MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czary nad Titicaca

Michał Woźniak
Indianie z plemienia Uros od stuleci żyją na Islas Flotantes - pływających wyspach. Wyspy tworzone są z rosnącej tylko w tym miejscu trzciny totora. Plecionka grubości metra ma wystarczającą wyporność, by utrzymać na wodzie liczącą kilkanaście szałasów wieś i wszystkich mieszkańców.

     Usytuowane na wysokości 3820 metrów nad poziomem morza jezioro Titicaca jest najwyżej położonym, żeglownym akwenem na świecie. Przez jego środek przebiega granica pomiędzy Peru a Boliwią - pilnie strzeżona przez okręty marynarki wojennej obydwu krajów. - Obecność wojska na Titicaca to przykra konieczność - zauważa Carlos, przewodnik po jeziorze. - Tędy prowadzą jednak najważniejsze w tej części Ameryki Południowej szlaki przemytnicze. Z Boliwii do Peru wozi się wszystko. Duża różnica cen sprawia, że znacznie taniej można kupić tam elektronikę czy nawet żywność. Mówi się, że nawet 30 procent mieszkańców Puno i okolicznych wiosek żyje właśnie z kontrabandy. Nie brakuje też chętnych do zarobienia jeszcze większych pieniędzy na przemycie... kokainy. Sam kiedyś woziłem, pastę kokainową robił mój kuzyn w Copacabana. Przestałem, kiedy cała grupa moich kolegów wpadła w zasadzkę urządzoną przez wojskowych. Dostali po 20 lat więzienia. Lepiej mieć pustą kieszeń, ale cieszyć się wolnością...
     Z dotarciem na wyspy Uros nie ma większego problemu. W porcie Puno na turystów czekają dziesiątki motorowych łodzi. Kilkugodzinna wycieczka kosztuje niespełna 15 nowych soli peruwiańskich, czyli niewiele ponad 4 dolary. Oczekiwanie na rejs umila grajek - to powszechna tu praktyka. Wystarczy, że w jakimś miejscu - restauracji, na rynku, na parkowej ławce - przysiądzie grupka "gringos" - zaraz pojawia się muzykant. Gra kilka peruwiańskich pieśni, w tym najsłynniejszą "El condor pasa" i zaraz wyciąga rękę po datki. Po chwili zastępuje go kolejny...

Czary nad Titicaca

     Znaleźć sąsiada
     
Opuszczamy port. Woda w jeziorze jest przejrzysta i o dziwo dość płytka. Widać zielsko porastające dno na głębokości półtora metra. Na horyzoncie wyłaniają się pierwsze wyspy... - Jest na nich niemal wszystko, co potrzebne do codziennego życia. Działa szkoła, nauczycielka codziennie przybywa tu motorówką z Puno, jeszcze kilka lat temu był tu nawet ośrodek zdrowia, lekarz dostał jednak reumatyzmu i postanowił zamieszkać na stałym lądzie. Mieszkańcy zajmują się zaś rybactwem, handlem, garncarstwem. Wciąż większy ruch turystyczny sprawia też, że coraz ważniejszy staje się handel i produkcja pamiątek...
     Poszczególne wyspy różnią się wielkością. Na środku każdej z nich stoi kilkumetrowa, drewniano-słomiana wieża obserwacyjna, ozdobiona charakterystycznym motywem. Na jednej jest więc platforma obserwacyjna - ma kształt kaczki, na innej świni, lamy. - Panuje tu ożywiony handel wymienny. Po kształcie wież można zaś rozpoznać, jakie zwierzęta hoduje się na poszczególnych wyspach. Kiedy chce się wymienić ryby na świnie czy kaczki, nie trzeba więc błądzić. Wystarczy wyjść na wieżę i popatrzeć, w której części zatoki pływa dziś wyspa sąsiadów.
     Podstawą pożywienia Indian Uros są jednak rosnące na brzegu ziemniaki, fasola oraz kukurydza. Ta ostatnia, serwowana wraz z plasterkiem twarogu z mleka lamy, jest najpopularniejszą i najtańszą przekąską.

