Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chodziliśmy po historii. To, co działo się z żydowskimi macewami, to nasz wyrzut sumienia

Ewelina Sikorska
W lapidarium spoczęły macewy odnalezione w gospodarstwie. Czy dołączą te z ulicy? Nie wiadomo
W lapidarium spoczęły macewy odnalezione w gospodarstwie. Czy dołączą te z ulicy? Nie wiadomo Ze zbiorów Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej
Najpierw odkryto, że nagrobne macewy żydowskie wykorzystano jako chodnik. Teraz okazuje się, że kolejne służyły za krawężniki. To boli.

Ulica Kwiatowa w Rypinie, trwają prace drogowe. Pracownicy jednej z firmy biorą się za stare krawężniki. Nagle zaskoczenie - fragment chodnika tworzy tajemnicza, kamienna tablica. To macewa, nagrobna tablica żydowska. Okazuje się, że jest ich znacznie więcej.

Miasteczko, ach miasteczko

"Nie masz już w Polsce żydowskich miasteczek" pisał dwa lata po wojnie Antoni Słonimski. Cofnijmy się więc w czasie i przenieśmy do XVIII-wiecznego Rypina.

W mieście pojawia się coraz więcej osób wyznania mojżeszowego. Zakładają rodziny, otwierają własne interesy. Początkowo centrum to ówczesna ulica Targowa (dziś 21 Stycznia). Z czasem Żydzi oficjalnie mogą zamieszkiwać inne dzielnice. Starozakonni dokładają sporą cegiełkę do rozwoju Rypina - dzięki nim rozkwita handel, pojawiają się nowe zakłady rzemieślnicze.

Zaglądam do "Kroniki Rypińskiej" z 1925

W oczy rzuca się ogłoszenie o nowym sklepie z wyrobami blacharskimi. Powstał przy placu Sienkiewicza, w domu W. Flatau. Kolejna reklama dotyczy zakładu Wajngrama przy Kilińskiego (bielenie rondli i samowarów, reperacja naczyń kuchennych i krycie dachów papą). W archiwalnym piśmie sprzed 86 lat widnieje też informacja o poszukiwaniu pracy przez Szulca Sikorskiego. Ten mieszkaniec Nowego Rynku polecał się na stanowisko rządcy bądź pisarza, i jak podkreślił - wymagania miał skromne.

- Mój ojciec parał się krawiectwem - wspomina Tadeusz Kanigowski, mieszkaniec Ostrowitego Rypińskiego. - Materiały brał zawsze od Żyda z Rypina, właściciela tamtejszej hurtowni materiałów. Oj, po tylu latach już sobie nie przypomnę nazwiska. Tata zawsze podkreślał, że ten hurtownik to porządny, uczciwy człowiek. Ba, złego słowa nie dał na niego powiedzieć. Kiedy pojawiło się widmo wojny, postanowił uciec z Rypina i zaproponował mojemu ojcu, że przekaże mu bele z najlepszymi tkaninami. Wszystkie! I to zupełnie za darmo! Tata był zachwycony, ale ostatecznie podziękował. Dlaczego? Dostał wezwanie do armii, myślami był już gdzie indziej. Wpadł na pomysł, żeby zakopać materiały przed nadchodzącymi Niemcami. Przecież były warte małą fortunę.

- Jak potoczyły się losy rodziny hurtownika? - pytam.

- Niestety, nie mam pojęcia - odpowiada pan Tadeusz. - A tak się nawet składa, że kiedyś postanowiłem sprawdzić, czy przeżył wojenną zawieruchę. Rozpytywałem, gdzie się dało, przepadł jak kamień w wodę. Tyle lat minęło, a pani sobie wyobrazi, że ja wciąż zastanawiam się, czy zdążył uciec przed pożogą. Żydzi rozkręcili w Rypinie, Golubiu, Sierpcu masę interesów. A smykałkę mieli do tego jak nikt! Prosty przykład: stragan z jedzeniem. Świętym prawem klienta było wcześniejsze spróbowanie wędliny czy jabłka. Jeśli faktycznie były smaczne, robił spore zakupy i jeszcze polecał towary innym. Świetna reklama. Słyszałem, że niektórzy delikwenci chodzili po wszystkich kramach, i tu zjedli kawałek kiełbasy, tam plasterek wędliny, a gdzie indziej ciastko. Jak ktoś nie miał dużego żołądka, mógł się nawet najeść do syta.

"Coś mi świta". Opowieści

- Sporo o Żydach opowiadała mi mama - wspomina Jan Golus, rodowity rypinianin. - Sam ich nie pamiętam, ale zamykam oczy i widzę żydowskie kamienice przy Rynku. Coś mi świta, że zburzono je w latach 60. Przypominam sobie też mały, jasny domek przy parku, tuż obok starej elektrowni. Przed laty mieszkał w nim grabarz pracujący na żydowskim cmentarzu. Kirkut był blisko, na górce. A, jeszcze coś - w tym drewnianym domku grabarza mieszkał potem Olek Straszyński z rodziną. Strach na niego mówili.

Był kirkut

Nekropolia przy dzisiejszej ulicy Orzeszkowej, o której opowiada pan Jan, nie była jedynym miejscem pochówków wyznawców judaizmu.

O pierwszym cmentarzu w Rypinie nie zachowały się informacje. Więcej wiemy o kirkucie przy Spokojnej, gdzie dziś znajduje się lapidarium złożone z macew. One również, podobnie jak i tablice znalezione przy Kwiatowej, wcześniej służyły za fragmenty chodnika.

Otto Schepull, ogrodnik powiatowy, rozkazał w 1940 roku, aby rozłożyć nagrobne tablice na terenie jednego z gospodarstw rolnych. Nie chciał grzęznąć w błocie. Po pięćdziesięciu latach macewy uratowali - pochodzący z Rypina - Jan Smoliński i Benjamin Stencel.

O Żydach pan Jan wie z opowieści... własnego syna, pasjonata historii. - Kolega Pawła pracuje w oświęcimskim muzeum, dobrze zna hebrajski - wyjaśnia. - Namówił syna, żeby bliżej przyjrzeć się historii Żydów z naszego regionu. Syn sporo czytał, chodził i podpytywał najstarszych mieszkańców o wspomnienia. Potem wszystko spisał, wrzucił do internetu.

Wchodzę na bloga Pawła Golusa i czytam: "Żydzi rypińscy byli zwykle religijni. Wywodzili swą pobożność z nurtu tradycji chasydzkiej, rodem z Ger (Góry Kalwarii). Na co dzień trudnili się głównie rzemiosłem i handlem. Abram Krawiecki był fryzjerem, Samuel Furgacz i Szmul Pantfil zajmowali się krawiectwem, żona tego ostatniego zaś, Gołda, sprzedawała warzywa i owoce".

- Często rozmawiałem o starozakonnych z Wacławem Witkowskim, starym znajomym, który prowadził kiedyś zakład fryzjerski - dodaje pan Jan. - Właśnie on opowiedział mi historię spalenia bożnicy, która stała tam, przy kościele św. Trójcy. Hitlerowcy rozpalili potężny ogień, i wrzucili do środka Torę. "Teraz zabierz ją stamtąd" - rozkazali rabinowi. Jego żona była przerażona, przecież wejście do płonącej synagogi było równoznaczne ze śmiercią w najgorszych mękach! Padła na kolana, zaczęła błagać Niemców o litość dla męża. Ponoć się udało.

W pamięć zapadła mi też opowieść o rozbieraniu bramy sierpeckiej. To był początek wojny. Sroga zima, bodajże grudzień. - Nie dość, że ci biedni ludzie musieli wszystko rozebrać, po skończonej robocie zostali zmuszeni do kąpieli w lodowatej Rypienicy. Domyślam się, że wielu z nich przypłaciło to potem życiem - kończy.

Konserwacja - ratunek od zapomnienia

Macewy z Kwiatowej zostały dokładnie zabezpieczone. Opiekuje się nimi Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej. Jest szansa, że uda się je odczytać i przetłumaczyć z hebrajskiego treść.

- Może dzięki tym płytom ludzie się dowiedzą, że Rypin był otwartym, wielokulturowym miastem? - głośno zastanawia się pan Jan. - Synagoga obok kościoła, niemalże naprzeciwko kościół ewangelicki, a kilka ulic dalej cerkiew. Przecież tak wyglądało nasze centrum.

- O ironio losu! Macewy przetrwały tyle lat właśnie dlatego, że wcześniej zostały zbeszczeszczone - stwierdza, wzdychając głośno przechodząca kobieta z wilkiem na smyczy. I dodaje: - Zawsze mnie fascynowały rytuały, obyczaje Żydów. Te długie brody, chałaty, śpiewy w bożnicy, płonące świece. W tym jest coś niesamowitego.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska