www.pomorska.pl/torun
Więcej informacji z Torunia znajdziesz na podstronie www.pomorska.pl/torun
W toruńskiej Radzie Miasta zasiada tylko 5 pań (na 25 radnych), w Sejmiku Województwa jest ich jeszcze mniej - tylko 4 (na 33 radnych). - Trzeba to zmienić, nie ma już na co czekać - uważa Anna Ciesielska, dyrektor Ogniska Pracy Pozaszkolnej "Dom Harcerza", która ma już za sobą polityczny epizod. - Startowałam w ostatnich wyborach do Sejmiku Województwa i chociaż się nie dostałam, myślę, że jak na debiutantkę wypadłam nieźle. Zdobyłam prawie 3 tys. głosów.
Anna Ciesielska nie ukrywa, że w najbliższych wyborach spróbuje ponownie, bo chęci działania na lokalnym gruncie jej nie brakuje. - Potrzeba nam kobiet w polityce, bo przydałoby się trochę odświeżyć szeregi - mówi. - Panowie robią dużo dobrego, ale gdy ktoś siedzi w czymś za długo, to się wypala. A w Toruniu jest wiele pań, które by się sprawdziły. Są fantastyczne, wykształcone, inteligentne i przedsiębiorcze. Bez namysłu mogłabym wymienić co najmniej kilkanaście takich torunianek.
Co przyniosłaby obecność kobiet w strukturach władzy - nie tylko na szczeblu samorządowym? - Nie chodzi o to, by wyprzeć mężczyzn, ale o to, by spojrzenie na życie społeczne było wielostronne - mówi radna Krystyna Dowigiałło, kobieca twarz toruńskiej polityki. - Panowie widzą liczby, inwestycje, remonty, a zapominają o kulturze czy polityce prorodzinnej. Przykład? Remont ul. Szerokiej w Toruniu. Po przebudowie powstało na niej mnóstwo barier architektonicznych, ale mężczyźni tego nie widzą, bo to nie oni pchają wózek z dzieckiem.
Szansę na zmiany Krystyna Dowgiałło upatruje w parytecie. Jej zdaniem określona odgórnie liczba kobiet na listach wyborczych wcale nie doprowadzi do tego, że znajdą się tam niekompetentne kandydatki "z łapanki". - Parytet odblokuje listy wyborcze i okaże się, że kobiety są i chcą pracować w polityce - mówi Dowgiałło. - Muszą się jednak liczyć z tym, że nie będzie im łatwo. Bo o kobiecie powie się, że jest żądna władzy, a o mężczyźnie, że ambitny. Gdy coś się uda kobiecie, powiedzą, że to intrygantka, mężczyzna w tej samej sytuacji zostanie nazwany "skutecznym politykiem".
Również Magdalena Berg-mann, socjolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika postrzega parytet jako narzędzie do stworzenia możliwości trwałego zwiększenia obecności kobiet w polityce. - Parytet daje taką szansę, lecz nie gwarancję, a ocena jego skuteczności będzie możliwa dopiero po latach funkcjonowania - mówi Bergmann. - Na pewno potrzebna jest też edukacja i rozwój świadomości. Kobiety są bardzo aktywne w organizacjach pozarządowych, realizują mnóstwo ważnych i potrzebnych lokalnych inicjatyw, ale na szczeblu samorządowym, który powinien wydawać się pierwszą lekcją polityki, jest ich jeszcze mniej niż w parlamencie.
O przykład aktywnych i zaangażowanych kobiet, których w polityce raczej nie zobaczymy, w Toruniu nietrudno. Agnieszka Wiśniewska, dyrektor Miejskiego Schroniska dla Zwierząt, na zajmowanie się polityką zwyczajnie nie ma czasu: - Moja praca angażuje mnie na tyle, że nie mogę sobie pozwolić na tego typu aktywność. Chociaż nie planuję kariery politycznej, jestem za tym, by jak najwięcej pań znalazło się w strukturach władzy. Kobiety zwracają uwagę na szczegóły, które mężczyznom umykają, a do tego są dość wojownicze i potrafią konsekwentnie walczyć o swoje.
- Oj, jestem zwierzęciem politycznym, ale na razie nieaktywnym - żartuje z kolei Danuta Gadziomska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Edukacji i Profilaktyki Uzależnień. - Jestem bardzo zaangażowana w swoją pracę i to właśnie tutaj, w Ośrodku, jestem najbardziej potrzebna. A jak już się coś robi, trzeba to robić dobrze. Popieram parytet, bo to oczywiste, że jeśli kobiety nie pojawią się na listach, to nikt ich nie wybierze.