Do końca roku Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 2 w Bydgoszczy chciały zwolnić 120 pracowników. Niestety, obcinane zamówienia na remonty wojskowych samolotów doprowadziły do tego, że połowa z nich odejdzie już w czerwcu. - W budżecie Ministerstwa Obrony Narodowej nie pokazują się pieniądze, a wręcz znikają - wyjaśnia pułkownik Jan Żuk, dyrektor WZL. Zakład zatrudnia 820 osób. Do zwolnień wytypowano 120 z nich. W większości są to zatrudnieni na czas określony. Dlaczego oni? Ponieważ będzie to najmniej "bolało" finanse zakładu, nie trzeba będzie wypłacać odpraw.
Młodzi na bruk
- Chciałoby się ich zostawić - zapewnia dyrektor Żuk. - To młodzi ludzie, dobrze wykształceni i, co najważniejsze, chcący pracować. Rząd ciągle mówi o pracy dla młodych, a życie sobie... Najbardziej "oszczędzanym" przy zwolnieniach miał być dział produkcji, który utrzymuje WZL-e. Nie udało się, 50 osób straci pracę. Pozostałych 70, to pracownicy z likwidowanego działu głównego mechanika oraz budowlańcy, posadzkarze, tynkarze, energetycy i informatycy. Odchudzona zostanie administracja i księgowość. Pozostali uczą się nowych zawodów, np. kierowca jadący na serwisy jest również mechanikiem lotniczym. - Ludzie czują się pewniej z dwoma zawodami - zapewniają w dyrekcji. - Trudniej będzie ich zastąpić kimś z zewnątrz. Dzięki temu łatwiej przetrwają czarną godzinę.
Bez perspektyw
Henryk Słomkowski, szef zakładowego NSZZ Pracowników Wojska (przeżył już pięciu dyrektorów) mówi z goryczą, że to najgorsze chwile w zakładzie.**- Pracuję tu od 1967 roku, zdarzało się wcześniej, że "odpuszczało" się dorabiających, ale takich zwolnień nie było! I nie wiadomo, czy na tym się skończy? Co się dzieje w naszym kraju? Zwalniani pracownicy przychodzą po pomoc nawet do domu!
- Myśli pan, że przyjemnie jest patrzeć w oczy zwalnianym pracownikom? - pyta retorycznie pułkownik Żuk. - Za każdym razem słyszę: a gdzie ja znajdę pracę? Tu nie ma żadnych perspektyw. Niedawno zwolniliśmy młodego człowieka, który chorował na cukrzycę. Lekarz wyłapał chorobę przy okazji badań okresowych. Powiedział mi: to dla mnie wyrok, teraz nawet na insulinę nie zarobię...
Zmiana podległości
Ferment w zakładzie wywołują nie tylko zwolnienia. Obecnie WZL-e podlegają pod MON. Pojawił się pomysł, by całą "zbrojeniówkę" skupić w dwóch holdingach. Zakład musiałby przekształcić się w spółkę skarbu państwa i dostałby radę nadzorczą. Ludzie obawiają się jednak, że to najprostszy sposób do zlikwidowania ich zakładu i zbudowania w tym miejscu następnego supermarketu. - Jak zakład zostanie przekazany do Ministerstwa Gospodarki, to kto go zauważy? - pytają w WZL-ach. - Ministerstwo zobaczy protestujących hutników, górników, gdzie w jednej kopalni czy stoczni pracuje kilka tysięcy ludzi, a kto zobaczy kilkusetosobową załogę WZL-i?
Denerwuje ich jeszcze przeciągająca się procedura wyłonienia samolotu dla polskiej armii. Przetarg ciągle nie może się zakończyć, ewentualni inwestorzy kuszą współpracą, tylko zamówienia z MON-u maleją z roku na rok. Bydgoszcz odwiedzili już Brytyjczycy, Francuzi i Amerykanie zainteresowani sprzedaniem swoich samolotów polskiej armii. WZL-om proponują współpracę. - Dopóki nie ma decyzji, wszystko jest w powijakach - rozkłada ręce pułkownik Żuk. - Amerykanie dopiero teraz przygotowali wykaz technologii możliwych do uruchomienia w Bydgoszczy. Mogą je nam przekazać za symboliczną złotówkę, gwarantują zbyt, a my ciągle czekamy na wyniki przetargu na samolot wielozadaniowy.
Fotele dla Iskry
- Możemy robić tu F-16 czy Gripeny, byle co, ale żeby jakieś zamówienia były. Nasze lotnictwo ma jeszcze samoloty Su-22, jak one nie będą remontowane, to zarosną trawą - argumentuje Marian Pyzio, przewodniczący rady pracowniczej w WZL-ach. Dyrektor Żuk dodaje, że w zakładzie przygotowano dokumentację foteli katapultowych i nowej awioniki dla Iskier. Przypomnijmy, w marcu ubiegłego roku dwóch pilotów-oblatywaczy zginęło w Bydgoszczy, gdyż ich Iskra była na zbyt niskim pułapie, aby mogli się katapultować. Był to kolejny, tragiczny wypadek w Iskrze, która ma fotele pochodzące z niemieckich samolotów z lat II wojny światowej! - I co z tego, że moglibyśmy je robić, skoro nie możemy przebić się w MON-ie z tym pomysłem. Ilu pilotów zginęło już przez te fotele - irytuje się Henryk Słomkowski. - Życie ludzkie się nie liczy, tylko układy polityczne.
Zakład ratuje się innymi zamówieniami. Przygotowywany jest duży kontrakt na malowanie 13 samolotów ATR-40 i 72 należących do Polskich Linii Eurolot. Problem był z ATR-72, ponieważ nie mieściły się w hangarze, ale specjaliści z WZL-i przygotowali platformę, na której samoloty wjadą do hangaru bokiem.
Najlepszy majątek
W zakładzie słyszę, że ciągle muszą na wszystkim oszczędzać. Może nie ma w nim najnowocześniejszych technologii, ale dyrektor Żuk podkreśla, że podstawowym majątkiem zakładu nie są budynki, technologie czy grunty, a ludzie. - Amerykanie i Brytyjczycy chwalą nas nie za wyposażenie zakładu, a za ludzi, którzy potrafili np. zintegrować system podkładowy radzieckiego samolotu z zachodnią techniką - mówi dyrektor WZL-i. - Niemcy tego nie potrafili zrobić, a my tak.
Henryk Słomkowski oburza się, że WZL-e kredytują MON i jeszcze jest źle. - To my zaciągamy kredyty na remonty i części zamienne, zamawiamy je u kooperantów, a ministerstwo z opóźnieniem płaci. Co roku podpisujemy z MON-em umowy z opóźnieniem. Staramy się jakoś zaplanować pracę, ale jak w ciągu roku dowiadujemy się, że zamówienia mają być obcinane, to jak mamy przetrwać?
Major Witold Kalinowski, rzecznik prasowy Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej zapewnia, że dowództwo chciałoby remontować więcej samolotów niż zleca, ale jak będą cięcia w budżecie, to z bólem zrezygnuje z kolejnych remontów. - A jaki będzie nasz budżet, ciągle jeszcze nie wiemy - mówi.
Janusz Zemke, wiceminister obrony narodowej: - O planie utworzenia dwóch holdingów zbrojeniowych: _- Na całym świecie trwa koncentracja przemysłu zbrojeniowego. Z ponad 30 polskich przedsiębiorstw "zbrojeniówki" jako takie wyniki osiąga tylko sześć. Co miesiąc dług rośnie o kilkanaście milionów złotych. Próbujemy wydzielić to, co ma szansę przeżycia. Nawet gdyby tym zakładom zagwarantować teraz kontrakty, to i tak nic nie zrobią, ponieważ nie dostaną kredytów z banków na produkcję. W ciągu najbliższych dziesięciu lat WZL-e będą remontowały sprzęt rosyjski: Migi-29 i Su-22. Pytanie, co dalej? Zakład musi wkomponować się w program nowego samolotu wielozadaniowego. Kilkanaście lat temu Polska miała tysiąc samolotów. Za 10 lat będziemy mieli 90 samolotów wielozadaniowych, których zdolności bojowe przewyższą wcześniejszy tysiąc.**_
