Józef Kamiński

Pan Józef na osiedlu Chociszewskiego mieszka od lat 80., od jego powstania.
- Wielkim minusem mieszkania na tym osiedlu jest to, że tutaj nie ma dostępu do żadnych usług. Jest jakiś sklepik i warzywniak, ale na tym wszystko się kończy. Plusem niewątpliwie jest to, że mieszka się tutaj bardzo spokojnie. A to dlatego, ponieważ osiedle jest ulokowane daleko od centrum miasta. W Chełmnie mieszkam od 1969 roku, przy ul. Chociszewskiego - od lat 80., kiedy to osiedle powstawało. Kiedyś, w pawilonie było mnóstwo różnych sklepów, a teraz, gdy człowiekowi przybyło parę lat, musi po wszystko biegać do miasta. Prywatyzacja nie wyszła nam na dobre. Pawilon przeszedł w prywatne ręce i teraz jest tam tylko sklep z materiałami budowlanymi. A przecież nie każdy się buduje co dzień i robi remonty. Podobno nie opłaca się tu handlować niczym innym. Ogólnie, to ciche osiedle, ale zdarza się, że sprzed bloków giną auta. Trochę też rozrabia młodzież, zwłaszcza wracająca z dyskotek. Jedni mieszkańcy dbają o porządek, inni niestety nie. W blokach należących do wspólnoty mieszkaniowej coś się dzieje na plus. Na Chociszewskiego 4 został zrobiony dach, blok jest ocieplony,ma swoją kotłownię gazową. Kiedyś pieniądze szły na jednostkę wojskową, bo to był ich blok. I się gdzieś rozchodziły. Choć w "czwórce" większość lokatorów to emeryci, mimo to sami lepiej dbamy o nasz blok.
Daniela Frelikowska

Od 27 lat mieszka w bloku przy ul. Chociszewskiego.
- Bardzo dobrze tu się żyje. Nikt się nie kłoci, nie ma chuliganów. Jednak są rzeczy, których mi tutaj brakuje. Przede wszystkim sklepów: masarskiego i kawiarni. Teraz pawilon, który przeszedł w prywatne ręce, marnieje. Stoi pusty, gdy kiedyś tętnił życiem. U góry była nawet kawiarnia i minibar. Młodzież miała gdzie spędzać wolny czas, a teraz nie ma nic. Obok mojego bloku, na placu zabaw, stoją dwa bujaczki, ale takich miejsc wypoczynku dla dzieci jest zbyt mało. Osiedle było chyba budowane z myślą o emerytach. Dużo ludzi ma pieski, podobnie jak ja, więc mam o czym z sąsiadami porozmawiać. Mogliby nam jeszcze położyć chodniki z polbruku tam, gdzie zmuszeni jesteśmy chodzić po tych dziurach.
Zofia Kilkiewicz i Władysława Radaj

Panie Zofia i Władysława mieszkają w tym samym bloku i klatce przy ul. Chociszewskiego.Pani Zofia - już od 30 lat, natomiast jej sąsiadka - o połowę krócej.
- W bloku mamy spokój, na osiedlu też jest cisza, młodzież jest grzeczna. Żałujemy tylko, że polikwidowali nam sklepy. Zwłaszcza te, które mieściły się w pawilonie. Dzisiaj niemal każdy młody człowiek pracuje w mieście i tam, w centrum, zaopatruje się w tanich sklepach.Natomiast nam, starszym, pozostają małe sklepiki. Nie wszystko jednak w nich można dostać. Nie można na przykład kupić wędlin ani leków, bardzo przydałaby się apteka. I cieszymy się, że Spółdzielnia Mieszkaniowa zareagowała na protesty mieszkańców i zrobiła porządek w jednym z mieszkań w naszym bloku, gdzie lokatorka trzymała kilkanaście kotów. Odór był taki, że ciężko było przejść obok tego mieszkania. Gdyby tak jeszcze zrobiono jakiś zielony plac, z ławeczkami i wygospodarowano pomieszczenie do spotkań, to byłoby wspaniale.
Benedykt Urbański

