali za sobą.
- Byłem działaczem Komitetu Obywatelskiego, który w radzie miał 26 głosów, a wymagana większość to 28 głosów, a „Solidarność” miała 21 głosów. Dostałem 28 głosów, natomiast później zaczęły kształtować się również siły polityczne. Powstało Porozumienie Centrum oraz ROAD (Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna), przekształcił się on później w Unię Demokratyczną, do której było mi bliżej. Niektóre osoby np. z Klubów Inteligencji Katolickiej dołączyły do PC, przez co utraciłem poparcie większości.

- Które ugrupowania dłużej rządziły Bydgoszczą?
- Po mnie prezydentem został Edwin Warczak z PC, następnie Kosma Złotowski, również z PC, dalej Henryk Sapalski – też z prawicy, Roman Jasiakiewicz (strona lewicowo-liberalna), Konstanty Dombrowicz (prawica), a teraz Rafał Bruski z PO. Tylko prezydent Bruski rządzi już trzecią kadencję, czyli od 10 lat.

- Czyli kto więcej zrobił dla Bydgoszczy: prawica, liberałowie czy lewica?
- (milczenie) Trudno to wyważyć, ale przecież każdy po kolei robił coś dla miasta. Oczywiście można mieć różne wątpliwości co do sensowności niektórych przedsięwzięć.

- A konkretnie?
- Lansowanie przebiegu drogi numer 5 przez ulicę Wyszyńskiego.

- To Konstanty Dombrowicz.
- Z wielkim uporem forsował ten projekt, a przecież obwodnica jest sensowniejszym pomysłem. I tak znowu wróciliśmy do dróg, do początku naszej rozmowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska