Ewa Tańska, jedna z kursantek, biega od stołu do telefonu. Tego dnia jej córka jest na porodówce, bo na świat przychodzi drugi wnuczek. - Będę podwójna babcią - mówi gościom zebranym przy zastawionym stole.
Lubią konkrety
Osiemnaście pań - bo tym razem zespół był całkowicie sfeminizowany - odebrało dyplomy ukończenia kursu na pomocnika kucharza, połączonego ze szkoleniem z obsługi kas fiskalnych i minimum sanitarnym.
Wszystkie wcześniej były bez pracy - często przez nawet kilkanaście lat. Teraz liczą na znalezienie zatrudnienia. - Nie pracuję na stałe od 18 lat, teraz chciałabym pójść do pracy w kuchni - mówi Krystyna Wilkowska. - Pierwsze kroki stawiałam pod okiem mamy, a potem wyszłam za mąż i wiadomo, trzeba było reszty samemu się uczyć.
Ma już nawet plan, jak pogodzić pracę z wychowaniem najmłodszego czteroletniego maluszka - dziecko odda do przedszkola. Wcześniej trochę pomagała przy przygotowywaniu wesel, przyjęć, imprez. Gotowała dla rodziny, a u niej w domu wszyscy stawiają na konkret - czyli mięsiwo.
Lekcje instant na biszkoptowe lęki
W szkoleniu wzięły udział:
Danuta Andrzejewska-Kasprowicz, Iwona Aszyk, Aleksandra Barwik-Liegmann, Anna Drzewicka, Marieta Habułyk, Iwona Roczyńska, Alicja Różek, Monika Stanka, Ilona Stawiarska, Anna Stopa, Ewa Tańska, Sylwia Wcisło, Krystyna Wilkowska, Halina Galikowska, Anita Gołuńska, Barbara Knut, Marzena Łangowska i Aleksandra Sawicka.
Kursantki spędziły w Szkole Biznesu łącznie sto godzin, z tego 70 było przeznaczone na kulinaria - w teorii i praktyce. - To strasznie mało - mówi Bogdana Trzeciak, która po raz kolejny była przewodnikiem po świecie smakołyków.
Poprzednie kursy trwały po 200 godzin i uczestniczyło w nich mniej osób. Teraz czasu było połowę mniej. Lekcje musiały być błyskawiczne i zazwyczaj wyglądały tak: kursantki dostawały przepis, a gdy potrawa rumieniła się w piekarniku, słuchały wykładów z teorii. - Najważniejsze, że panie przełamały strach przed biszkoptem - śmieje się Bogdana Trzeciak. - Niektóre robiły roladę z biszkoptem po raz pierwszy. Wszystkim się udało.
Na kulinarną nową drogę życia panie dostały dyplomy, książki o dekorowaniu potraw i pomocniki kuchenne. Swoimi umiejętnościami chwaliły się podczas pokazu. - A Ewa "rzeźbiła" wszystkie dekoracje - śmieją się panie, bo Ewa Tańska przed laty pracowała... w stolarni. A jej zawód wyuczony to szklarz ceramik. Teraz woli kuchenny fartuszek. - Na pewno zrobię niektóre dania, których się nauczyłam, na święta - mówi.