Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co z portem lotniczym w Bydgoszczy?

Wojciech Mąka [email protected]
Samoloty nie mogą kołować na płytę postojową, bo to grozi katastrofą. Autobusy nie wożą pasażerów, bo nie jeżdżą. Co się dzieje na naszym lotnisku?!
Samoloty nie mogą kołować na płytę postojową, bo to grozi katastrofą. Autobusy nie wożą pasażerów, bo nie jeżdżą. Co się dzieje na naszym lotnisku?! Fot. Tomasz Czachorowski
Dwa lotniskowe autobusy, za które faktury miały być pokryte z unijnych pieniędzy, od dwóch miesięcy stoją nieużywane na bydgoskim lotnisku. Gmina Bydgoszcz, Urząd Marszałkowski i pozostali udziałowcy spółki Port Lotniczy tracą nad nią kontrolę.

Bydgoski port lotniczy rodził się w bólach i w bólach próbuje funkcjonować.

- Znając fakty, trudno uwierzyć, że to co dzieje się w bydgoskim porcie lotniczym, dzieje się w cywilizowanym kraju - ocenia ostro Andrzej Ilków, były prezes spółki, obecnie dyrektor Pionu Bezpieczeństwa Operacji Lotniskowych Portu Lotniczego Warszawa.

Austriacy kupują
Bydgoski Port Lotniczy jest pierwszą w kraju spółką lotniczą, która została sprywatyzowana. To była jedyna możliwość pozyskania dodatkowych pieniędzy, bo mająca większość udziałów gmina Bydgoszcz nie potrafiła udźwignąć ciężaru utrzymania i inwestowania w lotnisko.

Czterdzieści dziewięć procent odsprzedano w dwóch turach austriackiemu funduszowi giełdowemu Meinl Airports International.

MAI był inwestorem branżowym. Austriacy inwestowali w porty lotnicze w Turcji i Rosji. Kupili także 40 procent udziałów w niefunkcjonującym jeszcze Mazowieckim Porcie Lotniczym, który miał wspierać warszawskie Okęcie w obsłudze połączeń lokalnych.

Po kłopotach na giełdzie Meinl AI przekształcił się, zmieniając swój zarząd i przestawiając wyrazy w nazwie - teraz to fundusz Meinl International Airports.

Mariusz Ilnicki z firmy MDI, która przygotowuje projekty dla lotniska w Sochaczewie zapewnia, że Austriacy nie zamierzają się wycofywać, w dodatku - podpisano aneksy do umowy z nowym zarządem funduszu.

Urząd nie wie, co robi
Obecność austriackiego funduszu w spółce oznacza, że gmina Bydgoszcz ma w porcie lotniczym 23 procent procent akcji, a Kujawsko - Pomorski Urząd Marszałkowski - 17. Jest to o tyle istotne, że to Urząd Marszałkowski jest dysponentem ponad 23 mln euro z Regionalnego Programu Operacyjnego, które miały być przeznaczone na inwestycje na lotnisku. Gwarantem pozyskania środków jest wkład wniesiony przez austriackiego udziałowca.

Kilka tygodni temu Piotr Całbecki, marszałek województwa, zaczął mówić o tym, że jeśli port nie zdąży z przygotowaniem projektów na te środki, pieniądze mogą przepaść.

Tymczasem Edward Hartwich, wicemarszałek województwa uspokajał wczoraj: - Nie widzę zagrożenia dla wykorzystania tych środków. One po prostu muszą być wydane. Jeśli stanie się coś niedobrego z winy portu lotniczego, to będziemy szukać nowych rozwiązań.

Krzysztof Wojtkowiak, prezes bydgoskiego Portu Lotniczego, kwituje: - W Urzędzie Marszałkowskim nie wie prawica, co robi lewica. Tylko tak to można określić. We wrześniu 2008 roku podpisaliśmy preumowę na te środki, obejmującą trzy najważniejsze projekty. Jeden musiał być oddany do końca kwietnia, drugi do końca maja, trzeci - do końca roku. Nie ma opóźnień. Jeśli urząd marszałkowski będzie chciał nam - z nieznanych mi powodów - zabrać te pieniądze, to i tak je zabierze.

Niektórzy zaczęli mówić głośno, że marszałek Całbecki zamierza przesunąć środki na... lotnisko w Toruniu. Zaprzecza temu Joanna Araszewicz z Departamentu Polityki Regionalnej Kujawsko - Pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego: - Wsparcie jest przeznaczone wyłącznie dla Portu Lotniczego w Bydgoszczy jako elementu węzła komunikacyjnego aglomeracji bydgosko-toruńskiej.

Prezes Wojtkowiak: - Z całym szacunkiem, ale zainwestowanie tych 23 mln euro w toruńskie lotnisko na nic by nie wystarczyło. A zaprzepaszczenie 70 milionów złotych, które przez ostatnie lata zainwestowano w Port Lotniczy Bydgoszcz - byłoby potężnym skandalem.

