Filip to śmiały i pogodny chłopiec. Aż trudno uwierzyć, że jest śmiertelnie chory. Urodził się z ponad trzy razy mniejszą liczbą płytek krwi niż zdrowe dziecko. Jedyną szansą dla niego jest przeszczep szpiku kostnego.
- Dzieci z małopłytkowością umierają zazwyczaj do czwartego roku życia. Chyba że w ciągu dwóch pierwszych lat życia lekarze przeszczepią im szpik - mówi mama chłopca.
- My tyle czasu nie mamy. Filipek musi mieć szpik do października tego roku - mówi tata chłopca Karol Słupkowski. - W bazach szpików znaleziono trzech dawców. Z Włoch, Niemiec i USA.
Jednak okazało się, że osoba z Włoch nie ma w pełni zgodnych tkanek z Filipkiem. Osoba z Niemiec, jest chora lub może być w ciąży i szpik nie może być teraz pobrany.
- A dawca z USA... niestety zrezygnował - mówi łamiącym głosem ojciec Filipa. - Nie wiemy dlaczego.
Rodzice nie tylko szukają dawcy szpiku. Pukają też o pomoc materialną do różnych instytucji. Brakuje im pieniędzy na dojazdy na badania, lekarstwa zwiększające krzepliwość krwi, środki opatrunkowe.
Dawcy rzadko rezygnują z oddania szpiku.
- Każdy z nich ma prawo się wycofać. Nawet w ostatniej chwili. Takie przypadki się zdarzają - mówi Zuzanna Jastrzębska z fundacji DKMS, która prowadzi bazę dawców szpików. - Wynika to głównie z pochopnie podejmowanych decyzji przy rejestracji w bazie. Strachem przed metodą pobierania szpiku. Mitami, które krążą wokół zabiegu.
Po naszym telefonie fundacja DKMS zgodziła się przeprowadzić specjalną akcję badań i rejestrację dawców w Grudziądzu. Dla Filipka.
Więcej o Filipku i jego rodzicach w papierowym, wtorkowym wydaniu "Gazety Pomorskiej".