Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Debata: Polska wersja "Gry o tron"

Roman Laudański
Od lewej: dr Marcin Zdrenka, dr Sławomir Drelich i dr Piotr Domeracki
Od lewej: dr Marcin Zdrenka, dr Sławomir Drelich i dr Piotr Domeracki Grzegorz Olkowski
Im gorzej, tym lepiej, czyli po co politycy tworzą konflikty i kłócą się na oczach milionów Polaków - rozmawiamy z dr. Marcinem Zdrenką, dr. Piotrem Domerackim i dr. Sławomirem Drelichem.

- Polska to: "suma niedokończonych projektów" lub "jeden wielki niedokończony projekt", jak przeczytałem w artykule Sławomira Drelicha?

dr Sławomir Drelich: - Polska ostatniego ćwierćwiecza ciągle jest w niekończącej się budowie. Każdy nowy rząd czy nowy lider przynoszą nowe projekty różniące się od poprzednich! Przychodzą wybory, nowy rząd z nowymi pomysłami i mamy kolejną prowizorkę.
dr hab. Marcin Zdrenka: - Jak budynki w Grecji, w których z powodów podatkowych nie dokończono ostatniego piętra. Nawet jakoś to działa, ale coś się tam nie domyka. No i fatalnie się prezentuje.
SD: - U nas nie ma polityki kontynuacji, dążenia do dokończenia tego, co poprzednicy zaczęli.
dr Piotr Domeracki: - Czy czegoś przypadkiem nam to nie przypomina? Że prowizorka jest najtrwalszą formą bytu przecież to już przerabialiśmy w tym kraju nie raz! Przedostatnio ćwiczyliśmy się w tej "sztuce" blisko pół wieku. Nie twierdzę jednak choć może powinienem, że jest to jakaś cecha narodowa Polaków
SD: Ale mamy przecież także "słomiany zapał", przekonanie, że jesteśmy "w gorącej wodzie kąpani" czy wreszcie "mądry Polak po szkodzie"...
MZ: - A tam, gdzie nie trzeba, konsekwencja jest w przedziwny sposób utrzymywana! Forsuje się zmiany, choć wszyscy wiedzą, że idą w złym kierunku, jak w przypadku szkolnictwa wyższego. Wytrychem jest zwrot: bo Unia Europejska nakazała. A później okazuje się, że byliśmy nadgorliwi.

- Czym jest polityka, a czym powinna być? Przerabiamy polską wersję "Gry o tron"?

SD: - Porównanie zasadne i choć w polskiej polityce trup nie ściele się gęsto, to mamy sytuację jak w filmowej "Grze o tron". Ktoś komuś dokopie, ktoś lepiej wypadnie, ktoś inny zdobędzie miejsce w parlamencie i będzie kontrolował przepływ politycznej kasy. Taka jest niestety polska rzeczywistość.
PD: - Od lat jest w nas tęsknota za innymi wyższymi standardami. Spór nie dotyczy jak mi się wydaje tego, jaka jest polska polityka bo to widać gołym okiem tylko jaka być powinna.
MZ: - Przestrzegam przed łatwością podziału: jest jak jest, a nie jak być powinno, dlatego że jest w tym negatywny przekaz - skoro wszyscy wiemy jak, to po co w ogóle angażować się w politykę? Skoro rządzą "oni" i układy, to po co mam chodzić na wybory? Takie niezaangażowanie jest wyrazem lenistwa i wygodnictwa. Dlatego mamy problem z frekwencją wyborczą, zaangażowaniem w sprawy obywatelskie i społeczne. Zgoda - polityka wywołuje negatywne skojarzenia, ale należy się też tu upomnieć o starożytne przekonanie, że polityka i etyka są stronami jednego medalu. Różnią się tylko zasięgiem.

- Dlaczego dystansujemy się do polityki?

MZ: - Niezaangażowanie społeczne czy postawy nieobywatelskie, to problem dotykający wszystkich rozwiniętych społeczeństw.

- A przypadkiem nie jest to winą polityków?

SD: - Na pewno ich winą jest to, że w polityce nie jest inaczej. Nie fetyszyzuję frekwencji wyborczej, która jest jednym ze wskaźników społecznego zaangażowania, wskaźnikiem - jak sądzę - pobocznym. Istotniejsze wydaje się zaangażowanie obywatelskie na poziomie podstawowym: od osiedla czy wspólnoty mieszkaniowej. Przyczyn tego niezaangażowania musimy poszukać trochę w naszej historii. Zacznijmy od tzw. komuny, w której całe życie publiczne było zawsze upolitycznione. Ktoś, kto chciał wyrazić swój sprzeciw wobec władzy - odcinał się, odsuwał z życie publicznego. Niestety, ale szukając przyczyn musimy też sięgnąć do zaborów.

- Aż tak daleko?!

SD: - Tak, przecież słuszność tej tezy widzimy np. po tym, jak w kraju rozkładają się preferencje wyborcze elektoratu. Czyli nadal tkwi to głęboko w naszych głowach.
PD: - Do procesów historyczno-politycznych dodałbym koniecznie jeszcze kulturowe, które zresztą nakładają się na tamte. Dominuje obecnie kultura hedonistyczna hołdowanie najrozmaitszym przyjemnościom i tanim gustom. Prócz tego jest w nas lub wmawia się w nas bezkrytyczną pochwałę indywidualizmu. Liczy się jednostka, która potrafi widowiskowo rozpychać się łokciami, nie oglądając się na innych. Wykładniczą normą stało się dziś bycie skutecznym ot, choćby popularnym nawet za cenę utraty twarzy czy publicznej kompromitacji. Można czasem odnieść wrażenie, jakby tak zwanej opinii publicznej przyświecało jako dewiza życiowa podejście w rodzaju: "Im gorzej, tym lepiej" albo "Jak nie potrafisz, pchaj się na afisz".
MZ: - Czyż w jednej z ostatnich reklam nie pojawia się znamienne hasło: "brawo ja"?
PD: - Ciekawe, że choć to w Polsce wybuchła "Solidarność", to dziś prawie ślad po niej zaniknął. Traktuje się ją właściwie już tylko jak odświętne hasło lub muzealny eksponat. Dużo się o niej mówi, ale nie widzę specjalnych starań, by inspirować i tworzyć prawdziwą solidarność społeczną, która by mogła następnie przełożyć się na umiejętność wypracowywania wartościowego konsensu politycznego. Dominuje na ogół krótkowzroczne i bezrefleksyjne wyczulenie na punkcie własnego interesu i jego realizacji (choć pewnie lepiej byłoby powiedzieć "załatwienia") tu i teraz. W etyce od dawna mówi się o odpowiedzialności za przyszłe pokolenia. Tymczasem, myślenie w kategoriach pokoleniowych stało się niefunkcjonalne. Myślenie o przyszłości stało się anachroniczne. Nie potrafimy nawet porządnie się zatroszczyć o wspólną teraźniejszość. Liczy się jedynie "ja", "mi", "mnie", "moje". Polityka powinna być także sztuką budowania więzi. Z badań socjologów i psychologów wynika niestety, że żyjemy dziś w kulturze "osobnych".
SD: - I właśnie w tym doszukiwałbym się winy polityków, którzy uprawiają politykę sposób prymitywny i zarazem najprostszy z możliwych - budzą konflikty, krzyczą na siebie, tworzą nowe podziały. To przecież najłatwiejszy sposób uprawiania polityki. Psychologia społeczna pokazuje, że takie budowanie podziałów i podtrzymywanie stanu konfliktu jest najłatwiejszym sposobem na zaangażowanie emocjonalne ludzi. Politycy, żeby jak najtaniej dotrzeć do społeczeństwa i tym samym wygrywać wybory - budują te nowe konflikty, zamiast krzewić wspólnotę, budować grupową tożsamość i identyfikację zbiorową. Mamy tego straszne skutki.
MZ: - Stąd się bierze wojna polsko - polska, zabetonowanie naszej sceny politycznej. Już czas na inną dyskusję, na zmianę sposobu rozmowy i nazwanie najważniejszych dla nas problemów.
SD: - Najłatwiej przecież się pokłócić, bo to ludzie zobaczą w telewizorach. Co więcej, będą to oglądać jak film sensacyjny. Politykom to odpowiada, bo nie muszą mówić o programach, nie muszą rozliczać się z tego, co zrobili lub za co się nawet nie zabrali. W końcu nie muszą edukować najpierw siebie, a później ludzi, tłumaczyć, np. dlaczego podnieśli wiek emerytalny.
MZ: Zdecydowanie musimy wzmocnić głos Piotra na temat przemian kulturowych. Nastąpiła indywidualizacja skrajnie zliberalizowanych społeczeństw - jesteśmy osobno.
SD: - To skrajna forma społecznego atomizmu.
MZ: - Wielu z nas nie podpisałoby się pod hasłami liberalnymi czy libertariańskimi, ale je wyznajemy. Zamykamy się we własnej przestrzeni - w naszym domu, mieszkaniu. Do drzwi: ulubione, bo "nasze" kilimy, makatki i paprotki, ale korytarz już nie jest "nasz", nawet go nie posprzątam. Generalnie mówiąc polityka przestała się łączyć z tym, co lokalne, wspólnotowe.

- Może to nasza wina, że po 1989 roku zdecydowaliśmy się na taki kształt państwa lub gospodarki? Gdybyśmy poszli w kierunku modelu skandynawskiego, to nie płacilibyśmy przez lata tak ogromnych kosztów społecznych?

SD: - Na początku lat 90. politycy zdefiniowali katalog spraw, o których w polityce warto mówić: o gospodarce, opłacalności, reformach, redukcjach zatrudnienia, minimalizowaniu kosztów. Zekonomizowano rozmowy o polityce, nie mówiono o społeczeństwie, wspólnocie. Błędnie utożsamia się to z liberalizmem. Ten dyskurs tak mocno zadomowił się w polskiej polityce, że dziś trudno rozmawiać o niej inaczej. Dominuje temat pieniędzy, opłacalności.

- Przecież stale powinniśmy dyskutować, spierać się, jak zbudować państwo życzliwe dla obywateli! Mieliśmy tak wielki ruch "Solidarności" i daliśmy się zapędzić w XIX-wieczny kapitalizm!

SD: - Ponad 25 lat temu w rozwijających się społeczeństwach mieliśmy do czynienia z powszechną zgodą co do tego, że demokracja jest najlepszym z ustrojów. Nikt nie zastanawiał się, czy to jest prawda. Po prostu weszliśmy w taki etap dziejowy. Podobnie było z kapitalizmem, dlatego te 25 lat temu niewielu zastanawiało się nad tym, czy nie spowoduje on tak potężnych zwolnień i bezrobocia, uznawano, że efekt finalny będzie pozytywny. Dlatego w Polsce, obojętnie czy rządzili ludzie określający się jako prawica czy lewica - była szeroka zgoda, że demokracja i kapitalizm to dobra i właściwa droga. Co do liberalnych wartości też przyjęto, że jest na nie zgoda.

- Lewica skompromitowała się w PRL-u, ale w III RP mogła odbudować swoją wiarygodność. Tylko kompletnie zgubiła kontakt z ludźmi, którym państwo powinno pomagać!

PD: - Aparat ideologiczny "jedynie słusznej" partii najwyraźniej nie zrozumiał wymowy pism twórców idei komunizmu, którą z taką gorliwością propagował. Nastąpiło rozejście się Marksa i marksizmu. Powstał nie do końca przemyślany mariaż idei filozoficznych i ekonomicznych z ówczesną praktyką polityczną. Powstało coś na kształt karykaturalnego monstrum, które doprowadziło do straszliwych skutków, z czasem nie oglądając się już na nic. Współczesna lewica, nie tylko w Polsce, ale i na świecie, przechodzi od lat całą serię kolejnych przepoczwarzeń. Próbuje znaleźć dla siebie miejsce do ideowego zagnieżdżenia się i wykucia nowej tożsamości. Póki co, nie widać na horyzoncie przemyślanego, zwartego ani przekonującego nieprzekonanych programu politycznego. Możemy za to obserwować tworzenie się lub utrwalanie czegoś na kształt zachowującego istotne polityczne wpływy salonu, skoncentrowanego głównie na sprawach obyczajowych. Nie twierdzę, że to źle. Twierdzę jedynie, że to za mało, że zwykli ludzie a tych jest przecież przygniatająca większość rzadko kiedy mają w życiu niezwykłe problemy. Całe masy ludzi borykają się na co dzień z problemami głównie natury socjalno-bytowej, z tym, jak przeżyć do przysłowiowego pierwszego, jak związać koniec z końcem. Lewica wcale nie ułatwia im tego. Przedwyborcze slogany zresztą ociekające populizmem niczego tu nie załatwiają. Mają prawo czuć się przez nią niereprezentowanymi. To potęguje ich frustrację i ogólne zniechęcenie do polityki. Wpycha w objęcia wyrazistszych pod tym względem opcji politycznych, nawet jeśli ich oferta zaczyna się i kończy na osławionym becikowym. Ciekawe, że to szczególne skupienie uwagi na sprawach obyczajowych w przypadku lewicy ma być traktowane w kategoriach cnoty, podczas gdy w innych przypadkach ma to już uchodzić za przejaw przewrażliwionego moralizatorstwa o skłonnościach dyktatorskich.
MZ: - Nastąpiło przesunięcie akcentów, jakby święty Józef wygrał z Marksem. Lewicowe święto pracy przegrało z dniem św. Józefa robotnika. Kiedyś robotnik był ponoć okradany przez właścicieli środków produkcji - kapitalistów, a dziś okradany jest w dodatku przez złych, antypolskich kapitalistów z Zachodu, którzy nie szanują naszej katolickiej tradycji. Do dziś dominuje ruch wywodzący się z "Solidarności", ale on na stałe przykleił się do prawej strony sceny politycznej i nie ma podłoża dla rozwoju ruchów lewicowych.Jeśli jest jeszcze jakakolwiek lewica, to nie potrafi już zagospodarować robotników i prekariuszy. Są inne grupy wykluczonych: zwolennicy zalegalizowania marihuany, związków partnerskich, imigranci. Właśnie dyskusja o imigrantach powinna zająć się lewica, ale z prawej strony słychać już głosy, to może skończyć się przedmieściami pełnymi muzułmanów czy innych "obcych". I wpadamy w tradycjonalistyczny ton, w którym nie ma miejsca dla lewicowej myśli.
SD: - Po 1989 roku nie było już miejsca dla tradycyjnie rozumianej lewicy. Dziś ten elektorat zagospodarował PiS. Polski wyborca, który kiedyś popierał prorobotniczą lewicę, dziś głosuje na PiS. Na bardzo tradycjonalistyczną partię wsi i małych miast.
MZ: - Na którą głosują emeryci, działkowcy, którzy kiedyś byli w partii.
SD: - Jeśli chodzi o polską scenę polityczną, to mówienie o tradycyjnej lewicy i prawicy nie ma sensu. PiS jest lewicą socjalno - gospodarczą i jednocześnie prawicą obyczajową. PO jest raczej lewicowa obyczajowo - choć na podstawie ostatniej debaty o in vitro widać, że jednak nie do końca - i wolnorynkowa pod względem gospodarczym, choć i tutaj pewnie można by polemizować. To się nam w Polsce wymieszało i wynika z nas samych - specyfiki elektoratu, doświadczeń z komuną czy też szerszych doświadczeń historycznych.
PD: - Inaczej na elektorat patrzy się ze studia telewizyjnego lub radiowego w stolicy, a inaczej na prowincji, gdzie trzeba zmagać się z szarą wcale nie warszawską i niewystudiowaną rzeczywistością. Ogląd rzeczywistości, który oferują nam media centralne, przedstawia nam w znacznej mierze wyobrażony obraz Polski, sceny politycznej i preferencji wyborczych. Ostatnia przegrana Bronisława Komorowskiego zdaje się potwierdzać tę obserwację. Nie tylko politycy, ale i dziennikarze sprzyjający rozmaitym frakcjom politycznym, niekoniecznie tylko z pychy czy zadufania, ale także przez zamknięcie w kokonie, otulinie metropolii, w której praktycznie wszystko jest inne i inaczej mają bodaj większą, niż można by sądzić, skłonność do popadania lub konstruowania politycznej fikcji i myślenia życzeniowego. Wielu komentatorów zastanawia się teraz: co takiego się stało ostatnio w Polsce? Może nic albo zupełnie niewiele, bo cały czas jest w gruncie rzeczy tak samo. Tyle, że może w końcu opadła zasłona medialno-politycznego kreowania rzeczywistości. Pytanie: czy i jak długo tendencja ta jeśli o czymś takim można w ogóle mówić się utrzyma?

- Naprawdę nic się nie stało?

