Można było podejść z niejaką podejrzliwością do reklamy przed koncertem, że wystąpią gwiazdy polskiej operetki i estrady, ale tym razem przesady w anonsie nie było. A to za sprawą naprawdę świetnych wykonawców - Małgorzaty Długosz i Anety Augustyniak (sopran) oraz tenora Witolda Matulki. Towarzyszył im przy fortepianie także świetny Adam Sychowski, a prowadzeniem koncertu zajął się Roman Zommer.
Publiczność bawiła się świetnie, bo głosy były nieziemskie, stroje zmieniane do każdego niemal wejścia, a śpiewacy na dodatek bez trudu nawiązywali kontakt z widownią. I nawet gdy Małgorzata Długosz potknęła się na deskach ChDK, to najpierw dostała brawa, a potem prowadzący skomentował ten incydent, że primadonna do końca zachowała zimną krew... Bo faktycznie jakby nigdy nic dokończyła arię.
- Teraz króluje bylejakość - ubolewał Roman Zommer. - Media lansują ludzi, którzy nie potrafią czysto śpiewać i to oni stają się idolami. U nas jest to niemożliwe - każdy dba o profesjonalizm i nie ma mowy o fuszerce.
I faktycznie tak było. Nic więc dziwnego, że publiczność nie chciała się rozstać z artystami, a po koncercie część ustawiła się na scenie, by kupić płytę i zdobyć autografy.
- Ja to bym mogła zagrać jeszcze jeden koncert - śmiała się Aneta Augustyniak, która oczarowała widownię nie tylko niezwykłą barwą głosu, ale też niesamowitym wdziękiem. Ona też może się pochwalić jeszcze jedną specjalnością - oprócz śpiewania jej pasją jest też malowanie. Miała już szereg wystaw i nadal sztuki plastyczne są jej bliskie.
Małgorzata Długosz zwierzała się, że bardzo się jej podobają Chojnice, a Witold Matulka zachęcał, żeby za jakiś czas znowu zaprosić ich do Chojnic.
Czytaj e-wydanie »