Gangster żąda odszkodowania od bydgoskiego sądu
Ch. był jednym z czterech oskarżonych o próbę zabójstwa Henryka M., ps. Lewatywa, byłego bossa przestępczego półświatka w Bydgoszczy. 6 marca 2000 roku M. został postrzelony przed blokiem przy ul. Traugutta w Bydgoszczy, kiedy wracał z własnego ślubu. Jedynymi wiarygodnymi świadkami były sąsiadki "Lewatywy". Zeznały, że zamachowcy wyglądali jak ekipa remontowa.
- Byłam na spacerze z psem. W pewnym momencie minął mnie mężczyzna w czapce, a w chwilę później usłyszałam huk i z górki, gdzie jest park, zbiegło dwóch mężczyzn, jeden miał drabinę, a drugi torbę z jakimś długim przedmiotem - opowiadała śledczym Hanna Z.
O próbę zabójstwa oskarżono Stefana Ch., Tadeusza Sz. ps. Warszawiak, Jacka W. ps. Szafir i Roberta M. - "Sałatę". Wszyscy wcześniej współpracowali z Henrykiem M. i podobno mieli mu za złe, że oszukiwał podczas rozliczeń finansowych za dokonane przestępstwa.
Gangsterów obciążył świadek koronny - Marek W., "cyngiel" łódzkiej ośmiornicy, który w zamian oczekiwał złagodzenia kary za morderstwa i porwania dla okupu. Twierdził, że Ch. poprosił go o znalezienie płatnego zabójcy, który miał zastrzelić "Lewatywę" w dniu zawodów żużlowych - z dachu wieżowca sąsiadującego ze stadionem "Polonii".
Po fiasku negocjacji z prokuraturą W. wycofał swoje zeznania. Sąd nie mógł ich więc wziąć pod uwagę, a oskarżonych uniewinniono.
Więcej w papierowym wydaniu "Pomorskiej".
Czytaj e-wydanie »