Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoszczanie nie mogli liczyć na litość

Hanka Sowińska [email protected] 52 326 31 33
Władysław Bieliński - podczas ekshumacji rodzina rozpoznała go po swetrze
Władysław Bieliński - podczas ekshumacji rodzina rozpoznała go po swetrze Muzeum Oświaty
Po uśmierzeniu "powstania" (tak w niemieckiej propagandzie nazwano obronę Bydgoszczy, prowadzoną przez członków Straży Obywatelskiej w pierwszych dniach po zajęciu miasta przez Wehrmacht) okupant przystąpił do realizacji planu zemsty na polskich mieszkańcach miasta za wydarzenia z 3 i 4 września oraz planowej likwidacji inteligencji.

Na zwołanej przez gauleitera Alberta Forstera naradzie (pierwsza połowa września) wysocy rangą funkcjonariusze NSDAP otrzymali wytyczne, dotyczące likwidacji wszystkich niebezpiecznych Polaków, Żydów oraz duchownych.

Listy z nazwiskami "warstwy kierowniczej" mieli gotowe. Ci, którzy walczyli w powstaniu wielkopolskim, członkowie Polskiego Związku Zachodniego nie mogli liczyć na litość. Wyrok zapadł także na nauczycieli, lekarzy, prawników, urzędników, kupców, aptekarzy.

W "Historii Bydgoszczy 1939-1945" (tom II, cz. 2) możemy przeczytać, że tylko w ostatnim tygodniu października 1939 r. "zlikwidowano 250 osób".

***

W 2009 r. o swoim ojcu Florianie Rakowskim, nauczycielu w Solcu Kujawskim opowiedziała nam Barbara Rakowska-Mila.

- 16 października w domu pojawiła się niemiecka policja i zabrała tatę. Od życzliwych nam osób mama dowiedziała się, że następnego dnia wszyscy internowani będą przewożeni do Bydgoszczy pociągiem. Rankiem, 17 października, poszliśmy na dworzec. Wtedy widziałam tatę ostatni raz. Gdy ojciec żegnał się z mamą zdjął z palca obrączkę mówiąc, że będzie nam potrzebna na chleb - opowiadała pani Barbara.

Florian Rakowski, tak jak wszyscy aresztowani nauczyciele, znalazł się w koszarach 15. pal przy ul. Gdańskiej, które okupant zamienił na tymczasowy obóz odosobnienia.

***

Do koszar trafiła także Halina Maria Bloch (rocznik 1910), absolwentka Miejskiego Katolickiego Gimnazjum Humanistycznego. W latach 30. pracowała w Instytucie Gospodarstwa Wiejskiego przy pl. Weyssenhoffa. Poza pracą zawodową zajmowała się działalnością społeczną - należała do Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" i Polskiego Związku Zachodniego. Była też instruktorką w Przysposobieniu Wojskowym Kobiet.

Przed wojną mieszkała z rodzicami i licznym rodzeństwem przy ul. Śniadeckich 30.

Niemcy aresztowali ją 17 października. Pod obozowy płot chodziły codziennie jej młodsze siostry - Stefania i Krystyna. Ostatni raz widziały Halinkę 31 października. Siedziała w ciężarowym samochodzie, który skręcił w ul. Chodkiewicza. Od tej pory ślad po Halinie zaginął.

***

Ostrzegali go znajomi, przyjaciele, że jest poszukiwany przez Niemców. - Nic złego nie zrobiłem. Nie mam się czego bać - przekonywał żonę Józef Borecki, do wybuchu wojny urzędnik skarbowy.

Pochodził z Jarocina. W 1918 r. razem z bratem Marianem (bliźniak) uciekli do powstania.

- Gestapo zabrało tatę 17 października, wieczorem. Przebywał w koszarach na Gdańskiej. Mama zabrała nas do ojca 1 listopada. Rozmawiał z nami przez płot. Mówił, że na pewno zostanie wypuszczony, bo jego nazwisko było wyczytywane na apelu. Następnego dnia taty już w koszarach nie było. Do dziś nie wiadomo, gdzie jest jego grób. Mama brała udział po wojnie w ekshumacji w "Dolinie Śmierci" w Fordonie. Była tam tylko raz. Nie wytrzymała - wspominała pani Barbara Szneidrowska, z d. Borecka.

***

Stał pobity, zmaltretowany fizycznie i psychicznie. Pewnie wiedział, że to już ostatnie minuty życia. Może myślał wtedy o swoich synkach i nagryzionym przez Mirka jabłku, które do obozu przyniosła mu rodzina...

Leon Kaja, bo o nim mowa, został aresztowany razem z bratem Florianem (obaj byli nauczycielami) w szkole przy ul. Leszczyńskiego. Obaj byli w koszarach i obaj zginęli. Po wojnie szwagierka Leona (jego żona zmarła w 1938 r.) rozpoznała jego szczątki.

Zdjęcie Leona, zrobione tuż przed śmiercią pojawiło się w 1945 r. na wystawie poświęconej martyrologii bydgoszczan. Zobaczył je syn Mirosław.

***

W 2009 r. ukazał się tomik pt. "Męczennicy z Doliny Śmierci". Znalazło się w nim 70 biogramów osób, które zginęły w Fordonie.

Krzysztof Drapiewski, autor publikacji, od lat zbiera relacje osób, których bliscy stracili życie jesienią 1939 r. właśnie w Fordonie. Wśród opisanych przez niego postaci jest m.in. Antoni Olejnik, nauczyciel rysunków i robót ręcznych w Miejskim Gimnazjum Matematyczno-Przyrodniczym przy ul. Kopernika. Olejnik został zatrzymany 13 października w swoim mieszkaniu na ul. Kwiatowej 10. Jak pisze Drapiewski "już w chwili aresztowania zarzucono mu zdradę wobec państwa niemieckiego, bowiem walczył przeciwko Niemcom w powstaniu wielkopolskim".

Ma rację Zbigniew Raszewski, autor "Pamiętnika gapia" pisząc, że zamordowanie tylu przedstawicieli warstwy inteligencji spowodowało "przerwanie ciągłości w istnieniu pewnej kultury". Zamiast więc "uparcie mówić o stratach, winniśmy mówić o śmierci miasta".

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska