- 43-letni sierżant z 10-letnim stażem - między godz. 10 a 11 oddał pięć strzałów z kałasznikowa w ziemię. Następnie zabarykadował się w wieży strażniczej, gdzie pełnił służbę na "posterunku uzbrojonym" i zerwał łączność - relacjonowała rzeczniczka Służby Więziennej, Luiza Sałapa.
Mężczyzna nie wysuwał żadnych żądań i nie podjął z nikim rozmów. Siedział w wieży na krześle umieszczonym na klapie wejściowej do obiektu. Czasem wychodził jednak na krótko na galerię wieży.
8 kwietnia wrócił z ponad miesięcznego zwolnienia lekarskiego. Sałapa przyznała, że mężczyzna miał "jakiś konflikt" ze swym przełożonym. Rzeczniczka nie znała szczegółów sprawy.
Areszt śledczy znajduje się w centrum Jeleniej Góry na tyłach tamtejszego sądu. Na miejscu byli policyjni antyterroryści z Wrocławia. Okoliczne ulice zamknięto dla ruchu i pieszych.
Na miejsce sprowadzono żonę strażnika, gdyż odmówił on kontaktu z negocjatorem. Kobieta nie została wpuszczona do wieży, ale miała pomagać negocjatorom w porozumieniu się ze strażnikiem.
Wieczorem desperat poddał się. Został natychmiast przesłuchany przez prokuratora.
Edyta Bagrowska z jeleniogórskiej policji przyznała, że policja rozważała różne warianty rozwiązania konfliktu, w tym użycie siły. Na miejsce, oprócz antyterrorystów, sprowadzeni zostali również policyjni snajperzy.