MZ: - Patrząc przez pryzmat własnego wielkomiejskiego i sytego grajdołka przegapiliśmy Pawła Kukiza, który jest wciąż chyba zaskoczony własnym sukcesem. Zauważmy przy tym, że ruch oburzonych w Stanach Zjednoczonych - "Okupuj Wall Street", czy inne w Hiszpanii, Grecji - pojawiały się już wcześniej. Czy tymi ruchami zarządzają politycy? Trudno powiedzieć, bo oburzeniem zarządza się najtrudniej. Można to robić z gniewem, opozycją, ale oburzenie jest zawsze krótkotrwałe. Kilka lat temu także w Polsce już były podobne ruchy...

-...np. Zmieleni.pl

MZ: -...ale to się szybko rozproszyło. Polityka ma to do siebie, że poza hasłami musi dojść do konkretyzacji emocji. I na listach wyborczych np. Kukiza odkryjemy przedziwną menażerię. I kiedy dochodzi do konkretu - przed którym Kukiz intuicyjnie się broni - to okazuje się, że tam jest wszystko polityczne mydło i powidło. Ale czy to zapewni polityczną skuteczność? Jak wyobrazić sobie pracę takiego klubu parlamentarnego?
PD: - Jakie koalicje zawierać?
MZ: - Jest taki rysunek Marka Raczkowskiego: tłum trzymający transparent z napisem: "Kurw... mać!" Na demonstracji to świetnie wygląda, ale spróbujmy zbudować na takiej podstawie np. drogę czy szkołę. Na oburzeniu jej nie zbudujemy, to zdecydowanie za mało.
SD: - Zgadzam się z tym, co powiedział Piotr, co do oderwania centralnych elit i mediów od rzeczywistości przeciętnego Polaka. Ostatnio Kukiz nazwał ten fenomen warszawki: "Monaco". I tak jest w istocie. Sam mieszkam w Inowrocławiu i w ogóle nie byłem zaskoczony wygraną Dudy czy sukcesem Kukiza. Rozmawiałem z ludźmi i oni mówili, na kogo zagłosują. Dwa miesiące przed wyborami mówiłem, że Komorowski nie ma szans na wygraną! Wszyscy się ze mnie podśmiewali, ale wystarczy trochę słuchać ludzi. Główny przekaz, wygenerowany przez "Monaco" - Warszawę, oderwany jest od rzeczywistości, od prowincji. A jeśli chodzi o przekucie oburzonych na realną strategię, o czym mówił Marcin, to Kukiz musi skończyć się porażką . On jest autentyczny, za co mam dla niego wielki szacunek, nazywa rzeczy, które źle w Polsce działają - w tym tkwi jego sukces, ale jeśli wprowadzi swój ruch - na poziomie 10 - 12 procent do Sejmu, to on niezwykle szybko zacznie się rozpadać.

- Przypadek Palikota?

SD: - Tak, tylko trochę szybciej zacznie się sypać.
MZ: - Palikot miał jeszcze elementy programowe, które wiązały jego klub. Zauważmy jednak, że ci, co głosowali poprzednio na Janusza (Palikota) tym razem głosowali na innego Janusza (Korwin - Mikkego). A przecież z punktu widzenia ukształtowanego dojrzałego światopoglądu to jest absurd! Nie da rady raz głosować na jednego, a za chwilę na drugiego. Może dla młodych, nieukształtowanych lub oburzonych, antysystemowych młodych ludzi to nie jest problem.
SD: - Od dziewięciu lat pracuję w liceum ogólnokształcącym w Inowrocławiu. Młodzież się zmienia, ale ich oczekiwania życiowe niekoniecznie w tym sensie młodzi są tacy sami. Trzy, cztery lata temu głosowali na Palikota. Dziś - na Kukiza i Korwina. Kiedy zaczynałem pracę - byli antyPiS-owi, wtedy kończyła się IV RP, dziś są antyPlatformerscy.

- PO zwyciężyła wtedy z hasłem: zabierz babci dowód! Może tej jesieni wnuczek pójdzie razem z babcią, żeby zagłosować na PiS?

MZ: - Żółtą lub czerwoną kartkę władza dostanie, to jasne. Ktoś już zauważył, że elektoratu młodzieżowego nie da się zagospodarować. Oni są nieukształtowani. Później dzisiejsi antysystemowcy wejdą w buty rodziców i dziadków i będą głosować dokładnie jak oni.

- Zaraz, zaraz, przecież z badań jasno wynika, że chcą mieć rodziny, dzieci, pracować w Polsce, a nie wyjeżdżać "za chlebem"!

SD: - Rzeczywiście bardziej widać to wśród licealistów niż studentów. Młodzi są bardziej konserwatywni niż byśmy ich o to podejrzewali.

- Myślałem, że wskażecie Kukiza jako strażnika wartości.

MZ: - Nie w kategorii politycznej skuteczności. Na wierności kanonowi pewnych wartości programu nie da się zrobić.
SD: - Nasza polityka nie jest totalnie wypłukana z wartości. One są...

-...przepraszam, gdzie?

SD: - Mieliśmy ostatnio aż w nadmiarze dyskusji o in vitro. A dyskusje o związkach partnerskich? Tam jest mnóstwo wartości. Okazuje się właśnie, że dziś, kiedy politycy nie chcą lub nie potrafią merytorycznie kłócić się o gospodarkę czy zarządzanie państwem - najłatwiej zająć się wartościami. Zgoda, bardzo często robią to koniunkturalnie, ale jednak!

- Czy strażnikiem wartości nie okazał się Kościół i hierarchowie? Jarosław Kaczyński na Jasnej Górze złożył jasną deklarację.

MZ: - Przestrzegałbym przed takim myśleniem. My ciągle powinniśmy się jeszcze uczyć rozmawiania i spierania się o wartości, to podstawa demokratycznego, otwartego społeczeństwa. A tego w Polsce nie rozumiemy. Jakakolwiek monopolizacja przestrzeni wartości jest zamachem na fundament europejskiej kultury politycznej, zbudowanej na dialogu.
PD: - To w pewnym sensie porażka braku lewicy w Polsce. Ona nie potrafiła zagospodarować tej problematyki w przestrzeni publicznej. Odnoszę wrażenie, że kiedy w Polsce mowa jest o wartościach w polityce, to myśli polityków od razu machinalnie wędrują w stronę Kościoła katolickiego. I to wszystkich ugrupowań. Kiedy prowadzę zajęcia z etyki ze studentami kierunków niefilozoficznych, to oni widząc, że wykładowca etyki nie jest księdzem - robią wielkie oczy. Przestrzeń moralna w Polsce jest tak przenicowana obecnością Kościoła rzymskokatolickiego, że skali tego wciąż chyba sobie do końca nie uświadamiamy! Podam prosty przykład, który mam nadzieję jakoś to zobrazuje. W jednym z państwowych przedszkoli okazało się, że w wewnętrznym systemie oceniania podkreślam świeckiej i państwowej placówki znalazło się odwołanie do wartości chrześcijańskich jako uniwersalnych!
MZ: - I to jest sukces tego środowiska, że funkcjonuje model zakładający, że wartości chrześcijańskie, jako jedyne, są uniwersalne! A to nie jest prawda.
SD: - I tu mamy problem z pluralizmem w naszym kraju. Kiedy pojawia się w dyskusji określenie "wartości", to wszyscy domyślnie myślą o wartościach katolickich czy chrześcijańskich, co równa się tradycji, a wszystko inne nie jest już wartościami. Tak jakby spór o aborcję nie dotyczył wartości, a przecież zawsze dotyczy, bo ci, którzy będą bronić prawa kobiety do aborcji - też są za wartościami, a konkretnie za tym, że wybór kobiety jest najważniejszy i chodzi o jakość jej życia. A ci, którzy stają po drugiej stronie wartości te po prostu inaczej definiują.
MZ: - Nastąpiło zawłaszczenie pojęcia wartości przez jedną grupę.

- Co z takimi, którzy chcą normalnie żyć?

MZ: - Pokusa emigracji wewnętrznej jest niebezpieczna, to już przerabialiśmy w PRL-u. Ona zamyka nas na wspólnotę.
PD: - Był taki filozof, który wynalazł antidotum na politykę: zajmowanie się ogrodem. Nie zalecał emigracji wewnętrznej, ale radził, żeby się w politykę za bardzo nie angażować. Jak się człowiek zapatrzy w nią, niczym w otchłań oceanu, to w pewnym momencie można ulec sugestii, że ten ocean zaczyna nas pochłaniać. Trzeba zajmować się swoją częścią ogrodu i uprawiać go najlepiej, jak się potrafi. Angażować się w to, co jest możliwe i wykonalne dla nas, a równocześnie unikać taniego i chwytliwego narzekactwa, kontestowania i pociągania do odpowiedzialności najlepiej wszystkich za wszystko. Kto wie, ilu z nas, w zaciszu swoich domów i mieszkań, odbywa codziennie pewien charakterystyczny rytuał: siedzimy sobie leniwie w fotelu, nawadniamy się schłodzonymi napojami i przerzucając telewizyjne kanały wyrzucamy z siebie górę narzekań: jakie to wszystko złe, czego dożyliśmy, kiedyś to było lepiej, a teraz jest tak fatalnie, że lepiej nie mówić! Ile razy słyszałem z ust tych samych osób, które jeszcze dekadę temu, nie przebierając w słowach, gromiły PRL, słowa pochwały pod jego adresem, gdy porównywały go z III RP. Tymczasem okazuje się, że wielu z nas nie potrafi lub nie chce wykazać się zaangażowaniem w tak prozaiczne zdawałoby się aktywności, jak udział w wywiadówce, pomoc w organizacji imprezy szkolnej; analogicznie wspólnota mieszkaniowa bywa wspólnotą jedynie z nazwy, bo niektórzy nie potrafią nawet ten jeden raz w roku wziąć udział w walnym zebraniu. A to są często te same osoby, które wylewają na innych wiadra pomyj! Bo inni mają i muszą mieć obowiązki, a oni wyłącznie zachcianki.
MZ: - Cierpimy na moralno-polityczne wzdęcia. Jako widzowie programów telewizyjnych jesteśmy nabzdyczeni, rozdęci hasłami i wszystko oceniamy, najczęściej negatywnie. A nie chcemy się zmienić, czegoś się nauczyć. Wystawić głowy z lokalnego grajdoła. Pławimy się w moralno-politycznym refluksie.
SD: - Nazwałbym to kulturą nudy. Ryba psuje się od głowy. Znudzonym politykom nic się nie chce. Coś tam pokrzyczą i wystarczy! Nam również się nie chce. Ta nuda wszędzie się pleni. Dołączę się do manifestu Piotra, który nazwę nowym pozytywizmem. Jak chcemy zbudować nowe państwo, skoro nie potrafimy posprzątać po swoim psie?! Bez nowej pracy u podstaw nie zbudujemy nowego państwa.

- To jaki będzie wynik jesiennych wyborów?

MZ: - Filozofowie powiedzą, jak Nancy Reagan, kiedy dziennikarze pytali ją o zdrowie bardzo już schorowanego męża: - Prezydent Reagan czuje się dziś tak, jak należy się spodziewać.
PD: - Wynik będzie dokładnie taki, jaki będzie (śmiech)
MZ: - Dlatego niech oceni to politolog!
SD: - Nie przesądzam zwycięstwa PiS, choć jest ono bardzo prawdopodobne. Nawet na ostatniej prostej wynik PiS i PO może się wyrównać. Jeśli Kukiz zdobędzie 10 - 12 proc., wtedy pojawi się możliwość koalicji PiS-u z Kukizem, którego ruch bardzo szybko się rozpadnie. Część jego zwolenników, nowocześniej myślących, już po stworzeniu koalicji z PiS-em opuści szeregi ruchu Kukiza. Dołączą pewnie do PO lub SLD jeśli ten wejdzie do sejmu. Zakładam, że po wejściu Kukiza do parlamentu nastąpi demontaż jego ruchu już w ciągu pierwszego roku.

- Jeśli powstanie Ku-PiS, to PiS połknie Kukiza jak wcześniej "Samoobronę" i LPR.

SD: - I wtedy można będzie ogłosić nowe wybory.
Ramka:
Dr hab. Marcin T. Zdrenka etyk z Instytutu Filozofii UMK, badacz etosów i języka moralności, autor książki "O gnuśności. Studium lenistwa i jego kontekstów", współautor książeczki "Sześć cnót mniejszych"
Dr Piotr Domeracki filozof i etyk z Instytutu Filozofii UMK, badacz samotności, zwolennik życzliwości, propagator dialogiczności. W tymże duchu współredaktor książki "Zrozumieć samotność", podobnie jak współautor książeczki o sześciu cnotach mniejszych.
Dr Sławomir Drelich - politolog i etyk z Wydziału Politologii i Studiów Międzynarodowych UMK, publicysta kwartalnika "Liberté!", autor książek "Populistów ethos zmanipulowany" oraz "Wojny trybuna ludowego. Przypadek Andrzeja Leppera".

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska