- W ankietach, które zachemowcy dla nas wypełnili, napisali, że mogliby pracować jako: kierowcy, magazynierzy, operatorzy wózków widłowych, spawacze, ślusarze - wymienia Tomasz Zawiszewski, dyrektor bydgoskiego PUP. - Chcą również korzystać ze szkoleń, dzięki którym przekwalifikują się. Przygotowujemy wniosek o dodatkowy jeden milion złotych z rezerwy Funduszu Pracy, by udało się im pomóc.
Jeśli Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej przekaże pieniądze do Bydgoszczy, trafią one m.in. do firm, które zdecydują się zatrudnić byłą załogę Zachemu. Wystarczy na 50 etatów.
- Takie przedsiębiorstwa mogłyby liczyć na refundację kosztów utworzenia stanowiska pracy do około 21 tys. zł - mówi Piotr Kurek, rzecznik prezydenta Bydgoszczy. - Inna propozycja zakłada, by miasto dokładało do etatu dla byłego pracownika "Zachemu", po 1000 zł miesięcznie przez pół roku.
Ważna informacja: firma, która chciałaby zatrudnić taką osobę, nie mogłaby wcześniej nikogo zwolnić. Chodzi o to, by wyeliminować patologię, że ktoś inny traci posadę, bo szef chce zarobić na refundacji.
Pieniądze z resortu pracy i polityki społecznej mogłyby również trafić na dotacje na rozpoczęcie własnej działalności. Jeden taki projekt jest realizowany od początku roku przez PUP i PTE, można dostać do 40 tys. zł. Niezależnie od tego pośredniak oferuje dotacje do 20 tys. zł.
Miasto zaproponuje też, jeśli pracownik znajdzie etat poza Bydgoszczą, refundację kosztów dojazdu. Pod warunkiem, że trwa on dziennie, w jedną i drugą stronę, ponad trzy godziny. Wtedy jest szansa otrzymać do 500 zł.
NASZA SONDA: Jak Państwo myślą, czy to nie jest za późno, by wniosek był dopiero powstawał? Nie powinien był trafić do ministerstwa wcześniej?
