To był niecodzienny miesiąc. A Damian Szmaglinski wyznaje, że to było jego marzenie, żeby wyjechać do Afryki. Wziął udział w misyjnym wolontariacie, razem z kolegami pojechał do jezuickiego ośrodka niedaleko stolicy Zambii Lusaki.
- To było niesamowite przeżycie - mówi chojniczanin. - Doświadczenie zupełnie innego świata.
Mieszkali u jezuity Tadeusza Świderskiego, który był ich opiekunem i przewodnikiem. Każdego ranka wstawali do pracy. Użyźniali pole na farmie i sadzili tam drzewka. Z liści moringi robi się przyprawy, więc będzie można ją sprzedawać.
- Na polu dostawaliśmy w kość, ale już po południu czekały na nas zajęcia z dziećmi z sierocińca - opowiada Damian. - Prowadzą go siostry służebniczki z Polski, jest tam 250 dzieciaków w różnym wieku, a w pomoc im zaangażował się bardzo Szymon Hołownia.
Były zabawy, gra w piłkę, a także po prostu bycie ze sobą, bo te dzieciaki są spragnione uwagi i miłości.
Wolontariusze mieli też inne atrakcje. Byli na wycieczce na południu kraju i obejrzeli wodospady Wiktorii, brali też udział w bezkrwawym safari, a obserwacja dzikich zwierząt na wolności sprawiła im wielką radość. Był też rejs stateczkiem i możliwość popatrzenia na kąpiące się słonie...
Największe wrażenie na uczestnikach wyprawy zrobił pobyt w drugiej stacji misyjnej, zarządzanej przez jezuitę Andrzeja Leśniarę, który w buszu stworzył radiową rozgłośnię. Dzięki niej i dzięki podstacjom, które powstały, mógł przez kilkanaście lat edukować mieszkańców o zagrożeniach AIDS i HIV i stworzyć oryginalną "radiową" szkołę, której poziom był znacznie wyższy niż w państwowym sektorze. To także na falach radiowych można się było upomnieć o prawa kobiet i o to, żeby mężczyźni nie traktowali ich jak worka treningowego.
- To było moje marzenie, żeby pojechać do Afryki, poznać ludzi, kulturę - mówi Damian. - Mam niedosyt. Jeśli się uda, postaram się tu wrócić...
Za czym będzie tęsknił? - Tam jest jakieś nadzwyczajne uczucie harmonii - mówi. - Nie było stresu i niepokoju, jaki normalnie nam towarzyszy. Grałem szmacianą piłką z chłopakami, a im już to wystarczało do szczęścia.
Dla niego to była piękna lekcja, że warto dawać coś z siebie coś innym. - Nabiera się dystansu - mówi Damian. - Człowiek uświadamia sobie, co tak naprawdę jest ważne.