Radny Jacek Jeżewski domaga się wyjaśnień od burmistrza Tadeusza Kowalskiego. Dodał, że w razie czego może służyć nazwiskiem przechodnia, który był świadkiem zdarzenia. Jak ono wyglądało?
- Przedszkolak, cztero- lub pięciolatek z założonym na kurteczkę plecaczkiem szedł sobie sam chodnikiem na Piastowskiej - opowiadał na ostatniej sesji radny. - Ten przechodzień natychmiast do niego podszedł i zapytał go, co tutaj robi. Odpowiedzi nie usłyszał, a chłopiec wbiegł przez otwartą furtkę do przedszkola.
Urząd poprosił natychmiast Urszulę Wegner, dyrektorkę Przedszkola nr 2 o wyjaśnienia. Sprawa jest bardzo poważna, bo ze słów radnego wynika, że przedszkolak na chodniku nie był wcale rano, kiedy rodzice odwożą dzieci do przedszkola, ale przed południem. Burmistrz Tadeusz Kowalski zasugerował, że być może winę ponosi rodzic, który nie odprowadził dziecka bezpośrednio do placówki, tylko wysadził z auta przed nią. Rady w to wątpi, bo nie wskazuje na to pora dnia. Poprosił nie tylko o wyjaśnienie zdarzenia, ale i o przedsięwzięcie odpowiednich kroków. Wyjściem byłoby zamontowanie domofonu.
Dyrektorka Urszula Wegner dziwi się, że ktoś, kto widział chłopca na ulicy, od razu nie zaalarmował przedszkola, bo wtedy od razu można by wyjaśnić, jak faktycznie było. Zapewnia, że personel ma na oku wszystkie maluszki. - Wszystkie znamy z buźki i dbamy o ich bezpieczeństwo - mówi. - Moi pracownicy nie przypominają sobie takiego zdarzenia.
W przedszkolu nie wykluczają, oczywiście hipotetycznie, że któryś z rodziców przyszedł po dziecko, a ono potem samo z niego wybiegło, nie czekając na mamę czy tatę. Możliwa jest też sytuacja, że to było dziecko z zewnątrz, bo zdarza się, że rodzice z miasta przyprowadzają swoje pociechy na plac zabaw znajdujący się na terenie przedszkola.