https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wodecki zawojował widownię

Maria Eichler
Fot. ALEKSANDER KNITTER
Sala nabita do ostatniego krzesła, atmosfera swojskiej biesiady i owacja na stojąco - tak wyglądał sobotni koncert Zbigniewa Wodeckiego w domu kultury w Brusach.

Co ciekawe, na koncert popularnego piosenkarza, trębacza, skrzypka, jurora w programie "Taniec z gwiazdami" przyszli nie tylko ludzie w sile wieku, sporo było młodych twarzy. Najmłodsi szaleli przed sceną, nie tylko kołysząc się w rytm muzyki, także pstrykając zdjęcia telefonami komórkowymi.

Tę arię nucą wszyscy

Wodecki od razu nawiązał ciepły i serdeczny kontakt z publicznością. Pomogły w tym nie tylko jego najbardziej znane przeboje, także sama konferansjerka, skrząca się od dowcipu i świadcząca o autoironicznym dystansie artysty do samego siebie. - Byłbym tylko skrzypkiem, grałbym na trąbce - mówił Wodecki. - Gdyby nie jedna aria, która uczyniła ze mnie słynnego piosenkarza.

I zaśpiewał "Pszczółkę Maję".

Zrobimy tu Opole

Widownia zaśmiewała się do łez, gdy piosenkarz popisywał się jako rockman. Nie miał też kłopotu, by namówić do wspólnego śpiewania, choćby refrenu. - Widzicie, do "Mazowsza" was wziąć - komplementował Wodecki. - Zaraz tu zrobimy Opole, Sopot, a nawet San Remo.

Godzina minęła, jak z bicza strzelił. Oczywiście, nie obyło się bez bisów. Pieśń Jana Wołka o narodowych przywarach, kłótniach i ranach zaśpiewano na stojąco.

Grzybki i autografy

A na koniec Zenon Graszek, dyrektor domu kultury wręczył artyście kosz ze smakołykami z Fungopolu. - Muszę tu przyjechać z rodziną - stwierdził Wodecki, dziękując za grzybki.

Po autografy tradycyjnie ustawiła się kolejka i nikt nie odszedł bez dedykacji od artysty. - W przyszłej kadencji musimy zadbać o remont domu kultury - powiedziała "Pomorskiej" radna Urszula Kubiak. I faktycznie, przydałby się bardzo.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska