Feralny protokół mocno komplikuje sprawę gwarancyjnej naprawy ponad 800-metrowego odcinka nawierzchni Trasy Uniwersyteckiej. Jeszcze w grudniu, podczas specjalnej konferencji prasowej drogowcy tłumaczyli, że roboty zostaną wykonane w ramach gwarancji. Wstępnie wartość tych prac oszacowano na ok. 130 tys. zł.
Bez wiedzy dyrektora
Tymczasem okazuje się, że tuż przed otwarciem Trasy komisja odbiorowa ZDMiKP uznała pofałdowaną jezdnię za nienadającą się do naprawy i zgodziła na rekompensatę na rzecz zarządu dróg w wysokości ledwie... 18 tys. złotych.
- Tego typu protokoły kontrolne nie podlegają mojej akceptacji, ani żadnego z moich zastępców. Należą tylko i wyłącznie do obowiązków komisji odbiorowej z przewodniczącym na czele, która miała w tym zakresie pełną swobodę działań - przyznaje Mirosław Kozłowicz, dyrektor Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej. - Za to, jak tylko się o tym dowiedziałem, podjąłem dwie decyzje. Pierwszą było pismo do wykonawcy, w którym nie zgadzamy się z protokołem i informujemy, że zabezpieczamy nie 18 a 130 tys. złotych, które przelejemy na jego konto dopiero po ostatecznym rozwiązaniu sprawy. Drugą było natomiast wyciągnięcie konsekwencji dyscyplinarnych - wyjaśnia szef drogowców.
Zobacz także: Wandale dali o sobie znać na Trasie Uniwersyteckiej [zdjęcia]
Przypomnijmy, że na wiosnę zaplanowano dodatkowe badania nawierzchni. Dopiero one dadzą oficjalną odpowiedź czy i w jakim zakresie podbydgoska firma Kobylarnia odpowiada za pofałdowaną nawierzchnię.
Jak udało nam się ustalić przewodniczącym komisji był Janusz Śmigielski, wieloletni zastępca niemal wszystkich ostatnich dyrektorów ZDMiKP, a od ubiegłego roku główny inżynier odpowiedzialny właśnie za odbiory i koordynację najważniejszych inwestycji drogowych w Bydgoszczy. On też podpisał się pod feralnym protokołem.
Przez cały wczorajszy dzień próbowaliśmy skontaktować się z nim, ale jego telefon był poza zasięgiem. Zapytany o niego Mirosław Kozłowicz twierdzi, że Śmigielski zawsze wywiązywał się ze swoich obowiązków bez zarzutu.
- Bez wątpienia jest to fachowiec o ogromnej wiedzy i doświadczeniu z zakresu inżynierii drogowej. Tym bardziej dziwi fakt takiego podejścia do tej sprawy - podkreśla natomiast Łukasz Niedźwiecki, zastępca prezydenta Bydgoszczy. Próbowaliśmy też poprosić o wyjaśnienia Jerzego Łuczaka, prezesa Kobylarni, ale nie zgodził się na żaden, oficjalny komentarz.
Fuszerek jest więcej
Niestety, to jeszcze nie koniec. Dziś już bowiem wiemy, że pokontrolne raporty związane z największą bydgoską inwestycją drogową wskazują na jeszcze kilka innych poważnych wad, o których drogowcy nie poinformowali opinii publicznej. Pewne jest więc m.in., że: trzeba będzie poprawić wzmocnienie nabrzeża Brdy, nawierzchnię przy kładce dla pieszych, na której gromadzi się deszczówka, czy zapadnięcie jezdni w rejonie skrzyżowania z ulicą Chopina. Lista jest jeszcze dłuższa, ale pozostałe fuszerki dotyczą już zdecydowanie drobniejszych, choć równie irytujących błędów, np.: rozłażącej się kostki na ścieżce rowerowej, czy powycieranej już farby oznakowania poziomego.
Drogowcy dopiero od niedawna wiedzą więc na czym stoją. - Zapewniam, że wszystkie te poprawki odbędą się w ramach prac gwarancyjnych - zapewnia szef ZDMiKP.
Czytaj e-wydanie »