Przy ul. Chociszewskiego pan Benedykt mieszka od 20 lat. Bardzo lubi spędzać czas ze swoimi wnukami: Kamilą i Kamilem, którzy na co dzień mieszkają w Nowym Dworze Mazowieckim.
- Najgorsze jest to, że na tym osiedlu człowiek nie zrobi porządnych zakupów. Są sklepy spożywcze, ale przecież to nie wszystko, czego potrzebujemy. Aby skorzystać z innych usług, musimy przebyć kawałek drogi. Szkoda, że tak wielki pawilon stoi niezagospodarowany. Przyjeżdżają do mnie wnuki, które mieszkają niedaleko Warszawy, a tu nawet nie ma placu zabaw. Nawet te na wsiach są zdecydowanie ładniejsze. Problem jest tu również z parkingami. Kto pierwszy ten lepszy. Zwłaszcza po godz. 14 kierowcy prześcigają się z powrotem z pracy do domu, bo kto przyjedzie później - ma problem z ustawieniem auta. Poza tym, przy pawilonie jest zakaz parkowania dla mieszkańców. Zatem samochodów ludzie mają coraz więcej, a miejsc parkingowych nam ubywa.
Andrzej Szpilewski i Beata Tołodziecka

Pani Beata od wielu lat pracuje w sklepie pana Andrzeja, który mieści się na osiedlu. Kiedyś mieszkała przy ul. Fiałka, także na osiedlu 750-lecia. Natomiast pan Andrzej jest mieszkańcem osiedla od 1981 roku.
Pani Beata: Na osiedlu, przy ul. Fiałka, mieszkałam kilka lat. W sklepie pana Andrzeja sprzedawałam już wtedy, gdy mieścił się w pawilonie. Mamy stałych klientów, wszystkich znamy. Z tego, co słyszę to mieszkańcy narzekają, że brakuje im totolotka i bankomatu.
Pan Andrzej: To osiedle jest spokojne, młodzież tutaj mieszkająca - również. Sklep prowadzę od 14 lat, wcześniej - w pawilonie. Kiedy kupiła go prywatna osoba, przenieśliśmy się tutaj. Kiedyś mieściła się tu kotłownia, potem świetlica, sklep PSS. Spółdzielnia Mieszkaniowa wymieniła okna, ociepliła budynek i zrobiła elewację. Ludzie narzekają, że nie mają gdzie zaparkować swoich samochodów. Poza tym, brakuje placu zabaw dla dzieci. Kiedyś te z osiedla mogły bawić się na boisku Domu Dziecka. Organizowano tam dla nich turnieje. Teraz boisko jest puste, rzadko ktoś z niego korzysta. Jakiś opiekun tam jest, więc to miejsce mogłoby ożyć.
Marian Mikrut

W bloku numer 4 przy ul. Chociszewskiego mieszka od 1980 roku. Obecnie budynek ten należy do wspólnoty mieszkaniowej.
- Na naszym osiedlu przede wszystkim brakuje terenów zielonych i placów zabaw z prawdziwego zdarzenia. To stare osiedle i taka jego specyfika, ale trzeba coś robić, aby to zmienić. Dużo jeżdżę po Polsce i w kilku miastach wdziałem cudowne miejsca wypoczynku dla dzieci. I wcale nie na drogich, strzeżonych osiedlach, ale na takich jak nasze. Są tam bujaczki, ławeczki, stół do ping-ponga, stół do gry w szachy, a nawet małpie gaje - takie miniparki zabaw. Widziałem to w Dziwnowie, w Łodzi. Urządzenia na placach zabaw mają atesty, są więc bezpieczne i służą długie lata - są praktycznie niezniszczalne. Gdyby choć kilka takich elementów kupić, u nas też byłoby ładniej. Brakuje też ławek i progów zwalniających.
Rozmowa z Andrzejem Łańcem p. o. prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej w Chełmnie

- Mieszkańcy Chociszewskiego narzekają, że Spółdzielnia Mieszkaniowa sprzedała pawilon prywatnemu przedsiębiorcy i z osiedla zniknęły wszystkie usługi. Nie kupią tam wędlin ani leków, o kawiarni już nie wspomnę.
- Pawilon sprzedaliśmy kilka lat temu, ponieważ stanowił dla nas zbyt duże obciążenie inwestycyjne. Za drogie było jego utrzymanie, a koniunktura handlowa słaba, więc zdecydowaliśmy o sprzedaży obiektu. Na początku obłożenie powierzchni było całkowite, gdy handlujący zaczęli się wykruszać - musielibyśmy dokładać do interesu. Nie opłacało się nam utrzymywać dłużej tak wielkiego pawilonu. Teraz nie mamy wpływu na to, jaki rodzaj usług oferuje właściciel. Handlowym centrum jest ul. Grudziądzka i rynek w mieście. Na osiedlu jest zbyt ciasno, brakuje parkingów, aby ożywiło się tam życie handlowe.
- Właśnie na brak miejsc do parkowania skarżą się mieszkańcy. Czy jest szansa na wygospodarowanie na osiedlu terenu pod kolejny parking?
- To osiedle tak zaprojektowano i zbudowano, jak zbudowano! Nie ma możliwości ulokowania tam kolejnych parkingów. Kiedyś liczyło się to, aby było jak najwięcej mieszkań, reszta była nieistotna. W latach 80. i 90. zaspokajano jedynie głód mieszkaniowy. Teraz jest odwrotnie, każdy chce mieszkać w pięknej okolicy. W nowoczesnym budownictwie projektujemy na przykład garaże pod blokami. Wówczas mieszkania zyskują na atrakcyjności - mimo to, że są droższe. O ciekawych rozwiązaniach pomyśleliśmy, kiedy w latach 2001 i 2003 budowaliśmy bloki przy ul. Raszei, nie ma tam kłopotów z parkowaniem, są między innymi podziemne garaże. Na osiedlu 750-lecia nie ma pola manewru. Obiecuję, że pomyślimy jeszcze nad tym, jak pomóc mieszkańcom aby radzili sobie w tych warunkach.
- Spółdzielnia ma w planach tworzenie placów zabaw na tym osiedlu?
- Siłą rzeczy to zaniedbaliśmy, bo postawiliśmy na usamodzielnienie się jeśli chodzi o wytwarzanie ciepła. Zbudowaliśmy kotłownię, co nie odbyło się bezkosztowo. Z czasem jednak będziemy chcieli zafundować naszym dzieciom piękne place zabaw, aby miło i bezpiecznie się bawiły. To droga inwestycja, każde urządzenie kosztuje kilka tysięcy złotych, a ulega aktom wandalizmu. Spółdzielnia straciła pozycję monopolisty, a nie widzę aby wspólnoty oferowały dzieciom nic więcej niż my.
- A ławeczki na osiedlu się pojawią w jakimś miniparku?
- Docierają do nas różne głosy. Starsze osoby mówią, że ich brakuje. Wtedy stawiamy, a potem ktoś dzwoni, że na tych ławkach przesiaduje młodzież i hałasuje nocami. Szukamy zawsze "złotego środka".
- Może dzieci z osiedla mogłyby się bawić na boisku Domu Dziecka?
- Kiedyś teren Domu Dziecka był otwarty. Po remoncie go ogrodzono. Wcześniej z boiska korzystały dzieci mieszkające na osiedlu. Skontaktuję się z dyrektorem, i zapytam czy to możliwe. Tyle że wchodząc na jego teren, on staje się za nie odpowiedzialny. A nie wiem, czy taką odpowiedzialność chciałby wziąć na siebie.
- Dziękuję za rozmowę.