Płot za pół ceny
Krzysztof Wojtkowiak był przedstawicielem Rady Nadzorczej portu z ramienia gminy Bydgoszcz, potem został p.o. prezesa spółki.

Andrzej Ilków, były prezes i zastępca Wojtkowiaka, uważa, że pod jego rządami lotnisko traci na wartości.

- Weźmy choćby sprawę płotu - mówi Ilków. - Gdy pojawił się prezes Wojtkowiak, miał tylko jedną rzecz do zrobienia: podpisać umowę na przetarg w sprawie budowy płotu wokół lotniska. Przetarg był rozstrzygnięty, wygrała firma z Olsztyna. Wojtkowiak doprowadził do unieważnienia przetargu.

Rzeczywiście, z dokumentów przetargowych wynika, że umowy nie podpisano, a winę ponosił... zamawiający, czyli Port Lotniczy Bydgoszcz. Przetarg unieważniono, ponieważ port lotniczy odkrył, iż na czas nie zawiadomił firmy wygrywającej o tym, że właśnie upływa termin przedłużenia wadium. Spóźnienie wynosiło... jeden dzień.

- Wystarczyło ogrodzić teren profesjonalnym płotem, po to, żeby uzyskać certyfikat Urzędu Lotnictwa Cywilnego na dopuszczenie do przewozów pasażerskich. Przetarg unieważniono, pojawiła się zwłoka w jego wykonaniu, dlatego teraz Urząd Lotnictwa Cywilnego musiał się zastanawiać, jak warunkowo dopuścić bydgoskie lotnisko do użytkowania... - mówi Ilków.

Krzysztof Wojtkowiak broni się: - Rzeczywiście, przetarg unieważniono, ale dzięki temu mamy płot, który jest o połowę tańszy.

Budowa płotu właśnie dobiega końca. Ilków twierdzi jednak, że ogrodzenie nie spełnia odpowiednich wymogów, nie ma specyfikacji i nie powinno powstać w takiej formie.

- Jest jeszcze jeden problem - mówi Ilków. - Nowym płotem przegrodzono trasę kołowania dla samolotów równoległą do obecnie wykorzystywanego pasa. Wygląda to tak, jakby ogrodzenie było tymczasowe. To zła decyzja, bo w ten sposób utrudniono bezpieczny ruch samolotów na pasie - kolejne lądowania mogą się odbywać wyłącznie po dokonaniu nawrotu przez samolot, który jest już na ziemi.

Uwaga, kontrola
Płot to nie tylko zmartwienie lotniska. Stanisław Szpera, prezes bydgoskiego aeroklubu, który graniczy z terenem portu lotniczego, mówi, że straż ochrony lotniska od miesiąca bezprawnie dokonuje kontroli członków aeroklubu.

- Za każdym razem, gdy chcemy wchodzić na płytę, czy to na szkolenia młodzieży, czy w innych przypadkach, przyjeżdża do nas służba ochrony lotniska - mówi Szpera. - Sprawdzają nas, nasi adepci kursów szybowcowych nie mogą wnosić na przykład więcej niż 100 mililitrów wody ze sobą - tak jakby wchodzili na pokład samolotu. A oni siedzą tylko na lotnisku i czekają na lot szkoleniowy.

Najgorsze jest jednak to, że aeroklub miał płacić za przyjeżdżające na kontrolę patrole SOL. - Z przedstawicielami portu lotniczego nie mogliśmy się dogadać. Efekt jest taki, że teraz spieramy się o kwotę kilku tysięcy złotych. Ja nie ukrywam, że kontrola osób wchodzących na lotnisko powinna być. Z tymi kilkoma tysiącami złotych też sobie jakoś poradzimy, aeroklub jest oszczędny. Tylko, że tu spór tkwi w 200 -metrowym odcinku płotu, którego nie ma. Umowa na przyjazdy SOL się skończyła, a oni wciąż przyjeżdżają na kontrole...

Autobusy kupione, ale stoją
Jeden z pracowników lotniska mówi mi: - To bardzo dziwne, firma kupiła dwa autobusy niskopodłogowe do transportowania pasażerów z samolotu do terminalu, ale oba pojazdy od dwóch miesięcy stoją nieużywane. Dlaczego - nikt nie wie.

Do zakupu autobusów port został zmuszony przez przepisy układu z Schengen. Mówią one o tym, że pasażerowie, którzy traktują dane lotnisko jako tranzytowe, muszą być transportowani do terminalu autobusami.

Port ogłosił przetarg na dwa autobusy pod koniec ubiegłego roku. Zanim został rozstrzygnięty, nie obyło się bez protestów - błędy w warunkach przetargu wytknęła spółce niemiecka firma Contrac, jeden z największych na świecie producentów autobusów lotniskowych. W proteście firma wskazała na sprzeczności, bo port chciał zamówić autobusy lotniskowe, które jednocześnie są dopuszczone do ruchu na drogach publicznych. Niemcy uznali, że jedno wyklucza drugie. Protest oddalono, a w warunkach przetargu znalazło się kilka sprostowań. Ostatecznie wygrała firma Solaris. Ale autobusy nie jeżdżą.

- Kupiliśmy je na świetnych warunkach, gwarancja nie obejmuje wieku, tylko przebieg. Mieliśmy na nie 85 procent dotacji - tłumaczy Wojtkowiak. - Nie jeżdżą, bo przewożenie pasażerów autobusami to usługa lotniskowa, za którą płaci przewoźnik. Gdyby na przykład Lufthansa chciała, żeby ich pasażerów dowozić do terminala samochodami porsche, to ja bym to załatwił, nie ma problemu. Bo bym wiedział, że Lufthansa za tę usługę zapłaci. Nie wiem, dlaczego taki przewoźnik jak Ryanair w taki a nie inny sposób traktuje swoich pasażerów - muszą chodzić po płycie lotniska kilkaset metrów.

Te kilkaset metrów to też problem portu. Kiedyś Boeingi Ryanaira kołowały prawie pod sam terminal. Teraz samoloty nie zatrzymują się tak blisko, bo nie mogą. Płyta postojowa jest tak popękana, że grozi katastrofą. Trwają badania mające pomóc w ocenie zniszczeń.

Zrzutki nie będzie
Gdy w Bydgoszczy pojawił się tani irlandzki przewoźnik Ryanair, miasto zobowiązało się płacić mu 2,4 mln złotych rocznie, z własnego budżetu, tak zwanej opłaty marketingowej. Miały to być pieniądze przeznaczone m.in. na reklamę Bydgoszczy na stronie internetowej linii lotniczych.

Po pewnym czasie wyszło jednak na jaw, że to właśnie od tej opłaty Irlandczycy uzależniają, czy będą do Bydgoszczy latać. W praktyce bowiem pieniądze są rodzajem zabezpieczenia przed pustymi przelotami Boeingów - idzie o to, żeby przewoźnik nie tracił, gdyby nie było zainteresowania lotami.

Bydgoski ratusz uznał, że opłatę marketingową powinni ponosić też inni udziałowcy. Rozmowy miał prowadzić... prezes Wojtkowiak.

- Rozmowy odbywają się za wiedzą miasta - mówi Jerzy Woźniak, asystent prezydenta Konstantego Dombrowicza. Tyle, że efektów rozmów na razie nie ma.

- Ile ja czasu straciłem z przedstawicielami Torunia, Inowrocławia... To przecież także udziałowcy portu - mówi Krzysztof Wojtkowiak. - Nie ma żadnego efektu. Mam wrażenie, że samorządowcom nie zależy na utrzymaniu połączeń lotniczych, z których korzystają przecież nie tylko bydgoszczanie. Marszałek województwa jest tą osobą, która powinna kreować politykę regionalną, inwestor z lotniska tego nie zrobi. Jeśli dalej tak będzie, trzeba brać pod uwagę, że Ryanair zrezygnuje z części połączeń.

Edward Hartwich jest twardy: - Nie widzę możliwości współfinansowania opłaty marketingowej. Port lotniczy jest spółką prawa handlowego i samodzielnie powinien dbać o takie rzeczy.

Taras zamknięty
Dwaj najwięksi udziałowcy Portu Lotniczego Bydgoszcz uspokajają, że kontrolują, co dzieje się w porcie. Podkreślają rolę przedstawicieli rady nadzorczej spółki.

Jerzy Woźniak, asystent prezydenta Bydgoszczy, dodaje: - Miasto dochowało wszelkich starań, żeby sprawdzić wiarygodność austriackiego partnera. Dla zabezpieczenia interesów miasta zastosowano transakcję dwuetapową. Inwestor nabył najpierw część udziałów, po pomyślnym zakończeniu - pozostałe do poziomu czterdziestu dziewięciu procent. Miasto posiada wszystkie informacje o działalności spółki.

Tymczasem, jak ustaliliśmy, Kujawsko-Pomorski Urząd Marszałkowski nie ma dokładnej listy inwestycji, na które bydgoski port lotniczy ma wydać 23,5 miliona złotych z Regionalnego programu Operacyjnego.

- Do końca maja zostanie złożony wniosek o dofinansowanie drugiego etapu, obejmującego budowę ogrodzenia lotniska, zakup autobusów niskopodłogowych oraz wyposażenia Lotniskowej Straży Pożarnej w specjalistyczny sprzęt gaśniczy - mówi Joanna Araszewicz z urzędu marszałkowskiego.

Tyle, że i autobusy, i płot już są.

Odprowadzający pasażerów Ryanaira nie mogą wejść na taras widokowy bydgoskiego terminalu. Bramka jest zamknięta. Nie ma komu jej otwierać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska