Liga Polskich Rodzin szuka każdej okazji, by zaistnieć, choć jakoś głośne i chaotyczne dotychczasowe istnienie nie poprawia jej notowań w opinii publicznej. Wzięła się więc za hasło lansowane przez Samoobronę, zwłaszcza zaś przez Andrzeja Leppera osobiście i zakrzyknęła: Balcerowicz musi odejść! Liga chce, by Sejm podjął uchwałę mającą wymusić odejście Leszka Balcerowicza ze stanowiska prezesa Narodowego Banku Polskiego. To odejście jest podobno niezbędne, by wymusić zmianę polityki gospodarczej, zapewne na proponowaną przez LPR, niestety na razie nieznaną, jeśli nie liczyć tego, że wszystkim ma się wszystko należeć.
To hasło zapewne podchwyci PSL, którego część od dawna woła, że Balcerowicz musi odejść (wołała zresztą nawet gdy Balcerowicza nie było), znajdą się zwolennicy hasła w SLD (koalicji parę posad w banku centralnym niewątpliwie się przyda), oczywiście na Samoobornę można w tej kwestii liczyć z całą pewnością, chyba, że Andrzej Lepper poczuje się urażony aż tak wielkim naśladownictwem. Pewien problem będzie miało Prawo i Sprawiedliwość, bowiem szef tego ugrupowania Lech Kaczyński mierzy w stanowisko prezydenta Warszawy, a więc nie powinien być naśladowcą Ligi i Samoobrony, ale kreować własny, bardziej umiarkowany wizerunek. Tak czy inaczej jest w Sejmie większość zdolna podjąć taką uchwałę, poprzedzoną oczywiście dyskusją.
Kto wie czy inicjatorzy wniosku nie na tę dyskusję liczą najbardziej. Dyskusje o banku centralnym i Leszku Balcerowiczu są dla większości parlamentu najbardziej interesujące, by nie powiedzieć pasjonujące. Nie trzeba zajmować się żadnymi nudnymi ustawami, nie trzeba znać się na różnych dziedzinach, dla których stanowi się prawo, nie trzeba uważać, czy podnosi się rękę we właściwym momencie, czy też akurat uchwala się jakiś legislacyjny bubel. Można sobie dowolnie pohasać, pokazać, że jest się nadzwyczajnie dobrym dla biednych ludzi, zwłaszcza dla bezrobotnych i oczywiście można naubliżać prof. Balcerowiczowi (ten Sejm wykształcenie ma w nadzwyczajnej wprost pogardzie) i żadnej Komisji Etyki, a nawet Prezydium Sejmu zbytnio to nie obejdzie. Jedną taką debatę mamy właśnie za sobą, a odbyła się ona przy okazji pierwszego czytania zmiany ustawy o Narodowym Banku Polskim. To była debata niezapomniana, na porażająco niskim merytorycznym poziomie, ale na niezwykle wysokim poziomie zwyczajnego chamstwa i agresji. Toczyła się ona z takim zaangażowaniem, że można uznać, że Sejm nareszcie znalazł się w swoim żywiole, że właśnie tak debatować lubi najbardziej. A jeżeli coś tak bardzo się kocha, to dlaczego tego nie powtarzać? Praktycznie w nieskończoność, skoro w Sejmie i tak wiele pracy nie ma? Że przy okazji niszczy się autorytet nie tylko banku centralnego, ale także Sejmu, to już nie jest takie ważne. Ciekawe tylko skąd bierze się przekonanie tylu polityków, że w polskiej polityce ciągle brakuje jeszcze złych obyczajów (najdelikatniej mówiąc) i że trzeba je z całym oddaniem pielęgnować?
Co poseł kocha?
Janina Paradowska, "Polityka"