     Czarownice z La Paz
     
Trasę z Puno do stolicy Boliwii La Paz obsługują rozsypujące się ze starości autobusiki. Zatłoczone do granic możliwości przez kolorowy tłum tubylców mkną po krętych, górskich drogach, wielokrotnie przekraczając wysokość 4000 metrów. By dotrzeć do stolicy, trzeba się jeszcze przeprawić na drugi brzeg Titicaca. Pasażerowie płyną łodzią - autobus transportowany jest obok barką. Przeprawa, to ostatnia poważna przeszkoda. Kilkadziesiąt kilometrów dalej góry stają się coraz niższe, pojawiają się pola ziemniaków i kukurydzy, miasteczka. Wreszcie autobus wjeżdża na przedmieścia stolicy. Tak jak w większości miast stołecznych przedmieścia La Paz wypełniają slumsy - sklecone z drewna i gliny chałupy zamieszkują mieszkańcy wszystkich prowincji Boliwii, którzy przybyli tu w poszukiwaniu pracy i lepszego życia...
     Najbardziej ekscytującym miejscem w La Paz jest Mercado de los Bruchos, czyli Targowisko Czarownic. Wiara w czary, magiczne moce i wiedzę czarownic jest tu ogromna. W kramikach rozstawionych na niewielkiej uliczce można kupić afrodyzjaki, lekarstwa, zioła, amulety i magiczne przedmioty mające przepędzić złe duchy i zapewnić ich posiadaczowi szczęście. Najbardziej szokują wysuszone... płody lam i alpak - warto je złożyć pod fundamenty budowanego domu - wówczas podobno mieszkańców nie ima się żadna choroba. Warto też pomyśleć o szczęściu w rodzinie, bogactwie, bezpieczeństwie. To wszystko zapewnią kolejne talizmany kupione u Indianek - czarownic.
     Jedno ze stoisk należy do Flory, niespełna trzydziestoletniej czarownicy z okolic Copacabana - miasteczka na pograniczu Peru i Boliwii. Widząc obrączkę na palcu zachęca do kupna amuletów rodzinnych. - Wszystkie mają przepisową magiczną moc. Symbole pochodzą ze starej inkaskiej wiary i naprawdę przynoszą szczęście - mówią mi o tym klienci. Zresztą najlepiej zobacz księgę z podziękowaniami. Kobieta cierpiała na bezpłodność - kupiła amulet i święte proszki - urodziła zdrowe bliźnięta. Kto inny miał kłopoty finansowe - po złożeniu ofiary dobrym duchom znalazł pracę - powodzi mu się dziś niezgorzej.
     Flora nie musi długo zachęcać do zakupów - garść amuletów kosztuje niespełna dolara. - Weź jeszcze to - podaje wisior w kształcie ptaka. - To wizerunek dobrego ducha opiekującego się ludźmi w podróży. Dzięki niemu bezpiecznie i zdrowo wrócisz do swego domu...
     Celnik z... tlenem
     
La Paz oprócz tego, że jest najwyżej położoną stolicą świata, słynie również z usytuowanego wśród chmur lotniska. By wylecieć z Boliwii trzeba najpierw wjechać na wysokość... 5100 metrów. Znoszenie tak dużych wysokości ułatwia pity napar z liści koki. Mała zawartość tlenu w powietrzu powoduje jednak zawroty głowy i fatalne samopoczucie. Obsługa lotniska przyzwyczajona jest jednak do widoku słaniających się na nogach obcokrajowców. Celnicy uprzejmie pytają - może podać butlę z tlenem? Chętnych nie brakuje.
     Tak wysokie położenie lotniska powoduje sporo perturbacji w ruchu samolotów. Chmury często rozlewają się na pasie startowym uniemożliwiając przyloty i wyloty. Wielogodzinne oczekiwanie jest tu normą. Otrzymany od Flory amulet jednak pokazał swą moc - samolot do Buenos Aires opóźniony jest tylko o dwie godziny...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska